Zapatyści – terroryści uprawiający organiczną kawę

To o nich śpiewa Manu Chao na swoich płytach. Do nich też przyjechał szkolić się założyciel ruchu Occupy Wall Street – Justin Wedes. Co przyciąga antysystemowców z całego świata do Autonomii Zapatystów?
.get_the_title().

Chiapas

Jak klasyczni polscy ignoranci, nie byliśmy najlepiej zorientowani w politycznej sytuacji południa Meksyku. Dopiero na miejscu dowiedzieliśmy się o istnieniu tego specyficznego państwa w państwie.

Potomkowie Majów w wyniku powstania zbrojnego w 1994 roku utworzyli terytorium niezależne od Meksyku. 

Bezpośrednim powodem oddzielenia się części stanu Chiapas od państwa był sprzeciw wobec zawarcia z USA i Kanadą umowy handlowej NAFTA. Uznawani przez rząd za terrorystów, dbają o środowisko, równość płci, handlują nie kokainą, a organiczną kawą? Brzmi surrealistycznie, ale tak wygląda rzeczywistość Autonomii Zapatystów.


 
Prowincja Chiapas wita ogromnymi muralami, których ciężko nie zauważyć, jednak omyłkowo można je uznać za pamiątkę z czasów walk o niepodległość. Tak właśnie było w naszym przypadku, kiedy pijąc kawę w kawiarni wyglądającej jak centrum dowodzenia komunistów, braliśmy te wszystkie propagandowe plakaty za relikt, sentymentalne nawiązania do czasów świetności Subcomandante Marcos – coś w stylu polskich plakatów z PRL-u. Chyba właśnie dla takich osób członkowie ruchu Zapatistas drukują specjalne broszury informacyjne. Wręczane są one przy okazji zbierania opłaty „drogowej”, którą kilkukrotnie przyszło nam zapłacić (raz nawet ze zniżką!). Postój w celu pobrania tejże opłaty wymuszony został belką nadzianą gwoździami. Uświadomił nam w końcu, że Zapatyści mają się całkiem dobrze i nie zniknęli, kiedy skończył się na nich medialny boom w latach 90. Panów przy belce stało około dwudziestu, my byliśmy zdezorientowani, ale cieszyliśmy się, że chcą równowartości kilku dolarów i nie każą nam wyskakiwać z dobytku.

Autonomię Zapatystów tworzy 300 tys. obywateli. Mają swój rząd, szpitale, szkoły, własną walutę. Katolickie kościoły zostały przemianowane zgodnie z zasadami religii Indian, wyrzucono z nich ławki, pozbyto się księży.

Prawdziwe zdziwienie nastąpiło, gdy wjechaliśmy do San Cristobal de las Casas. Był wieczór i wszyscy świętowali urodziny kultowej knajpy Cocoliche. Doskonałe funky grane na żywo i superpozytywne towarzystwo uśpiło naszą czujność. Wzięliśmy ten tłum hippisów za imprezę tematyczną i żałowaliśmy, że sami się nie przebraliśmy. Pewne podejrzenia wzbudził dopiero długowłosy siwy pan, który od godziny kołysał się uśmiechnięty na środku stołu. W ogóle było jakoś dużo naprawdę dobrze „przebranych” starszych osób. Następnego dnia poznaliśmy Francuza, który wytłumaczył nam, że większość tych hippisów przyjechała do San Cristobal na wakacje i po prostu już została. Na pytanie, co oni właściwie tu robią, powiedział całkiem poważnie, że chcą zdobyć świat.

Antykapitaliści

Stolica Chiapas wygląda jak zjazd artystów, hippisów, anarchistów i antyglobalistów. Jest sporo osób z USA, Kanady, ale też z Europy: z Niemiec, Włoch, Francji, Irlandii. Łączy ich nienawiść do kapitalizmu i podziw dla dokonań Zapatystów. Niektórzy zarabiają na turystach w San Cristobal – graniem, śpiewaniem, lekcjami jogi, hula-hop, sprzedażą rękodzieła. Co takiego przyciąga tu tych wszystkich ludzi połączonych pogardą dla kapitalizmu? Z pewnością jest coś poza pięknym, górskim krajobrazem oraz bliskością wiosek Indian – potomków Majów.

W stolicy regionu Chiapas czuć unoszący się optymizm, wspólnotę, afirmację życia, a przede wszystkim wiarę, że hasło „fuck the system” nie jest tylko frazesem.


