Nie dajcie sobie wmówić, że Iran kiedykolwiek był na drodze ku nowoczesności. Nawet przed zamachem CIA

W dyskusjach na temat historii Bliskiego Wschodu, zwłaszcza w kontekście Iranu, często powraca romantyczny obraz kraju, który przed interwencją CIA w 1953 roku rzekomo był na dobrej drodze do modernizacji, demokracji i liberalizmu. Obraz ten kreśli się zazwyczaj na tle rządów premiera Mohammada Mosaddegha, który w oczach wielu zachodnich liberałów uchodzi za tragicznego bohatera – człowieka, który próbował wyzwolić swój kraj spod jarzma kolonializmu poprzez nacjonalizację ropy naftowej i demokratyczne reformy. Jednak ten narracyjny szkielet zbudowany jest na selektywnej pamięci i uproszczeniach, które nie wytrzymują konfrontacji z faktami historycznymi, społecznymi i kulturowymi.
Iran przed 1953 rokiem nie był krajem nowoczesnym ani demokratycznym – był państwem autorytarnym, feudalnym i głęboko przesiąkniętym strukturami klanowymi oraz religijnym konserwatyzmem.
Nawet okres tzw. konstytucjonalizmu (od 1906 roku), kiedy to formalnie wprowadzono parlament (Madżles), nie zmienił rzeczywistości codziennego życia większości Irańczyków, którzy pozostawali poddani surowym normom społecznym, analfabetyzmowi i religijnym zakazom. Już w XIX wieku, kiedy Persja (dzisiejszy Iran) próbowała mierzyć się z presją europejskiego imperializmu – głównie brytyjskiego i rosyjskiego – elity zaczęły mówić językiem reform. Były to jednak działania powierzchowne, często wymuszone i niemające poparcia społecznego. Zresztą sama struktura społeczna Persji – oparta na władzy szacha, wpływach kleru szyickiego i ogromnych nierównościach majątkowych – czyniła wszelką „modernizację” fikcją. Kraj nie miał solidnej klasy średniej, nie istniał system edukacji mogący promować mobilność społeczną, a kobiety i mniejszości narodowe (Kurdowie, Azerowie, Beludżowie) były całkowicie wykluczone z życia publicznego. Gdy w 1925 roku władzę przejął Reza Szach Pahlawi, Iran wkroczył w nowy etap „modernizacji odgórnej”. Szach inspirował się Atatürkiem, ale zamiast rzeczywistej świeckości i edukacji obywatelskiej, narzucił społeczeństwu brutalną centralizację i militaryzację. Reformy, takie jak zakaz noszenia hidżabu czy wprowadzenie obowiązkowego kształcenia, były wprowadzane siłą i bez przygotowania społecznego. W efekcie wywołały one opór i alienację, zamiast oświecenia. Modernizacja nie objęła struktur władzy – te wciąż pozostawały zdominowane przez koterie lojalne wobec monarchy. Mohammad Mosaddegh, często gloryfikowany jako symbol irańskiej demokracji, był postacią bardziej złożoną niż jego popularny mit. Owszem, jego rząd wprowadził pewne liberalne elementy i odważnie przeciwstawił się brytyjskiej dominacji nad przemysłem naftowym. Jednak jego rządy nie były modelem demokracji: parlament był niestabilny, opozycja tłumiona, a sam Mosaddegh coraz bardziej skłaniał się ku autorytaryzmowi – m.in. zawiesił parlament i rządził dekretami. Był to kryzys władzy, który nie powstał z powodu CIA, lecz z wewnętrznych ograniczeń irańskiego systemu politycznego.
Mit „zdradzonej demokracji” przesłania fakt, że Iran nie był gotowy – strukturalnie ani kulturowo – na trwały liberalny porządek.Wszelkie nadzieje na modernizację Iranu rozbijały się o dwa zasadnicze filary, które skutecznie blokowały postęp: tradycyjny feudalizm i religijny konserwatyzm.
Choć elity polityczne próbowały niekiedy imitować zachodnie instytucje — jak parlament, konstytucję czy świeckie sądownictwo — to ich funkcjonowanie w rzeczywistości ograniczała archaiczna mentalność zarówno rządzących, jak i społeczeństwa. Struktura społeczna Iranu opierała się na lojalnościach plemiennych, patriarchacie i przywilejach dziedzicznych. Większość obywateli była uzależniona od lokalnych właścicieli ziemskich lub duchownych. W latach 40. XX wieku ok. 80% ludności mieszkało na wsi i żyło w całkowitej zależności ekonomicznej od lokalnych landlordów, którzy nie tylko kontrolowali ziemię, ale też wymuszali posłuszeństwo polityczne i religijne. Kościół szyicki, mający status niemal równy państwu, był jednym z największych przeciwników wszelkich reform. Duchowieństwo posiadało ogromny majątek, własne sądy, struktury edukacyjne i autorytet, który w wielu rejonach kraju przewyższał znaczenie samego szacha. To religia stanowiła największy hamulec nowoczesności: sprzeciwiała się emancypacji kobiet, świeckiemu prawu, edukacji powszechnej i wolności słowa.
