Wydawałoby się, że współcześnie kluczowe ruchy na rynkach finansowych dzieją się gdzieś daleko od nas. Nic bardziej mylnego. Okazuje się bowiem, że posiadająca aż 20 proc. udziałów w globalnych transakcjach BTC/USD giełda Bitfinex (osiągająca dobowy obrót na poziomie 1,3 mld dolarów), która otworzyła się na nie także w BTC/EUR, rozliczać będzie się z nich w… polskim banku. By dostrzec rangę, ale i pewien surrealizm całej sytuacji, warto zwrócić uwagę, że roczny zysk Banku Spółdzielczego w Skierniewicach (który w 2011 roku dysponował aktywami rzędu 13 mln USD) oscyluje w granicach 5 mln dolarów, podczas gdy bitcoinowy gigant taki obrót (nie mylić z przychodem) osiąga zaledwie w ciągu godziny. Ta dysproporcja budzi jeszcze większe zdziwienie po sprawdzeniu, gdzie wpływają depozyty. Jak się okazuje, lądują one bowiem na rachunku należącym do zarejestrowanej w Michałowicach spółki Crypto Sp. z o.o., której kapitał zakładowy wynosi… 5000 zł.

Tak prezentuje się jej siedziba:

Prezesem zarządu jest w niej Ivan Manuel Molina Lee, zaś 99 proc. udziałów (zawrotne 4950 zł) posiada zarejestrowana w Panamie firma Crypto Capital Corp. „Firmografia” pana Lee, ewidentnie świetnie odnajdującego się w lokalnym biznesie, jest zresztą bardzo bogata, co znaczy, że może być prezesem do wynajęcia lub inaczej słupem.

Wśród ekspertów wyłaniają się różne domysły dotyczące otwarcia na rynek euro, związane na przykład z małym odstępem czasowym powyższego ruchu od problemów Bitfinex z firmą Tether.

Tymczasem 4 grudnia Bitfinexa dotknęły kolejne tarapaty, a platforma nie działała z powodu ataku DDoS. Sądząc po komentarzach użytkowników, PR-owo sytuacja nie wygląda za dobrze.

A wy, jak myślicie, czy za Crypto Sp. z o.o. kryje się jakieś drugie dno?

Źródło: Kantorbitcoin.pl