Royal Wedding, czyli parada fascynujących kapeluszy
Słowo „fascynujący” nie znajduje się tutaj przez przypadek. Już kilka dekad temu znawcy tematu zorientowali się, że „kapelusz” nie jest wystarczającym i adekwatnym określeniem tego, co znajduje się na głowach osobistości uczestniczących w oficjalnych wydarzeniach o królewskim charakterze. Dlatego postanowili znaleźć nowe słowo.
„Fascinator” to określenie, które może nie zadowala wszystkich (zwłaszcza twórców zmyślnych kapeluszy), ale pasuje do charakteru tych fikuśnych ozdób.
Brytyjski protokół głosi, że podczas oficjalnych uroczystości kobieta powinna mieć zakrytą głowę. Nigdzie nie zostało jednak określone, co dokładnie na tej głowie znajdować się powinno.
Dlatego podczas ślubu księcia Williama i Kate Middleton mogliśmy oglądać paradę pięknych, dziwacznych, a czasem wywołujących sprzeczne emocje kapeluszy i ozdobników, które dla wielu są bardziej brytyjskie od samej rodziny królewskiej.
Wbrew pozorom historia brytyjskich kapeluszy nie sięga zamierzchłych czasów i nie wiąże się z żadną konkretną tradycją pielęgnowaną przez monarchię. Swego rodzaju trend na ozdoby na głowie zapoczątkowała największa trendsetterka Francji, czyli Maria Antonina, która lubiła zdobić głowę różnorodnymi przedmiotami: a to strusim piórkiem, a to biżuterią, a to zmyślnym kapeluszem, na którym pojawić się mógł nawet miniaturowy model statku.
Skąd jednak kapelusz w brytyjskiej monarchii? Z damskiej mody z pierwszej połowy XX wieku, która wymagała, aby kobieta w miejscu publicznym pokazywała się z zakrytą głową. Z czasem większość mieszkańców Wielkiej Brytanii porzuciła ten zwyczaj, jednak rodzina królewska, ostoja tradycji i elegancji, nie potrafiła zrezygnować z tak wyśmienitej ozdoby.
Niemałą rolę w popularyzacji wymyślnych brytyjskich kapeluszy odgrywają najznakomitsze wyścigi konne świata, czyli Royal Ascot. To pokaz najbardziej szalonych konstrukcji, które w niezrozumiały sposób utrzymują się na głowie zebranych dam. Organizatorzy tych wyścigów próbowali rozluźnić na jakiś czas ścisły dress code i trochę spuścić z tonu, jednak po paradzie minispódniczek i sukienek w stylu Paris Hilton w 2012 roku przywrócono oficjalny strój obowiązujący na wyścigach. Jednym z jego elementów jest oczywiście damskie nakrycie głowy.
Kapelusze w brytyjskim stylu zaczęły na dobre fascynować kobiety na całym świecie w latach 90., kiedy barwna osobistość mody, Isabella Blow, postawiła sobie za życiowy cel spopularyzowanie niesamowitych nakryć głowy tworzonych przez Philipa Treacy. Chociaż tendencję do tworzenia nieoczywistych konstrukcji przejawiała już Elsa Schiaparelli, to właśnie Treacy wprowadził kapeluszopodobne ozdoby na amerykańskie salony. Stworzył również znaczną większość nakryć głowy, które mogliśmy oglądać podczas ślubu księcia Williama.
Przez ostatnie lata kapelusze pojawiały się więc w różnych formach i przy różnych okolicznościach. Nosiła je Victoria Beckham, Sarah Jessica Parker, Lady Gaga, a nawet wspomniana już Paris Hilton. Pewna forma tych ozdobników przeniknęła nawet do życia zwykłych ludzi, którzy nie mają nic wspólnego ani z monarchią, ani z Hollywood.
Toczki, woalki i wszystkie inne ozdoby, które niektórzy z nas zakładają na specjalne uroczystości, to nawiązanie do historii mody i do brytyjskiej tradycji.
Czy na ślubie Harry’ego i Meghan Markle czeka nas kolejny pokaz kształtów, kolorów, dodatków i konstrukcji? Czy któryś z gości znajdzie się na ustach wszystkich tak, jak w 2011 roku księżna Beatrice, która na przekór apodyktycznej matce, postanowiła zabłysnąć arcydziwnym, ale jakże pięknym kapeluszem?
Znawcy tematu mają podzielone zdanie. Z jednej strony książęcy ślub to najlepsza okazja do zabłyśnięcia w blasku fleszy i zwrócenia na siebie uwagi. Przykład czerwonych dywanów pokazuje, że najlepszą metodą na zdobycie szybkiej sławy jest strój, obok którego nie sposób przejść obojętnie. Skoro protokół wymaga od dam nudnych, poprawnych sukienek, dlaczego nie wyskoczyć z kapeluszem, który skutecznie przełamie ten marazm?
Z drugiej strony ślub księcia Harry’ego to wydarzenie tak ważne w brytyjskiej monarchii, że większość zgromadzonych gości to jednak nie celebrytki, blogerki i influencerki, tylko poważne persony z rodziny królewskiej lub innych zaprzyjaźnionych rodzin. To crème de la crème tego, co arystokratyczne, szanowane i od dekad przesiąknięte protokołem. To w większości do bólu poważni ludzie, którym nie w głowie (i nie na głowie) piórka, ozdoby i sterczące formy, które z trudem mieszczą się w limuzynach.
Tekst: MW