Czemu komary gryzą tak chętnie nas, zamiast spijać krew naszych wrogów?
Spędzacie miłe chwile gdzieś na końcu świata – przy ognisku na Mazurach. Impreza mocno kameralna, a jednak w pewnym momencie pojawiają się nieproszeni goście – komary. Co więcej, chyba utworzyły na szybko wydarzenie na Facebooku dla swoich ziomków, bo z minuty na minutę jest ich więcej i więcej.
Jeśli coś może was wkurzyć bardziej od tego, że na ręku macie już całą konstelację śladów po ugryzieniach, to pewnie fakt, że wasi współtowarzysze siedzą sobie spokojnie.
Nimi komar z kulawą nogą się nie zainteresował!
Czemu w ogóle komary, skoro już postanowiły nie podążać za modą i nie przejść na weganizm, uczepiły się ludzi? Jest przecież tyle pełnokrwistych gatunków na świecie, które nie usiłują ich uśmiercić szybkim i skutecznym klepnięciem ręką i nie obrzucają inwektywami przy tej okazji? Okazuje się, że komary przyciąga przede wszystkim dwutlenek węgla.
Wiadomo – ten akurat jest wszechobecny, więc stanowi tylko podstawę zainteresowania nami, także to nie wszystko. Kolejnym afrodyzjakiem dla krwiopijców okazuje się być kwas mlekowy. Jeśli do tego dodać jeszcze w odpowiednich proporcjach amoniak, kwas karboksylowy i parę innych może niewiele mówiących nam nazw, ale jak się okazuje – sprawiających, że według komarów pachniemy jak kotlet schabowy u mamusi – mamy przerąbane.
Miks tych wydzielanych przez nasz organizm substancji sprawia, że jesteśmy słodkim, kuszącym bukietem aromatycznym. I tu – jedni bardziej, drudzy mniej.
Czyli pierwsze skrzypce gra tu nasza indywidualna mikroflora. Niels Verhulst, entomolog z uniwersytetu Wageningen w Holandii, udowodnił, że szczególnie łakomym kąskiem będą dla owadów osoby, na skórze których przeważa określony rodzaj bakterii – Corynebacterium. To przez nie nasz organizm będzie wydzielał wraz z potem więcej substancji przyciągającej komary.
Wychodzi więc na to, że komary nie wybierają nas, ale bakterie i mikroby, który żyją na naszej skórze (w ilości około 1 mln na centymetrze kwadratowym!). A czy my mamy opcję wyboru tego, jakie bakterie właśnie urządzają sobie na nas imprezkę?
Mikroflora skóry w dużym stopniu zależy od tego co jemy, pijemy, czego dotykamy, w jakim środowisku żyjemy. Może się więc okazać, że żeby uniknąć ugryzień przez komarzyce musielibyśmy zmienić swoje życie o 180 stopni.
A i to mogłoby być za mało. Według badań Verhulsta swoją rolę odgrywają tu też geny. To one mają wpływ na to, jak gościnna wydaje się być nasza skóra dla wspomnianych bakterii i mikrobów. Jeśli czują, że bariery ochronne są znikome plus mamy tendencję do pocenia się – bingo! Będą mogły sobie w najlepsze na nas wegetować – poczuć się jak u siebie w domu. A do tego domu, jak już wspomnieliśmy, ciągnie komary.
Smutny wniosek jest taki, że mimo że badacze wiedzą, że owady lgną do nas przez określone bakterie, to nie jest jeszcze jasne, czemu właśnie taka a nie inna mikroflora jest dla nich najatrakcyjniejsza. Także póki co jedyna złota rada naukowców na to, jak zminimalizować zapędy krwiopijców, to mniej się pocić. Wspominamy tegoroczne temperatury i już wiemy, że nie mieliśmy żadnych szans w tej nierównej walce!
Na koniec przychodzą nam do głowy jednak słowa pocieszenia. Po pierwsze – istnieją ponad 3 tys. gatunków komarów i tylko kilka z nich wybiera na swoje menu człowieka.
Reszta zadowala się innymi źródłami. Nie mamy więc tak przekichane, jakby się mogło wydawać.
Źródło: TheConversation.com
Tekst: Kinga Dembińska