W luksusowej restauracji we Włoszech można zamówić smażone powietrze
Niektórzy twierdzą, że największym przekrętem w dziejach świata, na jaki daliśmy się nabrać jako konsumenci jest woda butelkowana. Cena kranówki jest nieporównywalnie mniejsza, nie wspominając już o koszcie, jaki ponosi nasza planeta. Tymczasem w Castelfranco Veneto we Włoszech być może rośne nam godny trend-następca, czy może raczej coś na zagrychę do tej wody.
To Aria Fritta, czyli smażone powietrze – danie serwowane w restauracji Feva.
Choć zdawać by się mogło, że na ten pomysł wpadł jakiś szaleniec, to w tym wypadku bardziej pasuje określenie „genialny umysł”.
Szef kuchni Fevy, Nicola Dinato ma na koncie gwiazdkę Michelin, którą to miejsce otrzymało w 2014 roku.
Tajemnicze danie rzeczywiście brzmi bardzo fine-diningowo.
Aria Fritta powstaje poprzez gotowanie, a potem pieczenie i smażenie „obłoczków” z tapoki.
Po wysuszeniu tapiokowe kule są infuzowane ozonem, który sprawia, że zajadając się tym fikuśnym przysmakiem, mamy wrażenie jakbyśmy brali głęboki oddech.
A smakuje taka potrawa? Niestety, żeby się tego dowiedzieć, chyba będziemy musieli odwiedzić Włochy. Goście twierdzą podobno, że Aria Fritta smakuje jak świeże powietrze z lasu lub gór. Przyznajemy, że nie jest to jakoś szczególnie pomocna opinia, jeśli chodzi o usystematyzowanie naszych wyobrażeń na temat smaku.
Informacja o tym, w towarzystwie jakich składników ozonowa chmurka pojawia się na talerzu, również nie pomoże rozwiać wątpliwości, czy to jest smaczne, niedobre, czy po prostu dziwne. Danie jest bowiem doprawione niebieską solą, serwowane na „łóżeczku” z waty cukrowej, spryskane octem z dodatkiem pigwy i podane z wegańskim majonezem sezamowym, w którym ma być maczane. Aby poznać smak tej kulinarnej ciekawostki, zdecydowanie trzeba więc będzie wydać równowartość 30 dolarów.
Swoją drogą dziwi nas fakt, że ta lub inna wariacja na temat potrawy z powietrza nie jest serwowana w każdej restauracji. W końcu klientela domaga się potraw bez laktozy, glutenu i mięsa. A jeśli jeszcze ma zero kalorii – byłby na to kulinarny szał!
Zdjęcie główne: screen z Youtube’a – kanał RUPTLY
Tekst: Kinga Dembińska