Misie Episie, Labubu i inne chwilowe mody, które rozpalają wyobraźnię kultury

Czy pamiętacie misie Episie? Te charakterystyczne, puchate misie z buteleczką były przez chwilę absolutnym must-have dzieciaków i kolekcjonerów. Nikt nie wiedział dokładnie, skąd się wzięły, ale wszyscy musieli je mieć. Dziś ich miejsce zajmują Labubu – japońskie (a raczej hongkońsko-japońskie) stworki, które wyglądają, jakby ktoś połączył króliczka z postacią z koszmaru sennego. I właśnie dlatego są tak kultowe.
Labubu narodziły się w ramach artystycznego uniwersum The Monsters, stworzonego przez studio How2Work i artystę Kasinga Luna. Ich estetyka balansuje na granicy słodkości i dziwności – są urocze, ale mają wystające ząbki, potargane futerko i niepokojące spojrzenie. Jednym słowem: idealnie wpasowują się w dzisiejszy klimat estetyki „creepy cute”.
Ich popularność eksplodowała dzięki TikTokowi, unboxingom i kulturze kolekcjonerskiej, która coraz częściej przypomina grę na emocjach – „zdobądź, zanim zniknie”. Limitowane edycje, losowe figurki i astronomiczne ceny na rynku wtórnym tworzą wokół Labubu atmosferę ekskluzywności. To nie tylko zabawki – to przedmioty pożądania, statusu, a nawet emocjonalnego przywiązania.
Ale to już znamy. Przecież niemal każda dekada miała swoje chwilowe ikony popkultury. Tamagotchi, Tazosy, Beanie Babies, misie Episie… Wspólnym mianownikiem tych wszystkich trendów jest zjawisko „flash fandomu” – szybkiego zakochania się w jakimś obiekcie lub estetyce, budowania wokół niego społeczności, a potem równie szybkiego porzucenia go na rzecz kolejnej nowości.