Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Będzie co wspominać…#seriodomi?

Ma 26 lat, jej dzieciaki 6 i 4, jest samodzielną mamą, a to jej reportaż z wakacji i życia, całkiem serio, ale z przymrużeniem oka.
.get_the_title().

Domi Kurska, nasza redakcyjna koleżanka, która prowadzi także nasze media społecznościowe, robi zdjęcia i którą możecie znać z naszego Instagrama, to postać – dość powiedzieć – barwna. Z wyglądu nastolatka, z zawodu – mama na dwójki rozrabiaków, Tosi i Bruna, na pełen etat, do tego instamama, która potrafi cudownie pokazać beztroskę dzieciństwa, szalone zabawy i dogonić swoje dzieciaki w biegu przez życie. Mieszka i pracuje w Warszawie. Specjalizuje się w fotografii dziecięcej. Ma na koncie współpracę z dużymi markami. W naszej akcji z firmą Samsung w ramach kampanii #BedzieCoWspominac nie mogło jej zabraknąć. Bardzo lubimy jej zdjęcia i emocje, które są w nich ukryte. Reportaż z wakacji w otoczeniu bandy dzieciaków, przyjaciół, psów i morza.

Domi wykonała zdjęcia Galaxy S10 w ukochanych Chałupach i Kuźnicy i przywiozła do naszej redakcji wraz ze wspomnieniami, opalenizną i mnóstwem fajnej energii.

F5: Jak minęły Twoje wakacje w tym roku?

Domi Kurska: Intensywnie. Z całym wachlarzem rozmaitych przeżyć. Mam 26 lat, jestem mamą dwójki dzieci, więc to trochę próba połączenia dorosłego życia, pracy, z tym jeszcze lekko beztroskim.

Jak to godzisz?

U mnie nie ma planu, wszystko dzieje się raczej wynikowo. Mam talent do podrzucania dzieci. A tak serio, w wakacje działa to superfajnie – dzięki „komunie”, w której żyjemy, mogę zabrać dzieci do pracy. Dzięki mojej mamie, babci, tacie i bratu – mogę ich podrzucić na tydzień lub dwa do Łodzi i pożyć trochę życiem ludzi bezdzietnych. Na urlop od Warszawy wyjeżdżam z najbliższymi i ich dziećmi. Da się, trzeba tylko trochę pokombinować.

Czy bycie samotną matką jest dla Ciebie trudne?

Nie lubię określenia „samotna matka”, bo nie czuję się samotna. W moim przypadku lepiej określa to słowo samodzielna. I zazwyczaj jest dobrze. Sama z dziećmi mieszkam od ponad 3 lat, więc miałam czas, żeby to sobie poukładać. W moim życiu jest dużo fantastycznych ludzi, którzy wspierają mnie w mojej codziennej egzystencji: od wyrozumiałych pań z przedszkola, które biorą poprawkę na moje roztargnienie, przez przyjaciół którzy mnie wspierają, po panie z piekarni pod domem, które codziennie rano dają moim dzieciom chleb, ha, ha.

Czym dla Ciebie jest najbliższa rodzina? Obraz rodziny bardzo się zmienia, żyjesz w patchworku, który sama sobie stworzyłaś i wybrałaś.

