Going. jest miejscem planowania przeżyć. Zobacz, kto stoi za sukcesem polskiego startupu ułatwiającego miejskie życie
Ekipa z Going. opowiada nam o początkach swojego mega udanego startupu. To dzięki nim wiecie, co dzieje się na mieście, a kupno biletu zajmuje kilka sekund. Going. obsługuje 11 miast i sprzedaje bilety na terenie całego kraj, a z aplikacji i serwisu korzysta ponad 800 tys. osób. Poza tym Going. obsługuje gigantyczne wydarzenia na kilkanaście tysięcy osób, tworzy pełne aplikacje festiwalowe dla wydarzeń o skali Warsaw Comic Con czy Orlen Warsaw Marathon, obsługuje duże festiwale, jak Tauron Nowa Muzyka Katowice.
F5: Kto stoi za marką Going. i jakie są jej początki?
Maciek: Nazywam się Maciek, założyłem Going. razem z Anką i Piotrkiem. Odpowiadam za koncept Going. jako takiego. Miałem krótki epizod w krakowskim radiu studenckim, a po ścisłych studiach niewiele kumałem z tego, co normalni ludzie kumają, jeśli chodzi o kulturę. Nagle zdałem sobie sprawę, ile genialnych rzeczy mnie omija. Zacząłem fanatycznie chodzić na koncerty. Na jednym z nich, w klubie Betel, na scenie grało 10 osób, a pod sceną stało 20, a ja nie mogłem zrozumieć dlaczego (koncert zespołu Master Musicians of Bukkake – przyp. redakcji). Poczułem, że coś trzeba z tym zrobić, bo ludzie nie wiedzą, że mogą iść na taki koncert. Pomyślałem o aplikacji i przeniosłem się do Warszawy, bo to tu dzieje się 40 proc. życia imprezowego. Zacząłem chodzić po klubach i pokazywać apkę, ale bez większych sukcesów – chociaż coś udało mi się sprzedać za jej pośrednictwem już w pierwszym miesiącu. Jedną z pierwszych osób, która we mnie uwierzyła była Anka, moja przyszła wspólniczka, pracująca wtedy w klubie Brzozowa 37.
Anka: Organizowałam koncerty i imprezy w różnych klubach. Podobne produkty jak Going. już się trafiały. Jednak to było inne, odpaliłam apkę i stwierdziłam – ale to jest ładne!
Going. od początku był aplikacją lifestylową – pasuje do iPhone’a, miejskiego roweru i miejskiego stylu życia i to było podwaliną jego sukcesu. Po prostu nie było to nudne i siermiężne.
Fukcjonalność jest intuicyjna, feed przypomina ten z Facebooka, no i liczy się content. Wprowadzamy coraz więcej wydarzeń, więcej filtrów, więcej selekcji.
Maciek: Anka miała dużo znajomości w branży, współpracowała z 1500, Jerozolimą i Kulturalną, różnymi klubami związanymi z muzyką elektroniczną, więc łatwo było jej się z nimi komunikować.
Anka: Zaczęliśmy od muzyki elektronicznej. Później doszedł hip-hop, z którym byłam związana, więc łatwo było mi przekonać środowisko i zaproponować współpracownikom to rozwiązanie, które bardziej pasowało do odbiorców hip-hopowych niż klasyczne bileterie. Potem dołączył Piotrek, który jest hard-userem jazzu i idealnie nas uzupełnił, zwracając uwagę na inne rzeczy.
Piotrek: Jestem zupełnie spoza środowiska, do tego z Poznania. Szlajając się po koncertach, na które trafiała garstka ludzi, wpadłem na pomysł, który był bardzo zbliżony do tego, co już w tym czasie zaczęli robić Maciek z Anką. Zacząłem nad nim pracować. Będąc na jakiejś imprezie w Warszawie zobaczyłem, że bilety sprzedawane są przez jakąś apkę. Ściągnąłem ją i stwierdziłem – jakie to fajne, jakie ładne, cholera ukradli mój pomysł!
F5: Wszystkich was zjednoczyła myśl, że ludzie nie chodzą na fajne imprezy, bo po prostu o nich nie wiedzą?
