Charlottesville usuwa pomnik, który był przyczyną zamieszek
Od wydarzeń, za sprawą których o niewielkim miasteczku Charlottesville w stanie Wirginia usłyszał cały świat, minęły już niemal 4 lata. Poszło wówczas o pomnik Roberta E. Lee – generała Konfederatów z czasów wojny secesyjnej. Konfederaci kojarzą się z poparciem dla niewolnictwa i rasizmem, dlatego nieusuwanie ich wizerunków z przestrzeni publicznej przyczynia się do umacniania podziałów w i tak podzielonym społeczeństwie Stanów Zjednoczonych.
W 2017 roku rada miasta Charlottesville zagłosowała za usunięciem pomnika przedstawiającego Lee, co spotkało się z ogromnym oporem alt-rightowców.
12 sierpnia 2017 roku odbył się marsz skrajnej prawicy. W wyniku starcia protestujących z kontrmanifestacją zorganizowaną przez działaczy Akcji Antyfaszystowskiej kilkanaście osób zostało rannych, a jedna zginęła. A pomnik stał dalej.
Okazuje się bowiem, że usunięcie pomnika z przestrzeni publicznej to nie zawsze łatwa sprawa. Choć rada miasta była za, część obywateli była przeciw – i złożyła pozew w Sądzie Okręgowym, argumentując, że w świetle prawa nie można usuwać pomników żołnierzy. Następnie sprawa trafiła do Sądu Najwyższego stanu Wirginia. W kwietniu sędzia Bernard Goodwyn wydał wyrok – zadecydował, że to prawo nie dotyczy tych konkretnych pomników, argumentując, że są archaiczne i należą do przeszłości. W świetle tego wyroku ponowiono głosowanie w radzie miasta.
Jednogłośnie zapadła decyzja o tym, że pomnik Roberta E. Lee oraz pomnik Stonewalla Johnsona, innego generała Konfederatów, mają wkrótce zniknąć.
Opinia publiczna ma teraz 30 dni na zasugerowanie, co jej zdaniem powinno się z nimi stać – czy jakieś muzeum albo towarzystwo historyczne chciałoby je nabyć. Pomniki mają zniknąć przed 4 rocznicą wydarzeń z 12 sierpnia.
Tekst: NS