Happa to Mame – kawałek Japonii na poznańskich Jeżycach
Japońska kuchnia coraz mniej kojarzy się jedynie z sushi, miso czy ramenem – swoją drogą, ten ostatni w Polsce zaczyna wygrywać nawet z niedzielnym rosołem. Łasuchy mogą już zacierać ręce, bo choć z pewną dozą nieśmiałości, na kulinarną scenę dumnie wkraczają słodkości z Kraju Kwitnącej Wiśni. W Happa to Mame, poznańskiej herbaciarni stworzonej przez Shotę Nakayamę i Marcina Cieśluka, króluje matcha w wielu wariacjach, robione na miejscu japońskie słodycze i kawa wypalana w Osace.
Ciekawi, jak smakują houjicha, kuromitsu, dango czy daifuku?
Za słodkości odpowiada Shota –Japończyk z Osaki – który bazuje na podpatrywanych od dziecka przepisach mamy i babci. Subtelny smak ryżowych słodyczy odtwarza teraz w Poznaniu. W menu znajdziemy m.in. dorayaki, czyli „pankejki” przełożone np. nadzieniem z pasty ze słodkiej fasoli azuki czy dango – uroczy w wyglądzie deser w postaci kulek mochi nabitych na patyczek. Po mochi obsypane prażoną solą przyjeżdżają nawet z daleka!
Jak mówią właściciele: „Stawiamy na autentyczność i tradycję. Naszym celem jest przeniesienie każdego z gości choć na chwilę do Japonii, bez potrzeby wyjeżdżania z Poznania”.
Poznańska mekka japońskich słodkości ma w swojej ofercie również lody, stworzone we współpracy z Najs Cream. Można udać, że lato wcale się nie skończyło i wyskoczyć np. na wegańskie lody matcha, którym towarzyszy kinako dango i pasta z fasoli azuki. Te z czarnej soi smakują jak połączenie sezamu z orzechami. Skrupulatnie liczących kalorie ucieszy fakt, że w słodyczach w Happa to Mame ilość cukru jest znikoma. Koniec walk z dopinającymi się ledwo po weekendowej rozpuście spodniami!
A co do picia? Matcha kinako latte, yuzu ginger soda (prawdziwa bomba witaminowa!), sencha, bezkofeinowa houjicha albo genmaicha – zielona herbata z prażonym brązowym ryżem. Niech nie smucą się kawosze – Happa to Mame współpracuje z japońską palarnią kawy Hyotan.
Happa to Mame to idealna miejscówka dla ceniących niebanalność.
Nie tylko łasuchy mogą już zacierać ręce przed wizytą w tym japońskim raju. Rumieńców z wrażenia dostaną także fani nowoczesnego designu. Happa to Mame wyłamało się bowiem z kanonu poznańskich lokali robionych według podobnego wzorca. Nie ma tu instagramowego połączenia marmuru z miedzianymi lampami, a ścianom w gigantyczne liście monstery i bananowca nie towarzyszą rośliny tropikalne. Wnętrza są cudownie minimalistyczne, wręcz enigmatyczne. Ale nie nudne: ścianę zdobi żywo-zielony obraz przedstawiający dwie kurtyzany, tu i ówdzie pojawiają się delikatne rośliny, subtelnie nawiązujące do japońskiej tradycji.
Widać, że dla Shoty i Marcina ważne było, by kawiarnia oddawała ducha wabi-sabi.
Właściciele zdecydowali się na połączenie industrialnego betonu z drewnianymi elementami. Rezultatem jest surowa, prosta przestrzeń, w której oczy cieszą japońskie akcenty. Słyszeliście o kintsugi? Starą, japońską technikę naprawiania potłuczonej ceramiki za pomocą laki i sproszkowanych metali szlachetnych (głównie złota oraz srebra) zastosowano w kawiarni na blacie betonowej lady oraz na niektórych naczyniach.
Kolejnymi elementem japońskiej układanki jest drewniany podest, na szczycie którego znajduje się niski stół i służące do siedzenia maty tatami. Kilka kroków i można poczuć się jak w tokijskim domu.
Właściciele zadbali o każdy detal – w lokalu zachwyca ceramika, która powstała dzięki współpracy z poznańskimi artystami takimi jak Hadaki, Nami Studio oraz Romanczuki. Można zaopatrzyć się nawet we własna czarkę do herbaty.
Ciekawostka na koniec: Happa to Mame znaczy „Liść i fasola”.
Tekst: Aleksandra Oleszek