Naukowcy opracowali proces kodowania zapachów jako danych cyfrowych. Co to znaczy?

Naukowiec Joel Lloyd Bellenson i jego partner Dexter Smith twierdzą, że opracowali wysoce tajny proces kodowania zapachów jako danych cyfrowych – docelowo będzie można je wysłać np. w formie załącznika do maila. Tak jak możemy pobierać zdigitalizowaną muzykę i odtwarzać ją przez głośniki podłączone do komputera, wkrótce powinniśmy być w stanie uzyskiwać dane zapachowe online, które mały gadżet może odtwarzać jako zapachy. Prace badawczo-rozwojowe postępują bardzo szybko – od koncepcji urządzenia do prototypu minęło zaledwie osiem miesięcy.
Naukowiec początkowo nie myślał o zbudowaniu syntezatora zapachów. Chciał, aby dzięki jego badaniom żywność i napoje lepiej pachniały i smakowały.
Bellenson twierdzi, że smak to w 95 proc. aromat. Nasz język może wykryć tylko słodki, kwaśny, gorzki i słony smak. Wszystkie ich kombinacje rozróżniamy dzięki nosowi. Dlatego zmysł smaku jest osłabiony, gdy mamy zatkany nos.

Bellenson od lat bada rolę genów w naszej zdolności do wykrywania zapachów. Pewnego razu trafił na badania neurobiolożki Lindy Buck z Uniwersytetu Harvarda z 1991 roku, podczas których naukowczyni odkryła rodzinę genów odpowiedzialnych za wykrywanie zapachów. To skłoniło go do dalszych poszukiwań – z czasem okazało się, że gdy cząsteczki zapachu przedostają się do nosa, każda z nich wiąże się z określonym białkiem na powierzchni neuronu. Kiedy kształt cząsteczki zapachu odpowiada kształtowi białka, cząsteczki blokują się wzajemnie, wyzwalając neuron, który wysyła sygnał, a mózg rozpoznaje go jako konkretny zapach. Bellenson zaczął przyglądać się sekwencjom genów. Tutaj napotkał problem – nikt nie znał dokładnego kształtu tych cząsteczek białka. Naukowiec nie chciał tracić czasu, więc szukał innych białek, które mogą być podobne – i znalazł je w bakteriach. To pozwoliło mu na stworzenie ‘indeksu zapachów’. Później stworzył algorytm, który symuluje wiązania cząsteczek zapachowych z białkami, a następnie metodą prób i błędów dostrajał konkretne zapachy, testując je na zaprojektowanym przez siebie urządzeniu emitującym zapachy.
Ostatecznie, tak jak monitor komputera może wyświetlać miliony barw, mieszając w różnych proporcjach kolor czerwony, niebieski czy zielony, Bellenson chce wygenerować miliardy zapachów, mieszając od 100 do 200 ‘zapachów podstawowych’.

Oczekuje się, że gotowy produkt będzie emitował 12 850 zapachów. Według naukowca taki aparat zapachowy może powstać za 2-3 lata. Jako że Bellenson i Smith są programistami, nie chcą sami produkować syntezatora zapachów. Zamiast tego planują zbiorcze licencjonowanie urządzenia firmom sprzętowym. Ponadto każdy, kto chciałby włączyć zapach strony internetowej, będzie musiał uiścić opłatę licencyjną za indeks, który ujawnia prawidłową proporcję podstawowych zapachów dla określonego zapachu.
Typowy zapach, używając formatu kodowania Bellensona i Smitha, można zdefiniować za pomocą mniej niż 2 KB danych.
Czy sam pomysł ma szansę na komercjalizację? To na pewno zależy od sposobu, w jaki mielibyśmy te zapachy odtwarzać oraz ile takie urządzenie mogłoby kosztować. Konsumenci mogą nie być do końca przekonani o słuszności takiego zakupu, jednak z pewnością zainteresują się nim filmowcy, reklamodawcy i projektanci stron internetowych. Z pewnością zapach mógłby mieć duże znaczenie, ponieważ omija nasz ‘świadomy mózg’ i komunikuje się bezpośrednio z układem limbicznym, aby wywołać emocje, których dosłownie nie można kontrolować. Na tym polega siła – i być może niebezpieczeństwo – komunikacji za pomocą zapachu. Naukowcy są przekonani, że więcej firm będzie chciało aromatyzować swoją obecność w internecie, gdy zdadzą sobie sprawę, że istnieje urządzenie, które może wytwarzać naprawdę przyjemne, autentyczne zapachy. Dzięki temu podczas symulacji gry w golfa można by było poczuć zapach skoszonej trawy przy uderzaniu w piłkę, a podczas wyścigów samochodowych – zapach benzyny i palonej gumy.
Tekst: MZ