Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

NajlF5sze wideoklipy, cz.5. Wykłady z melancholii

W dzisiejszym odcinku czeka na was porcja nostalgii, rozmyślań i wzruszeń, czyli kompozycje, które nie tyle podkreślają beznadziejność losu, co raczej próbują pomóc słuchaczowi sprawy trudne oswoić.
.get_the_title().

W dobie bombardujących przygnębiającymi nagłówkami mediów oraz depresji stającej się swego rodzaju chorobą cywilizacyjną, nie chciałbym dokładać kolejnego negatywnego bodźca do czyjejkolwiek kondycji psychicznej. Dlatego poniższe utwory to, owszem, wyciskacze łez, ale raczej w sposób artystyczny, oczyszczający wewnętrznie i głęboki. To kompozycje, które nie tyle podkreślają beznadziejność losu, co próbują go oswoić, pokazując że w pewnych nieuniknionych procesach wszyscy tkwimy razem i powinniśmy je po prostu zaakceptować, doceniając jednocześnie to, co w danej chwili mamy. Równie dobrze można by ten odcinek nazwać: „5 utworów, które pozwolą każdemu zejść na ziemię, gdy zdarzy mu się trochę odlecieć”. Miłego, obfitującego w refleksje słuchania!

1. Sigur Ros – „Ekki Mukk”

Niektóre utwory mówią tak uniwersalnym i skutecznie oddziałującym na podświadomość językiem, że wszelki komentarz do nich wydaje się zbędny. To właśnie ten przypadek.

Niniejsze dzieło islandzkiego zespołu to już nawet nie jest teledysk, tylko przeszywający swym audiowizualnym pięknem traktat filozoficzny o przemijaniu i szacunku dla istot słabszych.

O samotności i empatii. O sile małych gestów i ich wartości, mimo zupełnej bezbronności wobec prawideł, jakimi rządzi się natura. Sceny ze ślimakiem czy liskiem, ubarwiane tak charakterystycznym dla grupy melancholijnym brzmieniem, na dobre zapisały się już w historii wideoklipów. Gwoli ścisłości – w trakcie kręcenia nie ucierpiał żaden zwierzak (przeczytajcie na YouTubie pierwszy komentarz pod filmem).

2. Mount Eerie – „Ravens”

Strata kogoś bliskiego to zawsze ogromna trauma. Mało komu udało się tak wzruszająco opowiedzieć poprzez muzykę o trwaniu w tym trudnym stanie godzenia się z nowa rzeczywistością, jak Philowi Elverumowi. Płyta „A Crow Looked at Me” poświęcona jest wspomnieniom po zmarłej na raka 35-letniej żonie artysty, Genevieve.

„Ravens” (czy choćby „Real Death”) to zaś przejmująca ilustracja ogromnego żalu i tęsknoty zrozpaczonego męża, w której archiwalne nagrania pełnią rolę wehikułu czasu do spędzanych razem chwil.

Sam utwór ma w sobie walory terapeutyczne dla osób, które doświadczyły podobnej tragedii i czują obecność bliskich w każdym odwiedzanym niegdyś wspólnie miejscu czy pozostawionym przedmiocie.

3. The Flaming Lips – „Do You Realize??”

Jak w na pozór prostą piosenkę wpleść ogromny ciężar gatunkowy? „Do You Realize??” jest modelowym przykładem takiego zabiegu. Abstrahując już nawet od feerii barw, scenograficznej kreatywności i rozczulających kostiumów, najbardziej uderza tu jeden fragment. Mianowicie moment, w którym Wayne Coyne pogodny utwór ubarwia nagle frazą „Do you realize, that everyone you know someday will die?”. A już po chwili znów wraca pogodna narracja.

To bezceremonialne przechodzenie, jak gdyby nigdy nic, od rzeczy delikatnych do ostatecznych, na tle wpadającej w ucho melodii stanowi o prawdziwej sile tego kawałka.

4. Hazel English – „I’m Fine”

Miewacie czasem gorsze dni, w trakcie których różne pokłuwające psychikę myśli kotłują wam się w głowie i, co gorsza, musicie odganiać je w obecności innych osób? Jeśli tak, „I’m Fine”, wraz z minimalistycznym obrazkowym klipem, powinno przypaść wam do gustu, zapewniając nić porozumienia. O tym tracku pisałem kiedyś, że stanowi idealny przykład na to, jak prosto mówić o rzeczach trudnych, bez jednoczesnego popadania w pretensjonalność i banał.

5. Julia Marcell – „Andrew”

„W tej piosence i jej tekście jest zawarta ta cała średniomiejska beznadziejność młodej kobiety”. „Hymn dzisiejszych 25-, 30-latków”. „Najbardziej intymna polska piosenka ostatnich lat”. To tylko wybrane z kilku pierwszych komentarzy pod klipem do „Andrew” – emocjonalnej wiwisekcji lęków singielki zmagającej się z samotnością i egzystencjalnymi rozmyślaniami. Na swój sposób wraz z „I’m Fine” składa się ten utwór na specyficzny dyptyk.

Delikatny wokal artystki intrygująco współgra z depresyjnym klipem, który jest na tyle bezpośredni pod względem formy, że można się wręcz poczuć, jakbyśmy wpadli do zaskoczonej naszą wizytą Julii Górniewicz w odwiedziny.

A fragment „Czasem myślę, jak dziwnie, jak dziwnie być człowiekiem” zostaje w głowie jeszcze długo po wyłączeniu kawałka.

Tekst: Wojciech Michalski

SURPRISE