 
Artystka Gammykillz, której prace dotyczą kobiet Zapatystek, w rozmowie dla F5 przyznała, że aktywistom z krajów Zachodu łatwiej jest walczyć o nowy świat na ziemiach Indian, gdzie unosi się duch rewolucji.
Na Zachodzie kapitalizm niszczy to, co stanowi o tych państwach, niszczy ich kulturę, ich język, ich system gospodarczy, ich system polityczny, a także zależności między mieszkańcami. Sympatycy Zapatystów wierzą, że istnieje alternatywa: system oparty na realnej równości szans obywateli i narodów – mówi Gammy. Zwraca też uwagę interesy różnych grup, które mogą razem z Zapatystami walczyć o swoje prawa. – Weźmy za przykład brutalność amerykańskiej policji. Trzeba zdać sobie sprawę, że to samo dzieje się w Puerto Rico, Brazylii, Palestynie itd. Takie zjawiska jak rasizm, dominacja białych, homofobia są ściśle powiązane z kapitalizmem. Przez swoją sztukę chciałabym pokazać solidarność ludzi różnych kultur. Wierzę, że mam więcej wspólnego z prześladowanymi ludźmi z innych krajów i tylko zjednoczeni, tylko razem możemy coś zmienić.

Ideologia  

Tradycyjny związek Majów z naturą ma odzwierciedlenie w ekologicznych postulatach Zapatystów. Indianie stanowią jedność z naturą i mają obowiązek ją chronić.

Od wieków dbali o środowisko wypracowanymi przez siebie metodami. Nadal kultywują rolnictwo ekologiczne, nie stosują pestycydów, nie wycinają lasów, nie budują tam.

Wszystko w trosce o bioróżnorodność – jedną z najwyższych na świecie. Czyste środowisko pomogło Zapatystom stać się jednym z największych producentów organicznej kawy na świecie (którą do niedawna można było nabyć także w Polsce).


 
Najbardziej niesamowite jest to, że potomkom Majów udało się stworzyć autonomię, urzeczywistniając przy tym sen o władzy ludu. Podczas zgromadzeń w wioskach każdy ma prawo głosu – niezależnie od płci, wieku czy przynależności etnicznej. Nie istnieją profesjonalni politycy. Rząd jest rotacyjny, czyli każdy ma okazję porządzić przez jakiś czas.

Zapatyści, pomimo że są uzbrojeni, odżegnują się od nazywania ich rewolucjonistami, a za cel postawili sobie systematyczną budowę samorządu lokalnego.

Motto „slow but safe” koresponduje z wizerunkiem ulubionego symbolu Zapatystów – ślimaka. 

Indianie wydają się wcielać w życie mit szlachetnych bandziorów, których koleje losu zmusiły do walki. Ich dokonania to znacznie więcej niż walka o sprawiedliwość w stylu Janosika czy Robin Hooda. Potomkowie Majów osiągnęli to, co dla innych narodowości było niemożliwe. Zachowali swoje rdzenne wierzenia, sposób ubierania, język, tradycyjne systemy pracy, indiańską medycynę – całe dziedzictwo, które zwykle ginie w zetknięciu z kolonizatorem.

Czarne maski, które noszą Zapatyści, poza zapewnianiem anonimowości (w stanie Chiapas stacjonuje nieumundurowana 1/3 meksykańskiej armii), stały się również znakiem rozpoznawczym, symbolem walki Dawida z Goliatem. Zapatyści określają siebie jako „ludzi bez twarzy”.

Ruch Zapatystów, w skład którego wchodzą głównie różne grupy Majów, walczy o swoje prawa, solidaryzując się jednak ze wszystkimi zmarginalizowanymi w Meksyku i na świecie. Zapatyści mają nawet więcej sympatyków poza Meksykiem, Możliwe, że bez wsparcia z zagranicy nie udało by się im osiągnąć tak wiele.


 
Promocja

Zapatyści skutecznie pracują na swoją popularność. W 1994 roku, kiedy wybuchło powstanie, korzystali z internetu, by rozpowszechnić wiedzę o tym, co dzieje się w stanie Chiapas. Tajemniczy Subkomandante stał się ikoną niczym Che Guevara. Wizerunek zamaskowanych Zapatystów na opakowaniach kawy fair-trade świetnie reklamował ich narodowy produkt eksportowy.

 Indianie są otwarci na zwiedzających i nie walczą ze zjawiskiem Zapaturystyki, wręcz zapraszają na swoje terytorium.

Murale tworzą uczniowie zapatystowskich szkół wraz z przyjezdnymi wolontariuszami. Jest to najpopularniejsza forma aktywności artystycznej w tutejszych szkołach. Malowane są dosłownie wszędzie, gdzie to możliwe. Przez stronę internetową można umówić się na zwiedzanie wioski czy wspólne malowanie muralu.

Niestety ciągle trwa walka z biedą, brakiem ziemi, niedożywieniem, niewystarczającą opieką medyczną i analfabetyzmem. Są to problemy, które mają źródło w podboju Meksyku przez Hiszpanów, w polityce Europy i USA wobec regionu.

Tekst: Dorota Linke
Zdjęcia: Dorota Linke, Andrea Murcia
Kolaże i wywiad: Grammykillz, Meryoung

FUTOPIA