Nie jest przypadkiem, że rewolucja islamska z 1979 roku nie była anomalią – była logiczną konsekwencją tego, jak głęboko religia zakorzeniona była w strukturze społecznej Iranu.
Twierdzenie, że kraj ten zmierzał ku zachodniej nowoczesności, a dopiero „imperialistyczny zamach” w 1953 roku temu przeszkodził, całkowicie ignoruje wewnętrzne uwarunkowania kulturowe i cywilizacyjne. Jednym z najciekawszych paradoksów Iranu była tzw. modernizacja bez modernizmu. Zarówno Reza Szach, jak i jego syn Mohammad Reza Pahlawi (obalony w 1979 roku), prowadzili politykę imitacji Zachodu: budowali koleje, szkoły techniczne, uniwersytety, armie, a nawet nowoczesne miasta. Jednak żadna z tych instytucji nie była zakorzeniona społecznie — nie wynikała z autentycznego zapotrzebowania oddolnego, lecz z ambicji elity, która próbowała dogonić Europę przez kopiowanie jej form, a nie treści. Na przykład Teheran lat 40. i 50. miał nowoczesne dzielnice, w których mieszkali intelektualiści i urzędnicy – ale 15 minut dalej rozciągały się slumsy bez kanalizacji, prądu i podstawowej opieki zdrowotnej. Szkoły techniczne i uczelnie istniały, lecz poziom analfabetyzmu sięgał 70%. Kobiety zaczęto zmuszać do rezygnacji z tradycyjnych ubrań, ale nie dano im realnych szans uczestnictwa w życiu publicznym czy ekonomicznym. Nawet reformy rolne, które miały ograniczyć władzę feudałów, ostatecznie tylko pogłębiły chaos i niezadowolenie na prowincji.
W efekcie powstała głęboka przepaść między „fasadą nowoczesności” — reprezentowaną przez elity i nieliczne miasta — a realnym życiem większości społeczeństwa, które pozostawało zakorzenione w strukturach archaicznych i sakralnych.
Iran nie był wyjątkiem — podobne zjawiska zachodziły w Egipcie, Turcji, Syrii — ale to właśnie w Iranie rozbieżność ta przybrała szczególnie dramatyczną postać. Właśnie dlatego rewolucja Chomeiniego zyskała tak szerokie poparcie – nie dlatego, że obywatele chcieli powrotu do średniowiecza, ale dlatego, że „nowoczesność” oferowana przez Pahlawich była pustą formą bez treści. Zamach stanu z 1953 roku, przeprowadzony przez CIA i MI6, który obalił premiera Mosaddegha i przywrócił pełnię władzy szachowi Mohammad Reza Pahlawiemu, często przywoływany jest jako punkt zwrotny w historii Iranu. Dla wielu komentatorów to właśnie ten moment miał zniszczyć „rodzącą się demokrację” i „zatrzymać proces modernizacji”. Ale taka narracja opiera się bardziej na micie niż na analizie rzeczywistych uwarunkowań. Rzeczywistość była bardziej złożona: w momencie zamachu Iran znajdował się w stanie politycznego paraliżu. Mosaddegh nie panował już nad parlamentem, relacje z armią były napięte, a poparcie społeczne — fragmentaryczne. Protesty organizowane przez bazar i kler – tradycyjnych przeciwników liberalnych reform – paraliżowały funkcjonowanie państwa. Zamach został ułatwiony przez krajowe konflikty, nie narzucony z zewnątrz wbrew społeczeństwu. Co więcej, wiele warstw społecznych — w tym religijni przywódcy, tradycyjne elity i klasa średnia — poparły odsunięcie Mosaddegha, widząc w nim zagrożenie dla stabilności i interesów narodowych. Owszem, zamach był skandaliczną ingerencją zewnętrzną i otworzył drogę do brutalnych rządów szacha, ale nie był to moment, w którym zniszczono „nowoczesność”. To raczej Zachód próbował narzucić Iranowi swoją wizję modernizacji poprzez utrzymanie lojalnego monarchy. W praktyce jednak ta wizja była oderwana od realiów: nie uwzględniała ani siły religii, ani braku kultury demokratycznej, ani faktycznego kształtu społeczeństwa. Po zamachu z 1953 roku Mohammad Reza Pahlawi rozpoczął drugą falę modernizacji, tym razem przy pełnym wsparciu Stanów Zjednoczonych. Program ten, znany