Legendarne kluby techno w Polsce, które już nie istnieją. Pamiętacie je jeszcze?
Efemeryczność i dynamika to główne wyróżniki życia klubowego i jego nieodłączne cechy. Ze świecą możemy szukać kultowych miejsc, które działały przez długie lata, nie zatracając dodatkowo swojego dawnego klimatu. Dostrzec to można nawet na przykładzie jednej ze stolic światowego clubbingu – Berlina. Weźmy chociażby pamiętny Bar25 – miejsce jednoczące wspólnotę berlińskich imprezowiczów, które zostało zamknięte 8 lat temu ze względu na skażenie terenu, na którym się znajdowało, i budowę nieruchomości Mediaspree. Jego właściciele powrócili oczywiście na klubową mapę, ale już pod nową nazwą: KaterHolzig. Było to swoiste miasteczko otoczone kamienicami, z których wieczorami dobiegał statyczny bit. Jednak twórcy KaterHolzig i stamtąd musieli się wynieść – dziś w okolicach Bar25 i Bar24 działa z kolei klub Kater Blau.
Widmo rychłego zamknięcia straszyło w zeszłym roku z nagłówków portali także jeden z najbardziej kultowych klubów w Niemczech – Berghain. Chodziło o plany związane z inwestycjami wokół terenu, na którym znajduje się Mercedes Benz Arena (ta położona jest niedaleko mekki fanów techno). Warto przy okazji przypomnieć, że samo Berghain to w końcu inkarnacja klubu Ostgut, który w 2004 roku został zamknięty właśnie ze względu na budowę wspomnianej hali Mercedesa.
O ile w stolicy Niemiec na dynamikę przemian mapy klubowej z pewnością miały wpływ takie zjawiska jak gentryfikacja i zmiany ekonomiczne, to w przypadku Wlk. Brytanii i Holandii, gdzie swoje podwoje w ostatnich latach zamknęło wiele klubów, jako przyczynę zmian podaje się m.in. większą dozę… abstynencji nowego pokolenia.
A jak sytuacja wygląda w Polsce? Które nieistniejące już punkty imprezowych szlaków wspominamy najlepiej?
Nad Wisłą z pewnością na mapę klubową także mają wpływ interesy ekonomiczne, ale i kwestie własności gruntów. Przekonał się o tym niedawno Poznań, gdzie ze względu na budowę centrum biurowo-usługowo-mieszkalnego i rozbiórkę znajdującego się nieopodal budynku zamknięto podwórko Off Garbary, na którym znajdował się kultowy wśród wielbicieli techno LAS (pisaliśmy o nim w zestawieniu najlepszych klubów).
– Smutne, że ze względu na jedną decyzję dewelopera zabija się tak ważne kulturalnie miejsce – mówi Kasia, która często wybierała imprezy w LESIE.
Zjawisko to nieobce jest także Warszawie. W zeszłym roku pod młotek trafiła kamienica przy Alejach Jerozolimskich 57, zmieniając prawnych właścicieli. Efektem tego było zamknięcie słynnej Nowej Jerozolimy – klubu znanego ze znakomitych bookingów, który przez pewien czas skupiał wszystkich fanów mrocznego techno w stolicy. Nie wiem czy było miejsce gdzie klimat i zabawa była na tak wysokim poziomie jak tam – komentuje na profilu Nowej Jerozolimy jeden z tamtejszych bywalców (pis. oryg.). Jaskinia techno dla świadomych muzycznie – dodawał inny.
Jednym z najczęściej wspominanych niedawno zamkniętych klubów w stolicy jest także 1500, które musiało zakończyć działalność z powodu rozbiórki budynku (choć miejsce jeszcze później wracało, podobnie zresztą jak Nowa Jerozolima, która co jakiś czas organizuje imprezy gościnne).
Ale siłą stołecznego clubbingu jest przede wszystkim jego bogata historia, sięgająca wczesnych lat 90. Ciekawie ukazuje to wystawa o związkach rave’u ze sztukami wizualnymi pt. '140 uderzeń na minutę. Kultura rave i sztuka w latach 90. w Polsce’. Można ją obecnie zobaczyć w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.
– Jednym z najważniejszych miejsc na mapie klubów z muzyką elektroniczną były warszawskie Filtry, które mimo krótkiego, bo zaledwie dwuletniego okresu funkcjonowania przeszły do legendy. W Filtrach odbywały się pierwsze imprezy rave’owe. Klub ten miał ciekawą, abstrakcyjną oprawę wizualną. Ludzie przychodzili ubrani w specjalnie przygotowane kolorowe stroje i maski – mówi nam Zofia Krawiec, jedna z kuratorek wystawy.