Wiem, jestem w tym genialna, prawda?! Zawsze podkreślam, że ogromną wartością w moim życiu są ludzie, którzy mnie otaczają i gdyby nie oni, pewnie dawno bym się gdzieś pogubiła po drodze. Na moją rodzinę, oprócz takiej podręcznikowej – jak rodzice czy rodzeństwo, składają się przyjaciele. Ty (Marta) – która planuje, co robimy w weekendy i organizuje wakacje, wychodzi ze mną na drinka, robi zakupy, dzieli troski – potrafimy spędzić ze sobą więcej czasu niż przeciętne małżeństwo! Ola, która jest dla mnie jak starsza siostra i pilnuje, żebym za dużo głupot nie nawywijała, przypomina o wszystkim, czuwa. Gipsuje ściany i buduje maszynę do waty cukrowej. Mąż Oli, Borsuk, który odciąża nas od dzieci i zostaje z nimi w domu, żebyśmy my mogły wyjść do kina. Konrad – który jest moim szefem, wybranym starszym bratem – nakrzyczy na mnie, pokłóci się, a potem poklepie po plecach i doradzi, co robić, kiedy ja nie wiem. Kasia – jak jesteśmy razem, zawsze coś się musi wydarzyć, to jakieś siły wyższe. Płaczemy i śmiejemy się razem, sprzeczamy. Ja robię obiady i herbatę w zimowe wieczory – ona dostarcza słodycze. Leżymy godzinami na kanapie i obmyślamy plan podboju świata. Sylwia, która jest w moim życiu niezmiennie od 11 lat i to serio musi być miłość. Wpadnie przynajmniej raz w tygodniu na nocowankę, pijemy wino, oglądamy seriale, plotkujemy. Marianna, która chyba specjalnie dla mnie otworzyła Prochownię w Parku Żeromskiego i zatrudniła w niej najlepszych ludzi pod słońcem. Jestem tam z dziećmi niemal codziennie, niby na kawę – chociaż zazwyczaj przesiadujemy tam godzinami. To mój taki drugi dom (z ogródkiem! ha, ha). Jest Maciek, który rozumie mnie jak nikt inny i wprowadza do mojego życia tony śmiechu. Magda, z którą przez długi czas byłyśmy w podobnej sytuacji życiowej – człowiek o niesamowicie dobrym sercu, rzadkim darem słuchania i zrozumienia. Tych osób jest trochę i tak sobie myślę, że mam w tym wszystkim dużo szczęścia i faktycznie niezły balans, ale zupełnie nie wiem, jak to się stało.

Rytm mojemu życiu nadają głownie dzieci, ich obowiązki czy chociażby humor. Lubię rutynę, w którą mnie wprowadzają. Choć daleko, mam wspaniałą, megapomocną rodzinę. Mogę zadzwonić do mamy w poniedziałek o 13:00, że Tośka jest chora, a mój tata o 20:00 będzie w Warszawie, żeby zabrać moją córkę do babci na chorowanie. I chociaż każdy ma swoje obowiązki, prace, dom, to jakoś to ogarniamy. To chyba wyniosłam z domu, że nie ma czegoś takiego, że się „nie da”.

Wszystko da się ogarnąć, poskładać i zorganizować, trzeba tylko chcieć i czasem nagiąć swoją strefę komfortu.

Co jest najważniejsze dla dzieci i co zapamiętają z tych wakacji?

Miłość. Rozmowa i umiejętność słuchania, wyrozumiałość. Mam nadzieję, że zapamiętają wspólny czas oparty przede wszystkim na dużej dawce luzu, brak pośpiechu.

Beztroskę. Gorące powietrze, zimy wiatr i lodowate morze. Przyjaciół, śmiech i zabawę. Drożdżówki na śniadanie i lody na kolację. Brudne stopy i piasek w łóżku.

Ale gdzie Ty w tym wszystkim, jak Ty będziesz wspominać te wakacje?

Jako emocjonalny roller coaster! Obok moich uroczych, spoko dzieci, jestem ja, która wychodzi z przyjaciółmi na drinka albo pięć, pali papierosy, włóczy się nocami po mieście, zarywa noce, bo… żyje. Przeżywam rozczarowania, kłótnie, zawody miłosne, chwile radości, euforii, zaskoczenia, wstydu, fascynacje, pożądanie, panikę, spokój – jest tego cała masa. Dzięki temu doświadczam tego życia, ze wszystkimi jego dobrymi i złymi stronami. To też niektórych może odpychać, bo jak jesteś matką, to nie wypada.

Nie jest tak, że co weekend się odpinam i hulaj dusza piekła nie ma; wręcz przeciwnie, to zdarza się w wakacje, gdy pojawia się więcej luzu – inaczej ciężko mnie wyciągnąć z domu, bo to on w dużej mierze stanowi miejsce, w którym zbierają się ludzie. Dzieci towarzyszą mi przez większość czasu. Lubię zabierać Je ze sobą do znajomych, przesiadywać popołudniami w ukochanej Prochowni, chodzić z nimi na kino letnie i koncerty. Włóczyć się bez celu i leniuchować cały dzień w piżamach. Bez pośpiechu.