jako „Biała Rewolucja”, zakładał m.in. reformę rolną, upaństwowienie edukacji, industrializację, emancypację kobiet i ograniczenie wpływu duchowieństwa.Te fasadowe reformy były prowadzone autorytarnie, bez konsultacji społecznych i przy użyciu brutalnych środków represji, z tajną policją SAVAK na czele. W rezultacie modernizacja była nie tylko powierzchowna, ale też wywoływała szeroki sprzeciw. Na prowincji rozpadły się lokalne struktury społeczne, w miastach wzrosła bezrobocie i frustracja młodych, a kler, pozbawiony wpływów, zaczął budować opozycję w oparciu o hasła antyzachodnie i antymaterialistyczne. Ostatecznie to właśnie represyjny charakter tych reform stał się katalizatorem rewolucji islamskiej — nie CIA, nie zamach z 1953, lecz narastająca przepaść między rządem a społeczeństwem. Nie sposób zaprzeczyć, że Iran próbował się modernizować. Problem polegał jednak na tym, że te próby były w dużej mierze sztuczne, niezintegrowane z rzeczywistością społeczną, a często wręcz narzucane społeczeństwu siłą.
Modernizacja nie jest procesem czysto technologicznym — wymaga zmian kulturowych, edukacyjnych i mentalnych.
Iran, mimo nowoczesnych budynków, uczelni i fabryk, nie przekształcił się w państwo nowoczesne, bo nie zmienił swojej struktury władzy, roli religii, statusu kobiet i obywatelskiego zaangażowania społeczeństwa. Rewolucja islamska z 1979 roku była punktem kulminacyjnym długiego procesu społecznego, który dowodził, że Iran nie przeszedł rzeczywistej transformacji modernizacyjnej. To nie przypadek, że po kilkudziesięciu latach „reform”, kraj wrócił nie do liberalnej demokracji, ale do teokracji. Społeczeństwo nie obaliło szacha w imię świeckiego republikanizmu, lecz w imię islamu, antyzachodniości i odrzucenia nowoczesności jako obcej i narzuconej siły. Ajatollah Chomeini nie był postacią znikąd — jego popularność, charyzma i wpływ wynikały z głęboko zakorzenionych wartości, które przetrwały mimo prób „zmodernizowania” Iranu. To duchowni, a nie technokraci czy liberalni intelektualiści, stanowili autentyczną elitę społeczną w wielu regionach kraju. Ich siła polegała nie tylko na duchowym autorytecie, ale też na tym, że byli realnie obecni w życiu codziennym — w meczetach, szkołach religijnych, sądach i relacjach rodzinnych. To im społeczeństwo ufało bardziej niż szachowi czy jego zachodnim doradcom. Dlaczego zatem tak wielu ludzi — zwłaszcza na Zachodzie — nadal wierzy w mit „utraconego modernizmu Iranu”? Przyczyn jest kilka.
Po pierwsze, mit ten jest atrakcyjny, bo oferuje prostą narrację o złych imperialistach (USA i Wielka Brytania), którzy zniszczyli „rozwijające się” państwo. Taka opowieść dobrze wpisuje się w krytykę kolonializmu i neoliberalizmu.
Po drugie, dla irańskiej diaspory i liberalnych elit korzystne jest przedstawianie swojej przeszłości jako „ukradzionej” przez cudze siły — pozwala to uniknąć refleksji nad własnymi błędami i ograniczeniami kulturowymi. Po trzecie, niektóre środowiska polityczne celowo utrzymują mit Mosaddegha jako liberalnego męczennika, aby zyskać legitymizację swoich postulatów. Ale historia — jeśli ma być nauką, a nie legendą — wymaga nie tylko empatii, ale i brutalnej uczciwości. Iran nie był nowoczesnym krajem przed 1953 rokiem, ponieważ nie spełniał żadnych z warunków nowoczesności w sensie politycznym, społecznym czy kulturowym. Był państwem częściowo skolonizowanym, z autorytarną władzą, głęboko zhierarchizowaną strukturą społeczną, dominacją religii i bardzo ograniczoną świadomością obywatelską. To nie CIA powstrzymała Iran przed zostaniem demokracją – Iran nigdy nie miał realnych szans nią zostać, bo społeczeństwo nie przeszło przemiany, która by ją umożliwiła.