Najprawdopodobniej nie jest to broń jądrowa, choć i takie informacje pojawiają się w sieci. Niemniej prawie pewne jest, że wystrzelony kilka dni temu rosyjski satelita wojskowy miał na pokładzie broń. Jak przekonują Amerykanie chodzi o broń antysatelitarną zdolną do atakowania innych satelitów na niskiej orbicie okołoziemskiej. Co to znaczy dla światowego bezpieczeństwa?

Ruszył wyścig zbrojeń w przestrzeni kosmicznej.

Skutki użycia nawet konwencjonalnej broni na niskiej orbicie okołoziemskiej (LEO) miałyby ogromne skutki dla znajdującej się tam infrastruktury kosmicznej. To na niej znajdują się satelity kluczowe dla komunikacji, nawigacji i obserwacji Ziemi.

Detonacja broni mogłaby wygenerować dużą ilość odłamków kosmicznych, stanowiących zagrożenie dla innych satelitów oraz Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). Kolizje z odłamkami mogą uszkodzić lub zniszczyć działające satelity. Detonacja mogłaby również wywołać Kessler Syndrome, czyli kaskadowy efekt kolizji, w którym zniszczone satelity generują dużą ilość odłamków. Te odłamki mogą uderzać w inne satelity, powodując dalsze zniszczenia i generowanie jeszcze większej liczby odłamków.

To mogłoby uczynić niską orbitę okołoziemską nieużyteczną przez dziesięciolecia.

Powstanie dużej ilości odłamków utrudni monitorowanie i śledzenie obiektów na orbicie. Może też prowadzić do trudności w planowaniu i realizacji przyszłych misji kosmicznych, ponieważ odłamki mogą stanowić zagrożenie dla startujących rakiet i nowych satelitów.

Z punktu widzenia geopolitycznego detonacja broni na orbicie naruszałaby międzynarodowe traktaty dotyczące przestrzeni kosmicznej, takie jak Traktat o Przestrzeni Kosmicznej z 1967 roku, który promuje pokojowe wykorzystanie przestrzeni kosmicznej. Naruszenie tych traktatów mogłoby podważyć globalne zaufanie i współpracę w zakresie eksploracji kosmosu i otworzyć nowe pole konfliktu światowych mocarstw.