Macierzyństwo wcale nie ogranicza, tylko ludzie z momentem pojawienia się dziecka wpadają w jakąś pułapkę, że czegoś już nie można. A najgorszą rzeczą wydaje mi się rezygnacja z siebie i tego, co lubimy, wtedy ludzie robią się smutni.

Co jest dla Ciebie najważniejsze w życiu?

Poczucie bezpieczeństwa, czyli dzieci, rodzina, przyjaciele. Ktoś mi niedawno powiedział, że „tobie to jest dobrze w miejscu, w którym jesteś i nie chcesz nic zmieniać” – i to prawda, wolę pracować nad tym, co mam w życiu, żeby to ulepszać i wycisnąć maksimum, niż szukać potencjalnie fajniejszych opcji gdzieś na bokach. Nie wynika to z braku ambicji, a raczej tego, że na koniec na maksa doceniam rzeczy trwałe i stabilne. Wierzę w rzeczy, którymi się otaczam.

Co ludziom najbardziej podoba się na twoim IG?

Elementy poprawne: dzieci, domek, sielanka. Ludzie lubią ładne zdjęcia, właściwe. Buzia ładnego dziecka, w ładnych ubrankach, w ślicznym mieszkanku, sielsko–anielsko i słodko–pierdząco. Ja już chyba trochę z tego cukierkowego świata wyrosłam, bo moje życie takie cukierkowe nie jest. Jest super – ale ma całą paletę barw.

Jak sądzisz, z czego to wynika?

Z tego, że w dużej mierze obserwują mnie mamy, od lat. Widzą, jak moje dzieci dorastają, zmieniają się. Przez Instagram poznałam również masę fantastycznych kobiet, matek – z Polski i zza granicy, z którymi mam stały kontakt. Streszczamy sobie, co u nas, doradzamy, to takie nasze podwórko. Moja estetyka nieco odbiega od tej popularnej w inastamatkowym świecie, więc pewnie dlatego zdjęcia z mojego „prywatnego” życia „klikają się” gorzej, ha, ha.

Jak widzisz przyszłość, czy można mieć jakieś plany z takim podejściem?

Nie lubię planować, bo nie lubię rozczarowań. Going with the flow. Mam gdzieś tam, z tyłu głowy, jakieś założenie na temat tego, czego bym w życiu chciała i jak się uda, to super. Jak mawia mój tata: „nic na siłę, lekko młotkiem”!

Twoje ulubione miejsca nie tylko w Warszawie i okolicy na wakacyjne spoty? Gdzie powstały Twoje zdjęcia?

O mamo. Lubie nasze wypady nad wodę, gdziekolwiek – miejskie baseny, zalewy, morze. Wakacje to obowiązkowo kemping w Chałupach i Kuźnica. Warszawa nocą i ulubione, dobrze mi znane miejsca. Nasza redakcja. Twój ogródek. Centrum wszechświata, czyli moje mieszkanie na K30. Jest tego trochę.

Jakie zdjęcia lubisz robić najbardziej?

Niewyraźne, z zaskoczenia, niedopowiedziane.

Kwintesencja dobrego zdjęcia dla Ciebie to…

Naturalność.

Jak Ci się robiło zdjęcia Samsung Galaxy S10?

Szczerze? Na początku – nie mogłam się przestawić. W porównaniu do mojego poprzedniego telefonu, Galaxy S10 robi tak wyraźne zdjęcia, że nie byłam w stanie ogarnąć tego rozumem! Nie ogarniam technologii, nawet nie próbuję, więc nie zmieniałam żadnych ustawień, odpaliłam aparat i zaczęłam robić zdjęcia… i złapałam z nim nić porozumienia. Super jest opcja szerokiego kąta, który pozwala złapać szerszą perspektywę, więcej osób na zdjęciu, a w dodatku wyszczupla. Jest extra.

Projektem #BedzieCoWspominac Samsung chce zwrócić uwagę na to, co najważniejsze w fotografii. Liczą się nie lajki, ale wspomnienia, uchwycenie momentów, które chcemy zapamiętać. To jest bezcenne.

Rozmawiała: Marta Jerin
Materiał powstał przy współpracy z Samsung
Wszystkie zdjęcia zostały wykonane smartfonem Samsung Galaxy S10
Zdjęcia: Domi Kurska F5 

TU I TERAZ