Nadchodząca narracja rozwojowa będzie oparta na umiejętnościach przypisywanych do tej pory przede wszystkim kobietom

Świat staje się zbyt złożony, zbyt współzależny, by mógł być efektywnie zarządzany metodami rodem z epoki industrialnej, gdzie liczyła się siła, kontrola i szybkie decyzje.
.get_the_title().

W obliczu wyzwań XXI wieku, takich jak zmiany klimatu, migracje, nierówności społeczne czy gwałtowny rozwój technologii, coraz wyraźniej widać, że tradycyjne, hierarchiczne modele sprawowania władzy oparte na dominacji i rywalizacji zaczynają tracić rację bytu. Świat staje się zbyt złożony, zbyt współzależny, by mógł być efektywnie zarządzany metodami rodem z epoki industrialnej, gdzie liczyła się siła, kontrola i szybkie decyzje. W ich miejsce coraz częściej pojawia się potrzeba zdolności mediacyjnych, empatii, myślenia systemowego i długofalowej perspektywy – cech, które statystycznie częściej przypisywane są kobietom.

To dlatego wielu socjologów i antropologów twierdzi, że przyszłość władzy należy właśnie do nich.

Nie chodzi tu o feminizowanie władzy w sensie symbolicznym, lecz o fundamentalne przesunięcie kulturowe, które odzwierciedla głęboką zmianę w rozumieniu, czym władza właściwie jest. Coraz częściej rozumiemy ją nie jako zdolność do narzucania woli innym, lecz jako umiejętność zarządzania złożonością, tworzenia sieci współpracy i budowania zaufania społecznego. Badania pokazują, że kobiety częściej niż mężczyźni angażują się w zarządzanie poprzez budowanie konsensusu, słuchanie różnych stron i łączenie interesów, zamiast eskalacji konfliktu. Już w 2001 roku zespół badawczy pod kierunkiem Alice Eagly (Northwestern University) wykazał w szeroko cytowanej metaanalizie, że kobiety-liderki częściej stosują styl transformacyjny niż transakcyjny – czyli inspirują, wspierają, rozwijają zespoły, zamiast jedynie egzekwować zadania.

Ich styl przywództwa był postrzegany jako bardziej efektywny zwłaszcza w kontekstach, gdzie potrzebna była komunikacja, długoterminowe planowanie i adaptacja do zmieniających się warunków.

W 2020 roku kolejne badania (m.in. Jack Zenger i Joseph Folkman) pokazały, że w czasie pandemii COVID-19 kobiety na stanowiskach kierowniczych były oceniane jako bardziej kompetentne niż mężczyźni – lepiej radziły sobie z zarządzaniem kryzysem, komunikacją i empatycznym podejściem do pracowników. Z kolei z perspektywy antropologicznej warto wspomnieć o pracach Sarah Hrdy, która wskazuje, że zdolność kobiet do opieki, przewidywania potrzeb i zarządzania relacjami społecznymi ma głębokie korzenie ewolucyjne. W wielu społeczeństwach łowiecko-zbierackich kobiety były centralną osią organizacji społecznej – nie przez dominację, lecz przez integrację, tworzenie sieci zależności i dbanie o wspólne dobro.

W przeciwieństwie do modelu „samca alfa”, opartego na rywalizacji, kobieca władza miała charakter dyfuzyjny, rozproszony i zakorzeniony w relacjach międzyludzkich. A wszystko wskazuje na to, że właśnie tak będziemy opisywać przyszłość.

Współczesne systemy polityczne i gospodarcze coraz częściej przypominają właśnie taki typ układu – zdecentralizowany, sieciowy, wielowarstwowy. W takich strukturach sukces nie polega na siłowym przeforsowaniu jednej decyzji, ale na zdolności do utrzymywania kruchej równowagi między różnymi interesami, językami i wartościami. W takiej rzeczywistości koncyliacyjność – czyli skłonność do godzenia, a nie dzielenia – staje się najważniejszą walutą polityczną. I to właśnie kobiety, statystycznie lepiej wyposażone w kompetencje emocjonalne i społeczne, mają naturalną przewagę w takim modelu. Nie oznacza to, że każda kobieta będzie dobrą liderką, ani że każdy mężczyzna będzie złym zarządcą. Chodzi raczej o to, że cechy tradycyjnie przypisywane kobiecości – empatia, cierpliwość, komunikatywność, zdolność do współpracy – zyskują nowy status w świecie, który nie może sobie już pozwolić na rządy siły i konfliktu.

obraz: Aïda Muluneh, „The Burden of the Day” z cyklu „Water Life” 2018 

FUTOPIA