Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Jak Rekin w rapgrze. Borixon pięknie się starzeje

Niedawno ukazał się dziewiąty już solowy album Borixona. Jego historia stanowi przykład "polskiego snu", czyli sukcesu popartego olbrzymimi nakładami pracy i jeszcze większymi – wiary. Jak pokazuje przykład BRX-a, od talentu ważniejsze są konsekwencja i pasja, a najistotniejszym elementem kultury hip-hop w polskim wydaniu zawsze byli ludzie.
.get_the_title().

Gdyby na siłę szukać porównania z gwiazdami światowego rapu, to trzeba by było sięgnąć po Method Mana, bo, podobnie jak bohater tego tekstu, Johnny Blaze wywodzi się z zasłużonego składu, natomiast dalszy rozwój jego kariery upływał raczej pod znakiem solowych produkcji bądź rozmaitych doraźnych kooperacji. Z drugiej strony Borixon w nowych trendach odnalazł się o wiele lepiej od Method Mana. Może więc Jay-Z byłby bardziej adekwatną figurą? Raczej nie, mówimy tu o karierze zupełnie innego kalibru, która nigdy nie urosła do rangi szczytów list przebojów czy łamów kolorowych pism.

Tak naprawdę porównywanie go do jakiegokolwiek innego rapera, nie tylko z Ameryki, nie ma najmniejszego sensu, bo Borixon jest tylko jeden. W dodatku jego losy związały się z polskim rapem tak mocno, że można go uznać za jego uosobienie.

Prawdopodobnie nawet najwierniejsi fani nie są w stanie powiedzieć o Borixonie, że jest najlepszym raperem. Nigdy nie był. Trudno też powiedzieć, by prezentował jakiś określony styl, bo przez ponad dwie dekady na scenie wielokrotnie zmieniał zarówno sposób nawijki, jak i muzyczny entourage. Zarazem jednak to, co go wyróżnia, to właśnie niepodrabialny styl i nie sposób nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że jednak jest najlepszy – na pewno jeśli chodzi o adoptowanie do nowych warunków panujących w polskiej rapgrze, w której od lat czuje się jak ryba w wodzie. A może nawet jak… Rekin.

Nie ma na tej scenie drugiego takiego zawodnika. Choć zaczynał u boku Liroy’a i dołączył do legendarnego zespołu Wzgórze Ya-Pa 3, to dziś występuje razem z będącym mniej więcej rówieśnikiem jego córki Żabsonem. I jest to zupełnie zwyczajny obrazek dla zwykłego zjadacza rapu.

Chyba nikomu w całym internecie nigdy nie przyszło do głowy, by nazwać go dinozaurem.

Powód jest prosty – dinozaury wyginęły, a Rekin jest tu cały czas, nawet na chwilę nie opuścił swojej domeny. Ta może mało wyszukana metafora, zainspirowana pierwszym artystycznym pseudonimem Tomasza Boryckiego, ma swoje uzasadnienie, a to dlatego, że rekiny są jednymi ze starszych zwierząt, które w prawie niezmienionej postaci przetrwały do naszych czasów. Ale na tym podobieństwa się kończą, bo co jak co, ale temu Rekinowi nie można zarzucić, że nie ewoluował.

W szeregi WYP3 Borygo wstąpił, aby zająć miejsce zwolnione przez Radoskóra. Zdecydowanie sprostał temu zadaniu, nadając zespołowi zupełnie nowego wymiaru. Nie był tam bynajmniej liderem, ale z pewnością dodał składowi dobrego ducha i nowego charakteru. Podczas gdy lider Wzgórza, czyli Wojtas, jechał wciąż bardzo oldskulowo, rymując czasowniki z czasownikami o tych samych końcówkach, a posiadającemu fantastyczny flow Ziajce czasem jednak zdarzało się nie zmieścić linijki w bicie, Borixon był prawdziwym powiewem świeżości. Choć to widzimy dopiero dziś. Można też powiedzieć, że stanowił swoistą zapowiedź przyszłości rapu w Polsce – w następnych dekadach rozwinął przecież narrację przypominającą raczej hasłowy styl Boryga, a nie prostolinijne gawędziarstwo jego kolegów z oryginalnego składu.

Rekin wyglądał w przyszłość polskiej rapgry nie tylko stylowo – później okazało się, że wygrało również jego podejście do kultury hip-hop i samego rapowania.

W czasach WYP3 Borycki sprawiał wrażenie gościa, który dobrze się wpasowuje w klimat nadany formacji wcześniej, wydawał się też jakby trochę mniej kumaty w kwestiach poruszanych przez nią w kawałkach. Ziajka i Wojtas gadali dużo o kulturze i jej poszczególnych elementach, Borygo, głównie dzięki wspomnianemu hasłowemu stylowi, świetnie się w tym odnajdywał, ale zawsze uciekał jednak w sfery najwyraźniej mu bliższe, czyli relacje społeczne. Pytanie: “czy polski hip-hop w całej swojej rozciągłości kultywował wywodzący się z Bronxu mit założycielski, czy może skupił się na relacjach ludzi w niego zaangażowanych” jest tutaj zbyteczne.

