Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Macie mało wolnego czasu? Oto 5 krótkich seriali, które was zachwycą

Prywatny grafik nie jest z gumy, a dobrych seriali na rynku ciągle przybywa. Z tego bogactwa wybraliśmy dla was kilka rewelacyjnych, uzależniających tytułów, z którymi można rozprawić się w ciągu jednego dnia.

Binge-watching. Prawdziwe przekleństwo (choć jakie przyjemne!) naszych czasów. Dziwne, nieodkryte jeszcze prawo fizyki sprawia, że wielu widzów, mimo wstępnych założeń o unikaniu zatracania się w długich, wielosezonowych seriach, jak na złość przepada później właśnie w nich. Jak odbija się to na grafiku nie trzeba pewnie nikomu przypominać. Z tego powodu postanowiliśmy polecić wam dziś 5 ciekawych seriali, z którymi w całości można uwinąć się raptem w jeden dzień. Życzymy przyjemnych seansów, a w komentarzach chętnie poczytamy o krótkich produkcjach, które zarekomendowalibyście wy!

Jak wyglądałoby 'Na dobre i na złe' na ostrym kwasie? 'Riget' Larsa von Triera spieszy z odpowiedzią.

'Królestwo', 1994-1997

Choć to zaledwie 8 odcinków, 'Królestwo’ jest jednym z najlepszych i najbardziej kreatywnych seriali lat 90. Tym większa szkoda, że tak mało popularnym w naszym kraju. Lars von Trier, mimo wielu świetnych filmowych strzałów (’Przełamując fale’, 'Dogville’, 'Tańcząc w ciemnościach’), to właśnie tutaj wzniósł się na wyżyny swojej wyobraźni i razem z Mortenem Arnfredem zaserwował nam dzieło tak uroczo popieprzone, że uzależniające. W skrócie historia toczy się w kompleksie szpitalnym położonym na dawnych mokradłach, w którym obserwację codziennych losów pacjentów i lekarzy urozmaica widzowi… sięgający murów budynku pierwiastek nadprzyrodzony. Mamy tu między innymi pałającego nienawiścią do wszystkiego co duńskie Stiga Helmera (wybitny Ernst-Hugo Jaregard), psychofana wątrobiaków doktora Bongo czy, mającego w sobie feeling Lesliego Nielsena, dyrektora ośrodka – Einara Moesgaarda. A to zaledwie pierwszy garnitur barwnych postaci. Gatunkowy miszmasz – od przezabawnej czarnej komedii, przez horror, po dramat – nie zostawia miejsca na nudę, a dodatkowo serial jest też ciekawy pod względem warsztatowym (ta 'nerwowa’ kamera z ręki!), gdyż jego pierwszy sezon stanowił bezpośrednią antycypację ogłoszonego rok później manifestu Dogma 95, o którym więcej możecie poczytać tutaj. Jeśli zastanawialiście się kiedyś jak wyglądałoby 'Na dobre i na złe’ na ostrym kwasie, 'Riget’ da najlepszą możliwą odpowiedź. W końcu kto nie chciałby urozmaicać sobie cotygodniowych spotkań organizacyjnych dla szpitalnego personelu jednoczesnym zanurzaniem się w świecie wierzeń, duchów, demonów, a może nawet i odciętych głów. A teraz niespodzianka! Choć niektórzy aktorzy występujący w oryginalnej wersji niestety już zmarli (w tym nieodżałowany Ernst-Hugo Jaregard) na (najprawdopodobniej) 2022 rok zapowiadana jest premiera kontynuacji serialu pt. 'Królestwo: Exodus’. Taki powrót po 25 latach z pewnością będzie fascynujący i śmiało można przyrównać go wagą do niemal analogicznego comebacku 'Miasteczka Twin Peaks’ z trzecim sezonem po 26 latach. Lynch i von Trier to są po prostu goście nie do podrobienia – nie możemy się doczekać!

Zdjęcie: Filmweb

'Utopia' w pełni zasługuje na wszystkie możliwe statuetki świata w kategoriach: najbardziej obłędna kolorystyka i najlepszy główny motyw muzyczny w historii seriali.

