7 typów dziewczyn na insta
1. Artystki
Dłoń, stopa, dłoń w wannie, obraz, kwiatek, oko, krzesło, obojczyk, rzeźba, kamienica, geomeetria miasta. I tak w kółko. I jeszcze raz. Blade zdjęcia, ukazujące głębię, bo niech każdy się domyśla co miałam na myśli, czy co czuje. Jakie emocje wiążą się z kąpielą w wannie i wizytą w galerii! Chciałabym malować, ale nie umiem za bardzo, bo inaczej siedziałbym na wykładach na ASP, a nie robiła 30 zdjęć paznokcia, żeby wybrać to najbardziej artystyczne. Realizuje się więc jako stylistka, fotograf (bo skoro mam iPhona, to z założenia jestem fotografem), lub producentka sesji. Pozuje z książką, ale czy ją przeczytam? Tego się nie dowiesz, bo jak zapytasz, jak mi się podoba, to odpowiem, że jeszcze nie wiem, bo zawsze właśnie zaczynam. Tajemniczość bije z moich zdjęć na kilometr. Jestem delikatna jak kwiatuszek, ale kawałek piersi pokaże. Trochę zawieszona w rzeczywistości… wyjątkowa, bo drobna, z bladą cerą, drobnymi tatuażami, brakiem mejkapu i ubrana cała na czarno.
2. Influenserki
Moje życie jest tak ciekawe i wypchane po brzegi wydarzeniami towarzyskimi, że nie mam zbyt wiele czasu żeby sypiać. Pokazać buty? Proszę. Zareklamować spodnie? Już się robi. Polecić podkład? Pewnie. Biżuterie? Jasne. Życie od eventu do eventu, od śniadania na Zbawicielu, przez lunch na Żurawiej bądź Kruczej, bo mam dużo czasu żeby przejechać przez pół miasta i zjeść w modnym miejscu, po wieczorną imprezę w modnym klubie. Kręcę się w swoim gronie +20 tys followersów na Instagramie. Niby dużo jem, można się domyślać, że sporo piję skoro ciągle jestem na imprezie, ale jestem chuda i zawsze wystylizowana, jak laski z kampanii reklamowych. Najprawdopodobniej marnuję dużo jedzenia. Zajmuję się promocją w soszjalach, prowadzę konta na instagramie ludziom, którzy otworzyli swój interes, muszą pracować i nie mają czasu się tym zająć, więc zlecają to mnie. Bo znam się na tym jak nikt inny. Wiem jak sprzedać siebie, to pewnie tę knajpkę, nową markę odzieżową czy coś podobnego też wypromuję.
Latem będę przesiadywać nad Wisłą i pływać po niej motorówkami z innymi Influenserami. Ciężko jest lekko żyć.
3. Insta matki
Jest nas od groma. Dziecko je, dziecko śpi, dziecko biegnie, rodzeństwo słodko się przytula, albo pozuje na ściance. Jestem przekonana, że wszyscy są bardzo zainteresowani rozwojem moich pociech, wstawiam 5 nie różniących się od siebie praktycznie niczym zdjęć dziennie. Wystylizowane dzieciaki, wyścig która z nas matek pierwsza ubierze swoje dziecko zimą w letnią kolekcje modnej niszowej marki dziecięcej, które z naszych dzieci bawi się bardziej drewnianymi, przepłaconymi zabawkami, które żyje w bardziej białym niż białe mieszkaniu.
Wzajemnie napędzamy się w wyścigu o bycie #bestinstamom.
W chwili obecnej, każda celebrytka, która rodzi dziecko podpisuje chyba w szpitalu umowę na otwarcie własnej marki odzieżowej (dziecięcej oczywiście), firmy produkującej kocyki, nocniki i inne około dziecięce gadżety. Gdyby można było zmierzyć poziom cukru moich zdjęć z wygaszonym ajfonowym filtrem, Willy Wonka dostałby cukrzycy. Szokująca jest liczba osób obserwujących profile instamatek, na których próżno szukać czegoś innego niż dzieci. Ale umówmy się, ciężko jest nie polubić zdjęcia uroczego dzieciaka, nie należy tylko mylić rodzicielstwa instagramowego vs. rzeczywistości, bo ta jest zgoła inna.
