Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Ile fotek musi zrobić blogerka, aby wrzucić idealne zdjęcie na Instagrama?

Smutno ci, bo tylko jedno na 50 twoich zdjęć nadaje się do pokazania w internecie? Nie martw się, przeważnie to nie kwestia twojej fotogeniczności. Nawet najpiękniejsze influencerki z Instagrama mają ten sam problem.
.get_the_title().

Instagram potrafi być niebezpiecznym narzędziem. Młode dziewczyny i chłopcy przeglądają go nawet kilkadziesiąt razy dziennie i za każdym razem bombarduje ich fala idealnych ciał i niepokojąco symetrycznych twarzy. Jak to możliwe, że kilkaset zdjęć jednej dziewczyny charakteryzuje taki poziom perfekcji? Światło, sceneria, poza, mimika, włosy, makijaż, bohaterowie drugiego planu – wszystko idealne. Tymczasem ty możesz się pochwalić w telefonie jednym wielkim folderem, którego nazwa powinna brzmieć „nie otwierać, usunąć, zapomnieć”. Czy to okrutny los i nie najlepsze geny, czy może jednak coś innego?

Na szczęście (nieliczne) zdjęcia blogerek są dowodem na to, że jednak nikt nie rodzi się ze skórą jak po miesięcznych wakacjach i z wiecznie młodym wyglądem. Niektóre z tych popularnych dziewczyn mają w sobie odrobinę przyzwoitości i cennego dystansu do siebie, więc od czasu do czasu pozwalają nam poczuć się jak ich bratnie dusze. Pokazują zdjęcia z głupimi minami i nie chodzi tutaj o seksownie wystawiony język.

Mają przymrużone oczy, podwójne podbródki, włosy, które przegrały walkę z wiatrem i kilka innych „niedoskonałości”, które każdy z nas bez problemu odnajdzie na swoich zdjęciach.

Te fotki są dowodem na to, że zanim uda im się cyknąć zdjęcie warte publikacji w Vogue’u, minie sporo czasu i zniknie większość wolnego miejsca w pamięci telefonu. Ile dokładnie? Portal Huffington Post postanowił sprawdzić to na przykładzie czterech blogerek z Instagrama.

COMING SOON #loading

Post udostępniony przez Julia Kuczynska (@maffashion_official)

Każda z nich zgodnie przyznaje: „to nie jest takie glamour, jak może się wydawać”. Praca blogerki to naprawdę praca, może przyjemniejsza niż stały etat, ale dalej wymaga sporo czasu i energii. Niekiedy nawet więcej niż się spodziewamy. Dla Huffington Post blogerki ujawniają swoją „kliszę” z kilkudziesięcioma kadrami, wśród których z łatwością można znaleźć te bliskie naszemu sercu. Palec na ekranie, nieposłuszne, a nawet przedrzeźniające je zwierzę i ten okrutny wiatr, który psuje jedyne dobre ujęcie. Dziewczyny zgodnie przyznają, że zanim uzyskają coś, co nadaje się do publikacji, muszą się nieźle nagimnastykować. Muszą też walczyć z wyczerpującą się cierpliwością osobistego fotografa, którym najczęściej jest partner, koleżanka lub kolega, który myślał, że praca z blogerką to podróże po całym świecie i publikacje na poczytnych portalach. Czasem tak jest, ale początki zazwyczaj są bardziej bolesne.

huffingtonpost.com

huffingtonpost.com

Ile więc potrzeba kadrów, żeby osiągnąć instagramowy ideał? Cóż, wszystko oczywiście zależy od tego, jakie zdjęcie chcesz wykonać. Łatwiej jest cyknąć fotkę swojej stylizacji niż pozować z egzotycznym zwierzęciem. Światło i pogoda również mają spore znaczenie, podobnie jak fotograf i sceneria. Patrząc na opublikowane zdjęcia blogerek, można przypuszczać, że liczba nietrafionych ujęć waha się od 50 do 200. Czasem wystarczy 20 fotek, a czasem nawet 3, ale twoja uroda i predyspozycje do bycia modelką czy modelem mają tu najmniejsze znacznie.

Swoją drogą, ktoś powinien zrobić podobny materiał we współpracy z czołowymi fotografami mody. Czy Emily Ratajkowski rzeczywiście na każdym ujęciu wzbudza zazdrość kobiet i pożądanie mężczyzn? A Leonardo DiCaprio naprawdę ma tak symetryczną twarz, jak twierdzą specjaliści od urody? Na razie zadowólmy się może „wyznaniem” blogerek, aby uniknąć przykrych rozczarowań i odkryć, że jednak istnieją ludzie, którym wystarczy jedno ujęcie, żeby podbić świat.

huffingtonpost.com
huffingtonpost.com

Bubble tea in a strip mall, my idea of a good time #americanstyle

Post udostępniony przez Steffy ❤ (@steffy)

Tekst: MW

SURPRISE