Co mówi nam lista Pitchforka o kreowaniu trendów muzycznych?

Zacznijmy jednak od początku. Portal Pitchfork powstał pod koniec lat 90. i pierwotnie zajmował się muzyką alternatywną.
Przez lata wiele się zmieniło i dzisiaj serwis ten dostosował się do współczesnego rynku muzycznego, tracąc przy tym swoją autonomię i przestając być opiniotwórczym.
Oczywiście każdy album, który otrzymuje u Pitchforka tytuł „Best New Music” zyskuje dzięki temu masę odsłuchań na streamingach i wszyscy zaczynają o nim mówić, ale jest też cała masa słuchaczy, którzy odwrócili się od popularnego P4K i uważa płyty z tzw. pitchfork-core za obciach.

Cezurą między starym a nowym był 2010 rok, recenzja „My Beautiful Dark Twisted Fantasy” Kanye Westa i wystawiona wtedy ocena 10.0 – pierwsza najwyższa nota od 2002 roku, gdy za perfekcyjne albumy uznano „Yankee Hotel Foxtrot” Wilco i „Source Tags & Codes” Trail Of Dead, a więc stricte alt-rockowe pozycje. Od tego czasu West stał się ulubieńcem portalu (trochę niższa była jedynie ocena tegorocznego „ye”), a wraz z nim cała reszta raperów tworzących w nurcie ambitniejszego brzmieniowo hip-hopu z Kendrickiem Lamarem na czele.
Jeśli weźmie się pod uwagę tylko listy roczne z ostatnich dwóch lat, to widać wyraźnie, że w 2016 roku jedynym białym artystą w pierwszej piątce albumów był zmarły kilka miesięcy wcześniej David Bowie ze swoim pożegnalnym „Blackstar”.
W 2017 byli to przedstawiciele art popu: Lorde i King Krule. Pierwsze miejsca okupowali zaś Lamar, Frank Ocean, SZA oraz dwa krążki sióstr Knowles. Zespołów indie, niegdyś pupili portalu, szukać można na odleglejszych miejscach. Nie są więc pominięci, ale hierarchia się wyraźnie zmieniła. Nie ma oczywiście nic złego w tym, że redaktorzy uznają w obecnych czasach hip-hop za dużo bardziej kreatywny i wyznaczający trendy nurt. Zapewne tak właśnie jest, że to Kanye West i Kendrick Lamar są dla współczesnej muzyki tym, czym dekadę lub dwie temu byli Radiohead i amerykańscy twórcy pokroju Sufjana Stevensa.
Nieco inaczej jednak wygląda sytuacja, gdy na stronie pojawia się zrewitalizowany ranking krążków z lat 80., w którym wyraźnie odbijają się współczesne tendencje.
W pierwszej 10 znalazły się płyty Sade i Janet Jackson, których na poprzedniej liście nie było. Na podium są Prince ze zwycięskim „Purple Rain”, Michael Jackson oraz N.W.A.
W każdym z tych przypadków to awans o kilka, a nawet kilkanaście pozycji. Triumfujące wtedy „Daydream Nation” Sonic Youth, wielki klasyk amerykańskiego undergroundu, tym razem znalazło się poza pierwszą piątką. Spadek zaliczyło też paru innych gigantów alternatywy, kosztem raczkującego w latach 80. hip-hopu.
To wygląda na rehabilitację kultury czarnych artystów tamtych lat i wprowadzanie polityki równościowej, kosztem obniżenia znaczenia zespołów rockowych, dominujących dotychczas w tego typu rankingach.
Pitchfork zmieniał już zdanie wiele razy, legendarne są niezwykle krytyczne recenzje Flaming Lips czy Belle and Sebastian, które po latach zostały usunięte ze strony. Recenzenci wstydzili się tekstów pisanych w nazwijmy to „młodzieńczym” okresie działalności serwisu. Doceniali niektóre zespoły po latach i odświeżali ich recenzje. Ranking najlepszych płyt z lat 90. także pojawił się dwa razy, ale z mniej rewolucyjnymi zmianami, niż w tym przypadku.
Ciężko ocenić, czy w przeciągu dekady tak mocno zmieniły się gusta w redakcji, czy to napływ nowych writerów odmienił panujący tam klimat, a może to też próba przypodobania się nowej publiczności? Pitchfork jest obecnie najpopularniejszym internetowym portalem o muzyce, z czterema milionami unikalnych użytkowników dziennie, ustępujący pod tym względem jedynie „Rolling Stone’owi”, który ma też przecież ogromną tradycję i papierowe wydanie. Powód dla stworzenia takiej właśnie listy może być więc prozaiczny – specjalista od SEO pisał już o tym, jak można układać listy pod wyszukiwarki. Hajs się musi zgadzać i wszelkie rankingi portalu powstałe w momencie, gdy popularność Pitchforka przekroczyła masę krytyczną, należy już traktować nie jako opiniotwórcze, ale raczej jako sprawne marketingowo.

Odpłynięcie starszych czytelników wliczone jest zapewne w koszta coraz większej komercjalizacji strony. Po publikacji rankingu na fanpage’u serwisu pod rankingiem pojawiło się sporo głosów niezadowolenia, że pojawiają się tylko dwa albumy R.E.M., że nie ma „Sister” Sonic Youth, że Janet Jackson w poprzedniej odsłonie listy nie pojawiła się wcale, a nagle ląduje w czołówce.
Czytelnicy, którym Pitchfork towarzyszył od początku tego wieku, przyzwyczaili się do zupełnie innej wykładni historycznej, do etosu gigantów muzyki alternatywnej. Takie przemodelowanie kanonu może się im wydawać nieakceptowalne, nie tak myślą oni o tej wspaniałej dekadzie lat 80.
Nie zapominajmy jednak, że jest też zupełnie inne podejście, które także okazuje się być dalekie od ideału. W tym samym mniej więcej czasie polski magazyn „Teraz Rock” zamieścił na swoich łamach listę najlepszych albumów ostatnich 15 lat. Po jednym na każdy rok działalności czasopisma. Tamto zestawienie wywołało w polskim internecie ogromne poruszenie ze względu na całkowicie anachroniczne w dobie internetu podejście do muzyki. Na terazrockowej liście znalazły się bowiem niemal wyłącznie produkcje tych artystów, którzy lata świetności mają już dawno za sobą. Ciężko uznać ostatnie poczynania Metalliki, Davida Gilmoura, Deep Purple czy wygrywającego to zestawienie powrotu Black Sabbath z Ozzym w składzie, za specjalnie znaczące dla muzyki XXI wieku. Mamy więc tutaj zderzenie dwóch perspektyw: marketingowo-politycznej i idealistycznej, postępowej i pozostającej w skansenie. Jedno na pewno je łączy – wywołały kontrowersje i rozpoczęły dyskusje.