Ile fotek musi zrobić blogerka, aby wrzucić idealne zdjęcie na Instagrama?
![Ile fotek musi zrobić blogerka, aby wrzucić idealne zdjęcie na Instagrama? .get_the_title().](https://www.f5.pl/wp-content/uploads/2018/04/blogerki.jpg)
Instagram potrafi być niebezpiecznym narzędziem. Młode dziewczyny i chłopcy przeglądają go nawet kilkadziesiąt razy dziennie i za każdym razem bombarduje ich fala idealnych ciał i niepokojąco symetrycznych twarzy. Jak to możliwe, że kilkaset zdjęć jednej dziewczyny charakteryzuje taki poziom perfekcji? Światło, sceneria, poza, mimika, włosy, makijaż, bohaterowie drugiego planu – wszystko idealne. Tymczasem ty możesz się pochwalić w telefonie jednym wielkim folderem, którego nazwa powinna brzmieć „nie otwierać, usunąć, zapomnieć”. Czy to okrutny los i nie najlepsze geny, czy może jednak coś innego?
Na szczęście (nieliczne) zdjęcia blogerek są dowodem na to, że jednak nikt nie rodzi się ze skórą jak po miesięcznych wakacjach i z wiecznie młodym wyglądem. Niektóre z tych popularnych dziewczyn mają w sobie odrobinę przyzwoitości i cennego dystansu do siebie, więc od czasu do czasu pozwalają nam poczuć się jak ich bratnie dusze. Pokazują zdjęcia z głupimi minami i nie chodzi tutaj o seksownie wystawiony język.
Mają przymrużone oczy, podwójne podbródki, włosy, które przegrały walkę z wiatrem i kilka innych „niedoskonałości”, które każdy z nas bez problemu odnajdzie na swoich zdjęciach.
Te fotki są dowodem na to, że zanim uda im się cyknąć zdjęcie warte publikacji w Vogue’u, minie sporo czasu i zniknie większość wolnego miejsca w pamięci telefonu. Ile dokładnie? Portal Huffington Post postanowił sprawdzić to na przykładzie czterech blogerek z Instagrama.
Każda z nich zgodnie przyznaje: „to nie jest takie glamour, jak może się wydawać”. Praca blogerki to naprawdę praca, może przyjemniejsza niż stały etat, ale dalej wymaga sporo czasu i energii. Niekiedy nawet więcej niż się spodziewamy. Dla Huffington Post blogerki ujawniają swoją „kliszę” z kilkudziesięcioma kadrami, wśród których z łatwością można znaleźć te bliskie naszemu sercu. Palec na ekranie, nieposłuszne, a nawet przedrzeźniające je zwierzę i ten okrutny wiatr, który psuje jedyne dobre ujęcie. Dziewczyny zgodnie przyznają, że zanim uzyskają coś, co nadaje się do publikacji, muszą się nieźle nagimnastykować. Muszą też walczyć z wyczerpującą się cierpliwością osobistego fotografa, którym najczęściej jest partner, koleżanka lub kolega, który myślał, że praca z blogerką to podróże po całym świecie i publikacje na poczytnych portalach. Czasem tak jest, ale początki zazwyczaj są bardziej bolesne.
![](https://www.fpiec.pl/wp-content/uploads/2018/04/hp1.png)
![](https://www.fpiec.pl/wp-content/uploads/2018/04/hp3.jpg)
Ile więc potrzeba kadrów, żeby osiągnąć instagramowy ideał? Cóż, wszystko oczywiście zależy od tego, jakie zdjęcie chcesz wykonać. Łatwiej jest cyknąć fotkę swojej stylizacji niż pozować z egzotycznym zwierzęciem. Światło i pogoda również mają spore znaczenie, podobnie jak fotograf i sceneria. Patrząc na opublikowane zdjęcia blogerek, można przypuszczać, że liczba nietrafionych ujęć waha się od 50 do 200. Czasem wystarczy 20 fotek, a czasem nawet 3, ale twoja uroda i predyspozycje do bycia modelką czy modelem mają tu najmniejsze znacznie.
Swoją drogą, ktoś powinien zrobić podobny materiał we współpracy z czołowymi fotografami mody. Czy Emily Ratajkowski rzeczywiście na każdym ujęciu wzbudza zazdrość kobiet i pożądanie mężczyzn? A Leonardo DiCaprio naprawdę ma tak symetryczną twarz, jak twierdzą specjaliści od urody? Na razie zadowólmy się może „wyznaniem” blogerek, aby uniknąć przykrych rozczarowań i odkryć, że jednak istnieją ludzie, którym wystarczy jedno ujęcie, żeby podbić świat.
![](https://www.fpiec.pl/wp-content/uploads/2018/04/hp4.jpg)
![](https://www.fpiec.pl/wp-content/uploads/2018/04/hp2.png)
Tekst: MW