Anka: Zbieramy wydarzenia, promujemy je, podpowiadamy, plus umożliwiamy kupienie biletów – oczywiście nie na wszystkie wydarzenia. Jest to przede wszystkim informator miejski, agregator wydarzeń z selekcją i sortowaniem, a w drugiej kolejności portfel biletowy.
Dla nas selekcja redakcyjna, świadomość i wiedza jest kluczowa. Nawet w sprzedaży pracują ludzie znający środowisko muzyczne od podszewki, łatwiej im dotrzeć do zamkniętych środowisk.
F5: Jakie problemy i trudności napotykacie?
Anka: Walka „Dawida i Goliata’ z dużym bileteriami, które od lat nie poprawiają systemów, gdzie ścieżka zakupowa jest za długa, ale ponieważ wszyscy z nimi współpracują, to boją się zaczynać współpracę z nami. Do tego dochodzi jeszcze zasada, że duzi pracują z dużymi – a my jesteśmy jeszcze za mali. Dla nas kamieniem milowym była współpraca z Ptak Warsaw Expo, ogromna firma, wielka marka targowa, a jednak osoby z marketingu dały nam się wykazać i dziś współpracujemy.
Going. pracuje na emocjach, chodzimy na koncerty, bo kochamy jakiś zespół albo reżyserkę. To jest pewien rodzaj kupowania emocji i my staramy się, copywritersko i wizualnie, też tak to ubierać. Going jest miejscem planowania przeżyć.
F5: Jakie macie plany na przyszłość?
Więcej miast! Docelowo chcemy, żeby za 2, 3 lata Going. było pierwszą odpowiedzią na potrzebę: „chcę wyjść z domu” – mówi Maciek.
Anka: Mamy zakładkę Going. with kids, gdzie znajdują się wydarzenia, na które pójdziemy z dzieckiem. To też jest wypadkowa naszych doświadczeń, bo pojawiły się dzieci, bo znajomi mają dzieci. U nas ciągle są jakieś nowe plany i realizacje wynikające z potrzeb użytkowników. Rozwijamy dział Places, gdzie pojawiają się restauracje, miejscówki, chcemy rozwijać moduły kinowe i teatralne.
Maciek: Going. jest oficjalną aplikacją Up to Date Festival, Sacrum Profanum, Sinfonia Varsovia, Millenium Docs Against Gravity oraz Warsaw Home Expo, bo nie chcemy zostawić naszego użytkownika z samym biletem. Chcemy się nim zaopiekować podczas dużego wydarzenia, więc robimy całą aplikację pod wydarzenie czy festiwal. Nie jesteśmy jedynie bileterią, a przewodnikiem. Chcemy być partnerem technologicznym, ale też wsparciem redakcyjnym, chcemy też działać jako „wpinka eventowa” dla portali.
F5: Czym stoi polska scena?
Anka: Polska scena stoi hip-hopem. Od czasu, kiedy obsłużyliśmy pierwszą trasę Taco Hemingwaya okazało się, że jesteśmy pierwszym miejscem, gdzie ludzie szukają wydarzeń związanych z hip-hopem. Potem poszło taśmowo. Jesteśmy bardzo dumni z tego, że współpracujemy z Revolume, obsługując trasy m.in. PRO8L3Mu, czy Taconafide. Hip-hopowa młodzież zdecydowanie używa Going. Na drugim miejscu jest elektronika.
F5: Pamiętacie jakieś zabawne sytuacje?
Piotrek: Zaciąganie imion i nazwisk z Facebooka na bilety sprawia, że dziewczyny z supportu dostają dość zabawne maile, listy miłosne do artystów. Wyprzedane bilety pokazują, że ludzie podchodzą do swoich ulubionych artystów bardzo emocjonalnie. Pojawiają się błagalne maile… Czasami uda nam się pomóc i załatwić komuś bilet dla nastoletniego dziecka na Taco, żeby uniknąć rodzinnej tragedii. Mamy serca.
Anka: Najbardziej cieszy nas fakt, że kochamy naszą pracę, wierzymy i że jest potrzebna. Dodatkowo zebraliśmy tak fantastyczny zespół, że codzienna droga do pracy – nawet w poniedziałek w deszczu i smogu – sprawia nam przyjemność i nakręca do działania. Rośniemy i będziemy rosnąć, branża dostarcza nowych wyzwań, więc jeszcze bardzo dużo przygód przed nami.
Zdjęcia: Domi Kurska dla F5