Paradoksalnie na prostolinijną nawijkę Boryga czas przyszedł dopiero wiele lat później. Długo po tym, jak koledzy ze Wzgórza zawiesili swoje mikrofony na kołku, dawny Rekin, rzucający niegdyś zaklęcia, które kleił przedziwną składnią, zaczął po prostu gadać na bicie. Wypowiedzi Borixona stały się tak spójne, że zaczęły przypominać jako żywo realtalk, przy tym nie straciły na swojej muzykalności, za to znacznie poprawiło się w nich natężenie rymów. Najważniejsze zmiany zaszły jednak w obszarze przesłania, które dzięki spójności wypowiedzi zyskało na czytelności.

Nie sposób nie zauważyć pewnych inspiracji Popkiem, z którym później, już po tej przemianie, przyszło mu współtworzyć najbardziej przypałowy rapowy skład wszech czasów, czyli Gang Albanii.

Zresztą inspiracji u Borysa co nie miara. Przejście na szwagrowską gadkę w stylu Popka nie było ani pierwszą, ani ostatnią metamorfozą Rekina, ot, wystarczy wspomnieć bounce’owe seplenienie w stylu Tedego na początku wieku czy umiejętne wpasowanie się w trend zapoczątkowany w Polsce przez Kaza Bałagane i Młodego G zupełnie niedawno. BRX nie kryje wcale, że jest na bieżąco z tym, co się dzieje w rapie i się tym jara, a więc z tego też czerpie.

Musi mieć prawdziwą zajawkę, bo tylko tak można wytłumaczyć fakt, że mając cztery dychy na karku, potrafi wciąż dotrzymać kroku raperom, którzy przejęli scenę.

Nie jest to wprawdzie zajawka, rodem z opowieści ze Wzgórza Ya-Pa 3, o kręcących się bboy’ach i winylowych płytach – efektem tej historii są zresztą tak ekstremalne przypadki jak Hardkorowa Komercja lub – o zgrozo! – Gang Albanii. Bo, jak pokazał zarówno rozwój Borysa, jak i polskiego rapu, chodzi o pasję do tworzenia muzyki jako takiej, a niekoniecznie próbę odwzorowania prawilnego modelu opracowanego dawno temu gdzieś na Bronksie.

Wróciłem z albańskich wakacji, temat jest zamknięty… i tyle. Jedziemy z naszą muzyczką dalej – mówił przed rokiem Borixon w wywiadzie dla Popkillera, tłumacząc przy tym, że nie żałuje tego, że zaangażował się we wspólny projekt z Robertem M. i Popkiem. Kielecki raper nie ma też problemu z przyznaniem, że zrobił to w dużej mierze dla pieniędzy i zabawy. To gdzie tu ta zajawka, ktoś spyta. Cóż, zajawka, oparta na gigantycznej pracy i niesamowitej konsekwencji, doprowadziła go do takiego momentu, w którym mógł ją spieniężyć, a także wypracować sobie przy okazji potężny fanbase, dzięki któremu jego dzisiejsza twórczość trafia do nieporównywalnie większego grona niż wcześniej.

I komu, jak komu, ale Borys po tych dwóch dekadach budowania sceny zwyczajnie zasłużył na spicie śmietanki.

Borixon wykorzystał swoją szansę związaną z popularnością oraz bezpieczeństwem finansowym, przeżywając prawdziwą drugą młodość. Efektem renesansu formy byłego członka WYP3 są dwa bodaj najlepsze albumy w karierze. Właśnie dzięki urągającym przyzwoitości przyśpiewkom o albańskim raju powstały takie rapowe arcydzieła jak “Piękność”, promująca poprzednią płytę “Koktajl”, czy przejmujący kawałek “Nic” (znajdujący się na płycie “Mołotow”). Być może koledzy z dawnych lat, zapatrzeni w cztery elementy hip-hopu, woleliby, by Borixon wybrał inną drogę, lecz to właśnie on miał tyle zaparcia, by – mimo niepowodzeń i odkładającej się na wieczne nigdy gratyfikacji finansowej – iść dalej w nieznane i oprzeć swoje życie na zajawce. I to właśnie on, a nie krytykujący go niekiedy prawilniacy, tworzył przez lata scenę. Scenę, która dziś jest bodaj najzdrowszą ze wszystkich w polskiej branży muzycznej. Należy jednak pamiętać, że nie była taka zawsze i wymagało to pracy.

Zdecydowanie, Rekin nie musi się wstydzić swej ewolucji, pomimo różnych albańskich komercji i bez wątpienia może być z niej dumny.

Tekst: Szymon Woźniak

TU I TERAZ