Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

’Gdy robisz coś z pasji, unosisz się. To ma dobrą energię’ – mówi Andrzej Popławski, szef elektromobilności innogy

Razem z Intel rozmawiamy z Andrzejem Popławskim, szefem elektromobilności w innogy Polska o dobrej energii, obracaniu porażki w sukces i rozwoju. Czym jest #generacjaEvo? To kreatywni, dynamiczni ludzie, którzy nie lubią ograniczeń.
.get_the_title().

Technologia stanowi dziś integralną część naszego stylu życia i dobrze, żeby podążała za naszymi potrzebami. Razem z Intel, marką odpowiedzialną za produkcję procesorów, postanowiliśmy przyjrzeć się, jak wygląda praca i potrzeby kreatywnych, dynamicznych, przedsiębiorczych osób, które nie mają czasu na półśrodki. Chcą bardziej, lepiej, więcej, dbają o siebie i swój rozwój. Jedną z nich jest Andrzej Popławski, szef elektormobilności w innogy Polska, założyciel La Fume, ojciec 5-letnich bliźniaków, dla którego olbrzymie znaczenie ma równowaga w życiu i rozwój.

Andrzej zawsze jest w biegu, ciągle coś robi, a do tego ciągle się uśmiecha. Rozmawiamy z nim o tym, jak łączy wszystkie role życiowe i jak radzi sobie w trudnych sytuacjach, takich jak zamknięcie wielkiego projektu, jakim było innogy go! (jeden z największych elektrycznych car sharingów na świecie).

#generacjaEvo – tak Intel określa ludzi, którzy nie lubią ograniczeń i szukają urządzeń, które będą za nimi nadążały.

Intel Evo to oznaczenie, które otrzymują urządzenia zbudowane na procesorach Intel – 11 generacji oraz spełniają wszystkie wymagania producenta. Laptopy oparte na platformie Intel Evo zapewniają szybki czas reakcji, długą pracę baterii, stabilną łączność, dobry dźwięk oraz smukłe i lekkie konstrukcje. Evo to gwarancja wydajności i niezawodności. Andrzej przetestował z nami laptop Asus Zenbook spełniający wymagania platformy Intel Evo.

Marta Jerin, F5: Włożyłeś bardzo dużo pracy w projekt innogy go!, czyli pierwszy w Polsce w pełni elektryczny car sharing. Projekt upadł, a ja nie widzę u Ciebie rozpaczy, jesteś raczej w bardzo dobrej formie. Jak się zamyka tak duży projekt? Jak się czujesz?

Andrzej Popławski, szef elektromobilności w innogy Polska: To była bardzo trudna sytuacja. Włożyliśmy w innogy go! bardzo dużo serca. To był świetny projekt, za to decyzja o jego zakończeniu była pragmatyczna. Jako osoba odpowiedzialna za całą część elektromobilności w innogy sugeruję rozwiązania podyktowane zdroworozsądkowym podejściem. Przy przedłużającej się pandemii, zmianach rynkowych, jakie ona wywołuje i trudnej do przewidzenia dynamice najmądrzejszym wyborem było po prostu nieprowadzenie tego projektu dalej.

Nie byliśmy w takiej sytuacji jak nasza konkurencja: Panek, 4Mobility czy Traficar. To jest ich życie, być albo nie być – oni muszą walczyć, żeby przetrwać na rynku, nie mogą się tak po prostu zamknąć. Zresztą my się wszyscy bardzo lubimy, między nami był i jest bardzo duży przepływ informacji, zbudowały się silne relacje.

Projekt innogy go! to był pomysł innogy na zaistnienie w elektromobilności na szeroką skalę i zbudowanie tej kategorii w Polsce.

Projekt, który spotkał się ze świetnym odzewem.

Bo to był fajny pomysł i wdrożenie. Zostaliśmy docenieni przez klientów, dostaliśmy nagrody m.in. za service design z Instytutu Wzornictwa Przemysłowego. Tchnęliśmy w to dobrego ducha i wszystko wychodziło. W innogy go! była olbrzymia otwartość w komunikacji. Byliśmy trochę takim startupem w korporacji.

Już na starcie było widać, że klienci bardzo chcieli wejść w elektromobilność, chcieli sprawdzić jak się jeździ elektrykami i dostali taką szansę.

Opracowaliśmy i wdrożyliśmy strategię wyjścia, chcąc otoczyć opieką naszych klientów. Podjęliśmy współpracę z Traficarem, żeby klienci jeszcze przez jakiś czas mogli korzystać z naszych samochodów. Następnie ich samochody pojawiły się w naszej aplikacji, żeby ułatwić klientom migrację do innego systemu. Traficar wprowadza samochody elektryczne i one będą się ładować na naszej infrastrukturze.

Infrastruktura innogy go! nie znika, bo elektromobilność to rzecz, która będzie się działa.