4. Modelki
Selfie z dzióbkiem na zmianę ze zdjęciem zrobionym z wyzwalacza lub przez chłopaka/przyjaciółkę. Czuję, że jestem piękna, więc generalnie na profilu znajdziemy tylko moje zdjęcia. Wyginam się w łuk, wiem jak zagrać nogą żeby wyglądać na wyższą i szczuplejszą, uchylam usta do zdjęć, żeby wydawały się większe. Raz na jakiś czas wrzucę fotkę w bieliźnie, albo stroju kąpielowym i od razu mam więcej lajków, które są przecież tak istotne dla dobrego samopoczucia. Przy swoich 3 tysiącach obserwujących ustawiłam sobie profil „firmowy” i nazywam się OSOBĄ PUBLICZNĄ. Bo może ktoś mnie wyhaczy i jeszcze zrobię karierę! A jak nie, to i tak fajnie, że tyle ludzi pisze mi codziennie że jestem taka śliczna.
5. Stylistki wnętrz
Pewnego dnia, jak tornado, na Instagram wdarła się moda na skandynawskie wnętrza w stylu Ikea. Biel, pastele, więcej bieli, więcej pasteli. Oj dostałam od losu pole do popisu, żeby stać się dizajnerką w swoich 4 ścianach. Zaczęłam masowo wyrzucać ze swojego domu meble i inne niepasujące do trendu przedmioty, szczególnie te kolorowe, bo przecież posiadanie dużej ilości bibelotów nie jest w modzie. Potem ściany w odcieniu beżowym lub gołębim szarym zaczęłam przemalowywać na biało.
Zachlapała się podłoga, bo trzeba to było zrobić szybko, więc ją też machnęłam z mężem na biało.
Z domów wyjechały wykładziny i dywany, zastąpiło je dużo miętowych i pudrowo różowych dodatków typu kubeczki, poduszeczki, kocyki i tylko białe meble. Później na instagramie zaczęłam uwieczniać każdy kąt mojego cudownego niczym domek Barbie mieszkanka. 80 zdjęć salonu, 50 zdjęć sypialni, 20 zdjęć łazienki i 30 zdjęć kuchni – oczywiście z różnymi detalami i na różnych ujęciach, ale zawsze wyglądające, jakby można było jeść z podłogi. Wiem że dużo lasek zrobiło tak jak ja, ale i tak czuję się wyjątkowa.
6. Chodakowskie
Bycie fit jest w modzie, a to zdrowy i fajny trend. Moje naturalne środowisko to siłownia, a w ręku zawsze trzymam wodę albo ciężarki. Zachwyty nad moim ciałem są zapłatą za wysiłek no chyba, że przekroczę pewną masę i zaczynaję swoją przygodę z markami.
7. Travelerki
To ten typ kont instagramowych, po których przejrzeniu masz ochotę schować się pod koc i przeanalizować porządnie swoje życie. Przecież to jest bajka! Najpiękniejsze zakątki świata, najpiękniejsze hotele, najpiękniejsze widoki, najpiękniej podane śniadanie, a w tle balony w Kapadocji, albo kręte uliczki Possitano, tudzież oszałamiająca zieleń na Bali, albo Tulum, najpopularniejszej miejscówki w Meksyku. TO MOJE ŻYCIE! Zawsze mam na sobie arsenał upiększający – ciuchy marek, który ruszyły ze mną w podróż, dorzucając co nieco, na paznokciach lakier, na głowie oczywiście kapelusz, który sprawia, że wyglądam jak z okładki Kinfolka. W czasie swojej podróży mam przygotowane „outfity” na każdy „spot” i w sumie to trzeba nieźle gonić i się napracować, żeby słońce było właśnie w tym miejscu i prześwitywało przez te liście. Mój chłopak nie jest zbyt zadowolony, że na wyjeździe robimy tylko zdjęcia i nic nie zwiedzamy, ale ile w końcu można łazić po jakiś ruinach, skoro możemy posiedzieć na plaży albo w ładnym hotelu. Powinien być mi za to wdzięczny!
Tekst: Laura Skroll