'Utopia', 2013-2014

'Where is Jessica Hyde?’. To pytanie po seansie 'Utopii’ pobrzmiewa w głowie niczym mantra. Brytyjski serial (koniecznie wersja z lat 2013-2014) zachwyca przede wszystkim kolorystyką i nieprawdopodobną wyobraźnią w konstruowaniu lokacji. Ba, bije z niego taka 'sterylność’ w tym zakresie, jakby wszystko co widzimy – od obiektów po postaci – zostało uwarzone w jakimś wielkim laboratorium przez śpiącego, dajmy na to, Alejandro Jodorowsky’ego, który postanowił poflirtować w myślach z przystępnym narracyjnie kinem. Sama historia, którą w dużym uproszczeniu można przedstawić jako thriller konspiracyjny, wciąga bowiem od początku i to tak, że trudno nie odpalać odcinka po odcinku. Obok emocjonującego akcyjniaka w nieco komiksowym wydaniu, mamy tu jednocześnie serial niezwykle aktualny, zahaczający m.in. o takie kwestie jak przeludnienie, a nawet… masowe szczepienia. A że twórcy w swoich wizjach i motywacjach postaci często jadą po bandzie, prowokując widza do wysłuchiwania racji i tych (pozornie?) złych i tych (pozornie?) dobrych, efekt jest wyjątkowy. Kapitalnie dobrana jest też obsada, niemal każdy z bohaterów to prawdziwy oryginał, a na pojawianie się na ekranie co najmniej kilku z nich (Pietre!) czeka się z równie dużą frajdą jak na, przykładowo, sekwencje z Omarem w 'Prawie ulicy’. Co jeszcze? Soundtrack! Absolutnie jeden z najlepszych i najbardziej klimatycznych, z jakimi zetkniecie się w całej globalnej ofercie serialowej. Wystarczy zresztą posłuchać samego motywu z podlinkowanego wyżej zwiastuna, by się zakochać. I by podążyć za obecnym tam królikiem, bo zawartość jego nory przebija znacznie nawet tę z 'Alicji w krainie czarów’.

W 'Czarnobylu' po mistrzowsku udało się oddać zarówno grozę samej katastrofy, jak i skalę politycznych intryg mających na celu zatuszowanie przed opinią publiczną jej skutków.

'Czarnobyl', 2019

Wypadek na terenie elektrowni jądrowej w Czarnobylu, choć nadal szokujący i bardzo ważny dla XX-wiecznej historii Europy, przewałkowano i omówiono w mediach na tyle sposobów, że jako materiał na serial mógł wydawać się w pewnym sensie oklepany. Tymczasem w 2019 roku przyszedł Craig Mazin, produkcję pod skrzydła wzięło HBO i otrzymaliśmy jeden z najlepiej zrealizowanych pod względem dramaturgicznym obrazów z tematem atomu w tle w dziejach filmu. Tak naprawdę równać z nim może się chyba tylko wciąż przyprawiające o dreszcze 'Threads’ z 1984 roku i 'Czerwona linia’ Sidneya Lumeta z 1964. Główną zaletą 'Czarnobyla’ jest niezwykły pietyzm z jakim poprowadzono dwa niezależne wątki fabularne. Pierwszy to sposób, w jaki oddano kolejne etapy tragedii – począwszy od samej katastrofy, przez uświadamianie sobie jej skutków po próby im zaradzenia. Drugi – intryga polityczna, starania radzieckich władz by zatuszować informację o eksplozji i budowa napięcia godnego najlepszych thrillerów w stosunku do losów postaci walczących o prawdę. Nie brakuje też fragmentów stricte dramatycznych, czy wręcz obyczajowych, a złożoną zaledwie z pięciu odcinków całość ma się ochotę wciągnąć za jednym razem. Zarezerwujcie więc lepiej na seans wolny dzień. Ach, no i oczywiście muzyka. Hildur Gudnadottir stworzył bardzo nastrojowy, uchwytujący ciężką atmosferę serialu soundtrack rozciągający się gdzieś pomiędzy dark ambientem, industrialem i drone’owymi naleciałościami. Brzmi to iście apokaliptycznie i doskonale podsyca napięcie w kolejnych scenach, sprawiając że momentami ma się wręcz wrażenie oglądania jakiegoś horroru. Uwagę warto zwrócić też na kompozycję kadrów, gdyż te wielokrotnie stanowią po prostu osobne dzieło sztuki. Zadymione, rozmyte tła, służby w maskach, kreatywne perspektywy, kąty, kontrasty, wszystko to, jak mawia komentator Mateusz Borek, uplastycznia wspomnienie tej tragedii. A uplastycznia w sposób niezwykły, bo dający niemal w pełni poczuć grozę sytuacji, z którą w 1986 roku zetknęli się mieszkańcy Prypeci (a z czasem coraz bardziej jej odległych terenów).

