Szukanie mieszkania na wynajem w Warszawie nie należy do najłatwiejszych. Wanny w kuchni, meblościanki i ciemne klitki to stałe elementy wnętrz, na jakie możemy się natknąć, przeglądając oferty. Do tego wszystkiego dochodzą absurdalne ceny. Oczywiście na rynku znajdziemy też nie budzące zastrzeżeń mieszkania, tylko co z tego, skoro za 25 m kw., najtańsze łózko z IKEA oraz biały stolik LACK przyjdzie nam płacić miesięcznie 2,5 tys. zł?

Okazuje się, że rynek mieszkań na sprzedaż wcale nie wygląda lepiej. Na problem ten zwrócił uwagę radca prawny Wojciech Łuczka, który stworzył krótki, uszczypliwy słownik tłumaczący język ofert sprzedaży. Wszystko po to, aby pomóc zaoszczędzić poszukującym mieszkania mnóstwo czasu, frustracji oraz nieporozumień. Jego post na Facebooku, który był efektem bezskutecznego poszukiwania mieszkania, wzbudził niemałe zainteresowanie – został udostępniony m.in. przez Stowarzyszenie Miasto Jest Nasze.

Bazując na podpowiedziach Łuczki możemy dowiedzieć się m.in., że „wyjątkowa oferta” to „co trzecia oferta”, przymiotnik „klimatyczne” nie oznacza w zasadzie nic, a „okazyjna cena” jest nią, ale tylko dla sprzedawcy. A bywa jeszcze ciekawiej i jednocześnie zabawniej, choć tak być nie powinno. „Lokum dla artysty” w większości przypadków oznacza „rozpierdol w suterenie albo strych z przeciekającym dachem bez okien”, a popularne „5 minut do centrum” prawie zawsze zamienia się w co najmniej 10. Więcej pojęć znajdziecie w tekście, który zamieściliśmy powyżej.

Tekst: AC
Źródło zdjęcia głównego: Dziennik Bałtycki