Naigai chai, czyli serowa herbata – będzie hit?
Lubicie sery? Wolicie delikatną ricottę, mięciutki camembert, charakterny lazur czy włoski parmezan? Jeśli ta wyliczanka działa na wasze kubki smakowe, z pewnością zainteresuje was też nowy trend w gastronomii: naigai cha, czyli serowa herbata.
Zanim jednak skrzywicie się na samą myśl o takim pomyśle, przypomnijcie sobie stary angielski zwyczaj podawania herbaty z mlekiem.
Idea łączenia nabiału z naparem herbacianym nie jest tak obca, jak się wydaje na pierwszy rzut oka.
A ilu jest na sali miłośników serników, czyli jednoznacznie deserowych ciast na bazie sera? Mając ten dorobek kulinarny na względzie, odrzućmy uprzedzenia i z otwartą głową podejdźmy do napoju, którym już w tej chwili opijają się Amerykanie.
Naigai cha oryginalnie pochodzi z Tajwanu, skąd szybko powędrowała do domów i kawiarni na terenie całej Azji, dalej podbijając też lokale w Los Angeles, San Francisco i Nowym Jorku, a nawet nieśmiało wstępując do Europy (cheese tea wypijemy w londyńskim Happy Lemon).
Najbardziej charakterystyczną cechą tego napoju jest kremowa, gęsta piana o słodko-słonym smaku.
W zależności od fantazji baristy, ser może przybierać formę bardziej klasyczną lub zostać połączony z czekoladą i różową solą himalajską. Jesteśmy przekonani, że tak właśnie wyglądało słynne piwo kremowe popijane przez Harry’ego Pottera i jego przyjaciół podczas wypadów do Hogsmeade.
Koncepcja ta z pewnością kłóci się z wizją herbaty jako napoju niskokalorycznego, ale z drugiej strony może być znakomitą alternatywą dla ekstremalnie słodkich napojów kawowych wymyślanych przez sieciowe kawiarnie na każdy sezon zimowy. Może zamiast piernikowej latte z syropem, bitą śmietaną i cynamonem, warto odgonić pierwsze chłody kubkiem gorącej herbaty z warstwą aksamitnej, serowej śmietanki? Z niecierpliwością czekamy na wprowadzenie tej nowości do polskich lokali.
Źródło: The Guardian