Zdjęcie: imdb

'Witamy na odludziu' to pokręcony i niezwykle przystępny norweski przypis do mickiewiczowskiego: 'Czucie i wiara silniej mówi do mnie niż mędrca szkiełko i oko'.

'Witamy na odludziu', 2021

Macie czasem taki dzień, że chcielibyście uciec na chwilę od cywilizacji, a jednocześnie obejrzeć dobry serial? Idealnym wyborem będzie wówczas wciąż świeżutkie 'Witamy na odludziu’. Na widza, zamiast zurbanizowanych terenów i autostrad czekają tu norweskie peryferia, w tym opuszczone ścieżki i lasy, zaś zamiast śmigających w tę i we w tę samochodów dreptają tu radośnie owce oraz renifery, odgrywające zresztą w fabule bardzo istotną rolę. W tym pierwotnym środowisku rozgrywają się zaś – naznaczone tradycją i historią regionu – barwne ludzkie historie. Zarówno te konwencjonalne (walka o kobiece względy), jak i abstrakcyjne i oryginalne (wyobrażacie sobie np. queerowy pierwiastek w takim uniwersum?), których nie będziemy tu zdradzać, bo ich odkrywanie daje masę uciechy. Świetną robotę wykonują też aktorzy, zwłaszcza że bardzo wiarygodnie dobrano ich pod względem aparycji. Wrażenie robią nie tylko kreacje dwóch głównych bohaterów – Bliziego i Finna, ale i postaci pobocznych, które często odgrywają tu pierwsze skrzypce (silne kobiety, lokalni dziwacy, przebiegły policjant). Co więcej w pierwszym sezonie, o ile pojawi się drugi, twórcy jasno puszczają oczko, że kolejny będzie najprawdopodobniej jeszcze bardziej odjechany. Produkcja ma też wreszcie walory edukacyjne i serwuje zastrzyk antropologicznej wiedzy, dając okazję do zapoznania się ze zwyczajami Saamów (Lapończyków). Jeśli chcielibyście poznać ten lud lepiej, polecamy poświęconą mu audycję z programu 'Raport o Stanie Świata’, której możecie posłuchać tutaj.

Zdjęcie: Kosovarja

Przemoc, krew, emocjonalna wiwisekcja. 'Na granicy cienia' oferuje kreatywną (choć brutalną) wizję wykorzystania konwencji detektywistycznej.

'Na granicy cienia', 2011

Na sam koniec pora na serial stosunkowo mało znany, mroczny i brytyjski (ale wyspiarze mają dziś serię, co?). Gdyby chcieć 'The Shadow Line’ jakoś zaszufladkować, najbardziej pasowałby chyba thriller kryminalny, choć obraz, obok przyjemnego podnoszenia ciśnienia fanom 'mocniejszego kina’, ma też do zaoferowania sporo pomysłowych i chwytających za gardło twistów fabularnych. Produkcja przytłacza brudem i ciemnością, a by zmultiplikować ten efekt wykorzystuje wiele motywów, które znacznie urozmaicają świat przedstawiony i typową historię o śledztwie (np. amnezja jednego z detektywów). Ponadto gra tu nie byle kto, bo m.in. bardzo uznany na rynku aktorskim Chiwetel Ejiofor. Dużym atutem serialu jest też sposób prezentacji psychiki bohaterów – wgłębianie się w nią, wyciąganie rys, sączenie wątpliwości. Sprawia to, że ten brutalny, ociekający krwią mikrokosmos przestępców i stróżów prawa, mimo często przejaskrawionej konwencji, nabiera realizmu, co jeszcze pogłębia imersję. Kapitalnych scen tu nie brakuje, dlatego tym bardziej zachęcamy do ich samodzielnego odkrycia (podobnie jak do zapoznania się ze wszystkimi z powyższych propozycji!).

Tekst: WM
Zdjęcie główne: kadr z serialu 'Utopia’

KULTURA I SZTUKA