Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Nie myl influencera z lekarzem czy dietetykiem. Okazuje się, że internetowi „eksperci” dają błędne rady w 8 na 9 przypadków

Internet jest nieocenionym źródłem wiedzy. Jednak w przypadku tematów, które w oczywisty sposób łączą się z naszym zdrowiem, jak np. dieta, lepiej sprawdzić każdą informację i kompetencje osoby jej udzielającej co najmniej 2 razy.
.get_the_title().

Kilka miesięcy temu pisaliśmy o tym, że na tzw. kontach influencerskich z roku na rok pojawia się coraz więcej treści. Nie przekładało się to co prawda ostatnio na lajki – zalew informacji, w tym szczególnie postów sponsorowanych sprawia, że łatwo niektóre z nich przeoczyć. Inne celowo ignorujemy, korzystając np. na Instagramie z opcji „wycisz”.

Zaczyna nawet mówić się o początku końca ery influencerów. Póki co jednak nadal mają oni duży wpływ na społeczność internetową. Niestety, nie zawsze są specjalistami w dziedzinie, w której udzielają porad.

Thought catalog/Unsplash

Sprawie postanowili przyjrzeć się naukowcy z Uniwersytetu w Glasgow. Wzięli pod lupę blogi i posty publikowane przez wiodących brytyjskich influencerów. Tych, którzy mają co najmniej 80 tysięcy followersów na swoich profilach w social mediach i którzy aktywnie prowadzą bloga, skupiającego się przede wszystkim na tematyce utraty wagi.

Prezentowane przez nich treści online sprawdzono w oparciu o 12 kryteriów, m.in. ich transparentności, wiarygodności, poprawności informacji dotyczących żywienia, poparcia dowodami naukowymi, obiektywizmu.

Żeby ustalić, czy są one spełniane, wystarczyło sięgnąć chociażby do zamieszczanych w internecie przepisów kulinarnych, gdzie podawane były informacje o wartościach odżywczych, wpływie na nasze ciało poszczególnych składników, czy rekomendacje różnych produktów.

Alan KO/Unsplash

Influencerzy nie zdali pomyślnie tego sprawdzianu.

Wystarczyłoby spełnienie choć 70 procent wymogów, żeby badacze – eksperci w tematach zdrowia i żywienia – uznali sprawdzane treści za wartościowe albo przynajmniej poprawne.

Autorzy badania uważają, że jego wyniki są niedopuszczalne i dowodzą, jak niszczycielską siłę mogą mieć social media w rękach niekompetentnych osób. Zwracają uwagę na fakt, że w czasach, kiedy tyle osób zmaga się z problemem otyłości lub zaburzeniami odżywiania podawanie rzeczowych, sprawdzonych informacji jest kluczowe dla zmiany tej sytuacji.
Niestety można powiedzieć, że dżin już został wypuszczony z butelki i sprawienie, że blogerzy i influencerzy będą czuli się w obowiązku zachowania pewnych koniecznych standardów publikowanych treści wkrótce będzie kompletnie niemożliwe – komentuje dla Independent.co.uk Tam Fry, przewodniczący National Obesity Forum. – Influencerzy będą zasłaniać się wolnością słowa, ale publikowania szkodliwych treści nie można usprawiedliwiać w taki ani w żaden inny sposób.

Scott Webb/Unsplash

Jak sytuacja wygląda w Polsce? Hashtagiem #utratawagi oznaczonych jest na Instagramie ponad 17 tysięcy postów. To nie tak dużo, ale na pewno niektóre rodzime treści mają w opisie #weightloss, a ich jest już prawie 61 milionów.

Tymczasem niespełna 3 miesiące temu badanie opinii publicznej HealthWave zrealizowane przez agencję WaveMaker wykazało, że Ewa Chodakowska cieszy się takim samym zaufaniem w sprawach zdrowotnych jak lekarze.

Niewiele mniej spontanicznych wskazań padło w tym rankingu na Annę Lewandowską. Dietetyk znalazła się na czwartym miejscu – po mamie, a przed żoną. Nie wnikając w tym momencie w jakość treści naszych krajowych influencerek, jedno jest pewne – ich siła rażenia jest naprawdę duża.

U nas również przydałoby się takie badanie. Jeśli jego wyniki miałoby okazać się podobne do tych z Wielkiej Brytanii, to niech ten zmierzch influencerów nastąpi czym prędzej.

Zdjęcie główne: film „Kocha, lubi, szanuje”
Tekst: KD

SURPRISE