Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

5 rewelacyjnych post-punkowych kapel, które zaistniały w poprzedniej dekadzie

Poznajcie zespoły, które w latach 2010-2019 znacząco wzbogaciły dotychczasowy post-punkowy kanon.
.get_the_title().

Hipnotyczna sekcja rytmiczna. Pulsujący bas. Wokalny chłód, stylizowana niedbałość, czasem nawet dezynwoltura. Te trzy składowe do spółki z zapadającą w pamięć melodią stanowią całkiem dobry pakiet startowy post-punkowej piosenki. Jaka dla stylistyki, w której królowali niegdyś tacy giganci jak choćby Joy Division czy The Chameleons, była poprzednia dekada? Nie będzie przesadą powiedzieć, że bardzo udana.

Obrodziło dziesiątkami wartościowych płyt, m.in. od takich składów jak Sleaford Mods, The Fall (R.I.P. Mark E. Smith), Ought, A Projection, The Twilight Sad czy FEWS.

Poniżej wybraliśmy pięć kapel, które naszym zdaniem w latach 2010-2019 wniosły jednak do post-punkowej estetyki najwięcej.

1. The Soft Moon

Projekt Luisa Vasqueza w niezwykle sprawny sposób połączył w sobie melodyjność z brzmieniową chropowatością i brudem.

Świetnie słychać to na przykładzie podlinkowanego wyżej „Insides”, którego główny motyw nadaje się do intuicyjnego nucenia, podczas gdy w tle nieustannie przewija się feeria generujących niepokój pogłosów, szumów i zgrzytów.

To jednak tylko rozgrzewka. Pod szyldem The Soft Moon od 2010 roku wyszły bowiem aż cztery płyty (self-titled, „Zeros”, „Deeper” i „Criminal”) rozciągające się obok post-punku po takich jego rubieżach jak minimal wave, darkwave, a nawet industrial czy synth punk. I jak tu się nie uzależnić np. po kapitalnym „Far”?

2. Viet Cong / Preoccupations

Kolejni, kanadyjscy tym razem, spece od zanurzania chwytliwych numerów w szumach i zakłóceniach.

Weźmy np. takie „Pointless Experience” z wydanej w 2015 roku płyty „Viet Cong”, w którym przykurzone noisem zwrotki kontrastowane są euforycznym refrenem (po raz pierwszy pojawiającym się od 0:47).

Uwagę zwraca też bardzo soczysta pod względem produkcyjnym, dominująca często inne ścieżki perkusja. Późniejsza zmiana nazwy na Preoccuptions była dla zespołu krokiem ku lekkiemu ociepleniu brzmienia, które jednak nadal pozostało bardzo charakterystyczne i głębokie.

Jeśli ciekawią was motywacje stojące za ich numerami, w 2015 roku miałem przyjemność rozmawiać z gitarzystą Viet Cong, Scottem Munro i podpytać go o parę spraw.

3. Protomartyr

Joe Casey to jeden z tych wokalistów, których głos można poznać choćby ktoś wybudził nas w środku nocy.

Celne, gorzkie teksty, gęsty miks, melodie rywalizujące o pierwszy plan z bardzo ekspansywną perkusją (vide powyższe „Come & See”, w którym nieustannie podąża ona wręcz nieco obok piosenki, żyjąc własnym życiem).

To tylko niektóre składowe imponującego dorobku Protomartyr. Imponującego, gdyż WSZYSTKIE ich 5 płyt (ostatnia „Ultimate Success Today” już z 2020 roku) naprawdę trzyma równy poziom i nie przydarzyły się przez cały ten czas żadne jakościowe zjazdy. Posłuchajcie tylko „Night-Blooming Cereus” od 1:57.

Prawda, że piękne?

4. Idles

Liryczny bunt i ciągłe emocjonalne wiwisekcje przyozdobione energicznym post-punkiem nieustannie przenikającym się z post-hardcorem i innym pokrewnymi stylistykami? Dzień dobry, oto Idles. Balansujących czasem na granicy gatunków Brytyjczyków również – tak jak Protomartyr – powinno się słuchać „jak leci”, bo nie mają w dorobku praktycznie nic słabego.

A takie kawałki jak „Mother”, cóż, jeśli wykrzykiwać swój „egzystencjalny wkurw”, to właśnie tak:

Dramaturgii dodaje też fakt, że matka Joe Talbota (wokalisty) zmarła w trakcie nagrywania przez zespół albumu „Brutalism”, z którego pochodzi rzeczony track.

5. Have a Nice Life

W tym przypadku mowa bardziej o zaistnieniu na nowo, niż w ogóle. Fenomenalne „Deathconsciousness” z 2008 roku, na którym post-punk mocno przeplatał się z shoegazem, ale i dronami czy post-rockiem, zachwyciło krytyków. Po niewiele późniejszym „Voids” można jednak było mieć obawy, że duet postanowił zwinąć żagle.

Na szczęście w 2014 („The Unnatural World”) i 2019 roku („Sea of Worry”) Have a Nice Life uraczyli słuchaczy następnymi płytami, które stanowią ważny ślad w post-punkowej spuściźnie kolejnej dekady.

A że eksperymentalny, zróżnicowany brzmieniowo i wymagający poznawczo nieco większego wysiłku niż w przypadku wyżej wymienianych kapel? To przecież tylko lepiej! Zarówno w przypadku uduchowionego wręcz „Defenestration Song”, jak i np. „Sea of Worry”.

Tekst: WM

KULTURA I SZTUKA