Czyli nie odczuwasz tego jako porażki?

Dobrnąłem do takiego momentu, w którym w niczym nie odczuwam porażki tylko patrzę na konkretną sytuację jak na lekcję. Z każdej sytuacji da się wybrnąć w dobry sposób i czegoś nauczyć. Powiedziałem zarządowi, że jeżeli mogę, to chciałbym 'zmenadżować to wyjście po swojemu, tylko dajcie mi na to go’. Postanowiłem wziąć odpowiedzialność i być twarzą tego wyjścia. To było wiarygodne, to było ludzkie, normalne po prostu. Jak coś jest normalne, to tak jest też odbierane.

Stwierdziłem, że nie ma się co chować, trzeba wyjść do ludzi, mówić wprost o trudnej sytuacji, opowiedzieć. jaka jest prawda.

Nie było nerwów?

Ogłoszenie końca to był trudny czas, trudny tydzień. Ten biznes był bardzo medialny, zrobiła się z tego burza, przez parę dni nic innego nie robiłem tylko odpowiadałem na pytania, odbierałem telefony, udzielałem wywiadów, siedziałem przy kompie, prowadziłem wideokonferencje. Musiałem sobie po tym zrobić weekend resetu, bycia z samym sobą, odzyskania energii. Jestem dumny z siebie i z mojego teamu, bo zrobiliśmy dokładnie to, co zaplanowaliśmy – wszystko zgodnie z poszczególnymi etapami i zgodnie z czasem. Włącznie ze współpracą z konkurencją.

Nie znam kategorii, w której wszyscy tak się lubią. Kasia Panek wysyłała nam jedzenie z pozdrowieniami do biura, spotykamy się z Pawłem Błaszczakiem z 4Mobility tak po przyjacielsku pogadać.

Może dlatego, że to dość nowy rynek, nowatorskie przedsięwzięcie, jeśli chodzi o elektromibilność?

Mnie się wydaje, że w tym jest po prostu jakaś dobra energia.

Mówisz o resecie. Dbasz o swój dobrostan. Z jednej strony zarządzanie ludźmi w innogy, masz też własny start-up, do tego dzieciaki. Jak starasz się utrzymywać równowagę psychofizyczną?

To samo przyszło wiele lat temu. Żyłem wcześniej bardzo niezdrowo, to miało bardzo duży wpływ na moje życie. Bez przerwy muszę coś robić, ale jak nie dbałem o siebie, to wiele z tych rzeczy było krzywdzących. Zabijało mnie powoli. Zrezygnowałem więc z bardzo wielu rzeczy, zacząłem zmieniać swój styl życia: zdrowo się odżywać, uprawiać bardzo dużo sportu, który okazał się strzałem w dziesiątkę, dbać o swoją psychikę i zrównoważony rozwój.

Regularnie trenuję siłowo, uwielbiam biegać po górach – (parę lat temu biegałem po 20-30 km) wiem, że to nie do końca zdrowe, więc to modyfikuję, ale podczas takich biegów szukam natury i wyciszenia. To jest praca ze sobą. Człowiek jest tak dziwnie skonstruowany, że mózg bardzo szybko mówi ci, że jest już za dużo, ale zazwyczaj okazuje się, że jesteś dopiero w 30 proc. swoich możliwości. Można więc cisnąć dalej. Ludzie mocno przekontrastowani (na krawędzi możliwości) – czy w sporcie, czy w biznesie – często osiągają sukces. Z reguły przechodzą tę granicę.

Kontrasty są albo meczące, albo nieudane. Oczywiście możesz wtedy wejść na szczyty szczytów… Pytanie tylko, czy te szczyty są ci potrzebne.

Ważny jest powód tego działania, więc jeśli go nie znasz, to może wcale nie jest ci to potrzebne. Mówię o różnych aspektach życia. Dziś staram się robić rzeczy z pragnienia, nie z przymusu wewnętrznego, nie z chęci udowodnienia sobie czegoś. Staram się robić rzeczy z jakąś intencją – bo mi tak zdrowo, bo tak się lepiej czuję etc. Mam taki cel, że chcę stale poprawiać swoją sprawność do 50 roku życia.

Świadomy samorozwój. Mam nadzieję, że kiedyś dojdę do tego etapu.

Ludzie są tak skonstruowani, że dążą do stanu komfortu. On jest oczywiście względny. Jak go osiągniesz, żyjesz takim życiem, że w sumie wszystko się zgadza, nic się nie dzieje i nagle czujesz się sfrustrowany. A rozwój i potrzeba jego zaspokojenia, jeśli sobie tak o tym pomyślisz, zakłada wyjście ze strefy komfortu. Zawsze musisz zrobić coś, co cię trochę wkurza, złości. To nadaje życiu koloryt, daje ci możliwość sprawdzenia nowych rzeczy i nauczenia się czegoś.

