Avatar Lil Miquela podbija rzeczywistość
Miquela ma obecnie ponad milion obserwujących. Odkąd w 2016 roku założyła swoje instagramowe konto, albo raczej, od kiedy została stworzona przez Trevora McFedriesa, zdołała całkowicie zmienić rolę i postrzeganie robotów przez współczesnych użytkowników tego serwisu. Lil Miquela nie jest jakimś tam zwykłym avatarem, który od biedy mógłby stanąć w szeregu ze znanymi bohaterami zaawansowanych gier komputerowych.
Będąc robotem, Miquela zdołała wejść do realnego świata.
Przyznając się do swojej tożsamości, stworzyła fikcyjne konto, którego bohaterką jest fikcyjna dziewczyna, nosząca fikcyjne ubrania i spędzająca czas z fikcyjnymi przyjaciółmi. Brzmi jak fragment opisujący najnowszą wersję The Sims? Wbrew pozorom, w tej fikcji drzemie ogromny potencjał.
Chociaż Miquela została stworzona przez parę amerykańskich artystów bawiących się komputerową grafiką, dzisiaj każdy mówi o niej jak o żyjącej osobie, funkcjonującej w świecie dokładnie w taki sam sposób, jak każdy z nas. Tyle tylko, że jej świat jest wypełniony najlepszymi imprezami, muzyczną karierą i oczywiście najfajniejszymi ubraniami z kolekcji topowych brandów. Oprócz tego Miquela spotyka się z przyjaciółmi, odpoczywa, je, ćwiczy i ma zarówno swoich zwolenników, jak i sporo hejterów, którzy nieustannie wypominają jej bycie sztucznym tworem. Miquela wydaje się tym nie przejmować i zamieszcza na swoim profilu obszerne komentarze, które mają bronić jej avatarowej natury. Fikcyjny dramat, który ma realny wpływ na emocje i zaangażowanie obserwatorów.
Mogłoby się wydawać, że w dzisiejszych czasach, w których Instagram wręcz przelewa się treściami, które proponuje Miquela, pomysł na wykreowanie avatra-influencera nie ma większego sensu. Skoro w instagramawej blogosferze można wymienić setki, a nawet tysiące blogerów-avatarów, którzy dawno już odcięli się od rzeczywistego życia, po co kreować coś aż tak sztucznego, jak konto Miqueli? Okazuje się jednak, że Lil Miquela znalazła dla siebie lukę, w której bardzo zgrabnie się porusza.
Dzisiaj jest jedną z najbardziej obiecujących influencerek, która na koncie ma współpracę z takimi markami jak Prada, Supreme, Diesel, Pat McGrath czy Highsnobiety.
Czym się wyróżnia? Tym, że w oceanie identycznych dziewczyn posiada wyróżnik, którego nie sposób ominąć. Nie jest prawdziwa.
O czym świadczy fenomen Lil Miqueli? Przede wszystkim o tym, że w internecie, a zwłaszcza na Instagramie to, co realne nie ma znaczenia. Tutaj autentyczność się nie sprzedaje, jest nudna, codzienna i nie jest dla odbiorców niczym inspirującym. Na Instagrama większość osób wchodzi po to, aby zobaczyć coś, czego nie ma w ich życiu na co dzień: ekskluzywnych restauracji, designerskich ubrań, rajskich wakacji i pierwszych rzędów na pokazie Diora. Miquela doskonale wpisuje się w tę koncepcję, bo nic, co prezentuje w swoim feedzie nie jest realne.
Buduje swoją rzeczywistość całkowicie od podstaw, a ludzi najbardziej fascynuje to, że mogą w tym uczestniczyć.
Gdy konto Miqueli zostało zhakowane przez innego avatara, Bermudę, użytkownicy wkręcili się w ten dramat jak w latynoską telenowelę. Reagowali spontanicznymi emocjami, jasno określali, po czyjej stronie stają, oburzali się protrumpowskimi poglądami Bermudy i całym sercem wspierali Miquelę. Czy te emocje były prawdziwe? Trudno powiedzieć, bo w świecie Miqueli nic nie jest jednoznaczne.
Czy Miquela ma realny wpływ na sprzedaż modowych marek, tak jak inne influencerki? Z pewnością tak. Przy takiej liczbie obserwujących trudno nie wziąć pod uwagę potencjału, jaki drzemie w tej avatarowej dziewczynie. Tym bardziej że jej świat coraz bardziej się rozbudowuje, pojawiają się nowe postacie, jak gangasta chłopak @blawko22, który na swoim profilu otrzymuje już propozycje matrymonialne. Ludzie się angażują, a za tym zaangażowaniem idzie chęć wyglądania, zachowywania się i ubierania się jak avatarowe gwiazdy Instagrama.
Dla projektantów to promotor doskonały. Nie ma kosztów sesji zdjęciowych, nie trzeba rezerwować hoteli, lotów, nie trzeba zajmować miejsca w pierwszym rzędzie na pokazie, nie ma też wygórowanych wymagań i całej listy życzeń.
Jest za to prosta reklama, która nie wymaga niemal żadnych dodatkowych kosztów.
Dystans do avatarowych modelek, jak Miquela czy zdobywająca coraz większą popularność Shudu, z pewnością jest uzasadniony. Tak gwałtowne obnażenie tego, że człowiek wcale nie jest niezbędny do promowania mody, mocno podkopuje status instagramowych blogerek. Ich argument braku autentyczności nie jest do końca przekonujący, bo większość realnych dziewcząt dawno zatraciła zdolność pokazywania rzeczywistości.
Miquela nie zyskałaby takiej popularności, gdyby nie miała przygotowanego gruntu, którego podstawą jest gra w wirtualną rzeczywistość.
To, co widać na Instagramie to fikcja niewiele mniejsza od tej, którą pokazują avatarowe modelki. Dlatego właśnie tak doskonale wpisują się w dzisiejsze zapotrzebowanie odbiorców i dlatego tak wiele osób, razem z modowymi brandami, zwraca na nie coraz większą uwagę.
Tekst: MW