Ale ty dbasz o swój komfort. Świeczki, zapachy, rośliny… Skąd ci się to wzięło? 

Zacząłem dbać o siebie i o przestrzeń wokół siebie. Po prostu musi być dobra energia. Wcześniej mordowałem wszystkie rośliny, zawsze mi usychały albo gniły, nie miałem do nich serca. Teraz czuję, że potrzebuję roślin, zaczynam do nich gadać i one super rosną. Nawet sąsiedzi podrzucają mi kwiatki do zaopiekowania albo wręcz do naprawy.

Wszystko jest energią, to jest fizyka, energia ma oddziaływanie. Jak sobie to uświadomisz, to starasz się tchnąć dobrą energię we wszystko co cię otacza.

Masz też własną firmę – start-up z zapachami do samochodów. Skąd pomysł na La Fume? 

Nie spotkałem się z dobrym zapachem w samochodzie. Rynek zapachów do samochodów ogranicza się do odświeżaczy powietrza o zapachach typu las, sosna, ocean, nowy samochód. To nie ma nic wspólnego z zadbaniem o swoje samopoczucie – a to dają nam perfumy. Przywołują dobre emocje, wspomnienia, dają jakieś odczucia, wpływają na nasze samopoczucie. Szukałem zapachów do samochodu dla siebie, żeby się dobrze czuć, i nic nie znalazłem. Chciałem czegoś, co będzie fajnie pachniało i wyglądało, bo lubię otaczać się takimi rzeczami, więc postanowiłem to stworzyć. Stąd pomysł na własną markę La Fume, którą tworzę z moim przyjacielem Piotrkiem. Opakowania i design produktów zaprojektowała moja siostra, co mnie mega cieszy. To jest takie nasze.

Są to zapachy oparte o prawdziwe perfumy z Grasse z Francji, czyli mekki perfum. Powstają z tych samych składników, co najlepsze perfumy do ciała. Wszystkie perfumy, a właściwie ich składowe, powstają w Grasse. Idea była taka, żeby przenieść ten świat luksusowych zapachów do samochodu. Zapach do samochodu jest sprzedawany na myjni i traktowany jak środek czystości, odświeżacz. A my chcieliśmy zrobić kosmetyk do samochodu.

Parę lat temu robiłem zdecydowanie za dużo. Nie bylem na to gotowy. Dziś robię więcej rzeczy z pasji, a nie z przymusu, wiec to mnie realizuje, buduje, a nie przygniata. Pragnienie jest najważniejsze. Najgorsza z możliwych motywacji to realizacja czegoś, bo tak trzeba albo dlatego, że inni coś robią, mają swoje biznesy. Dziś patrzę na to z potrzeby realizacji.

Pasja jest pozytywna. Unosisz się, jak robisz coś z pasji. To ma dobrą energię.

Czego oczekujesz od sprzętu, takiego jak laptop, jak pracowało Ci się na Asus Zenbook z Intel Evo? 

Nie lubię jak technologia mnie ogranicza. Mój laptop musi być lekki, wytrzymały i niezawodny, dlatego musi budzić moje zaufanie – tak jak laptopy z Intel Evo. Wiem, czego mogę się spodziewać i czego oczekiwać. Liczy się szybki dostęp do sieci i informacji. W moim przypadku wybudzane laptopa poniżej 1 sekundy ma znaczenie, bo często się spieszę i lubię jak wszystko szybko działa. Dla mnie znaczenie ma też długi czas pracy – w przypadku Asusa Zenbook to 8 godzin nieprzerwanej pracy i do tego szybkie ładowanie. Zajmuję się elektromobilnością – mój komputer też musi być mobilny i szybko się ładować (śmiech). W tym wypadku 30 minut ładowania pozwoli na 4 godziny pracy.

Komunikuję się z zespołem, z dziennikarzami, prowadzę wideorozmowy, więc zwracam uwagę na parametry kamery czy głośników. Technologia Intel Smart Sound zapewnia bardzo dobrą jakość dźwięku, do tego mamy dwa wysokiej jakości mikrofony cyfrowe dobrze zbierające dźwięk.

Z plusów wyróżniłbym jeszcze obsługę WiFi 6, co daje świetną łączność i dysk SSD. Asus Zenbook z Intel Evo jest superlekki, ale przy okazji bardzo szybki. Ma też dobrą kartę graficzną i złącze Thunderbolt 4, które pozwala na podłączenie dwóch monitorów 4K lub jednego 8K, co ma znaczenie przy prezentacjach lub pracy zespołowej.

Materiał powstał we współpracy z Intel oraz platformą Intel Evo. 
Realizacja: Marta Jerin
Zdjęcia: Kuba Łysiak dla F5 

 

TU I TERAZ