1992-94 – to okres działalności Filtrów. Klub mieścił się w piwnicy na warszawskiej Ochocie, a jego ściany pokrywało graffiti i instalacje artystyczne. Jeden z założycieli klubu, Stanisław Trzciński opowiadał niedawno w wywiadzie dla Gazety Wyborczej, że miejsce to utrzymywało się, otwierając swoje drzwi dla imprezowiczów tylko w piątki i soboty.
Filtry przyciągały bardzo eklektyczną publikę – nie tylko barwną młodzież, ale i ówczesne gwiazdy muzyki, jak Grzegorz Ciechowski czy Kora.
Swoją karierę rozpoczynał tam m.in. weteran sceny klubowej w Polsce – DJ doceniany także na Zachodzie – Jacek Sienkiewicz. To również w Filtrach odbywały się pierwsze maratony rave’ów, trwające nawet 48 godzin.
Klub pojawia się także w jednym z odcinków serii 'Technikum Taneczne’, współtworzonej przez Audioriver Festival i BURN Energy.
Gdzie jeszcze w stolicy organizowane był rave’y w latach 90.? Trzciński wymienia Alfę (także na Ochocie) i Horyzont na Cyplu Czerniakowskim.
O kultowe, obecnie zamknięte, stołeczne kluby zapytaliśmy także warszawskiego DJ-a Jacka (można go było usłyszeć m.in. na tegorocznym Audioriverze) z elektronicznego duetu Remanent, który pierwsze kroki za deckami stawiał już jako nastolatek w legendarnym sklepie z winylami Schron.
– Legendarne kluby? Blue Velvet i Trend. Tam się wszystko dla mnie zaczęło. A gdzie najlepiej mi się grało? U Artystów na Mazowieckiej, przed Gathsparem i Marko Furstenbergiem. Tam była kozacka, kumata publiczność. Vinyl only. Poza tym: 1500, stary Plac Zabaw, Powiększenie. I przede wszystkim Obiekt Znaleziony! – mówi Jacek.
Pisząc o rave’ach z lat 90. w Polsce, nie sposób pominąć Łodzi, a zwłaszcza klubu Alcatraz przy ul. Piotrkowskiej. To właśnie jego właściciele zorganizowali jedną z najsłynniejszych Love Parade nad Wisłą. Na początku lat 00. popularny także był w tym mieście klub Soda przy ul. Moniuszki, gdzie, jak wspomina jeden z anonimowych weteranów clubbingu, mocne imprezy trwały do 8. rano. Warto wymienić również klub Nexus przy ul. Gdańskiej, gdzie grała śmietanka sceny drum’n’bass i hardcore.
Swoją legendę na miarę Filtrów miało (i ma nadal, choć w nieco innym klimacie) także wybrzeże. Dużą sławą w całej Polsce cieszył się od zawsze – wciąż świetnie prosperujący – sopocki klub Sfinks, który skupiał w latach 90. ówczesne środowisko artystyczne (zresztą powstał z inicjatywy absolwentów gdańskiej ASP). Ale jeżeli mowa o zamkniętych miejscówkach, fani drum’n’bassu z Trójmiasta wciąż wspominają nieodżałowaną gdyńską Mandragorę i sopocką Paprykę. Jednak tym najbardziej kultowym klubem wśród fanów techno znad morza były prawdopodobnie gdańskie Forty. Istniały od 1995 roku, ale definitywnie zamknęły swoje podwoje w 2006.
– Forty były najważniejszym swego czasu klubem sceny muzyki techno w Gdańsku – wspomina Maciek, niegdyś stały bywalec tego miejsca.
Bliskość Berlina miała z pewnością wpływ na Szczecin – to także jeden z ważniejszych ośrodków, jeżeli chodzi o muzykę elektroniczną w Polsce. Pierwsze imprezy house i techno odbywały się tam w takich klubach jak Cafe Brama, Tawerna Wyszaka, Tama Pomorzańska, Taras, Przystanek Pub, DS i Oszołom. Z kolei Kraków miał swój Prozak, który reaktywowany działa do dzisiaj jako Prozak 2.0.
A jak wyglądał clubbing w byłych miastach wojewódzkich? Opowiedział nam o tym krótko Kacper Kapsa z Częstochowy, współtwórca labelu i kolektywu didżejskiego The Very Polish Cut Outs:
Mekkami clubbingu w Częstochowie były i po części nadal są Flash i Rura, jednak w przeszłości istniało parę miejscówek ważnych dla muzyki klubowej. Legendą undergroundu jest Utopia, która na początku XXI wieku gościła najważniejsze niezależne gwiazdy sceny około-rockowej. Jednak oprócz tego w piwnicy przy ulicy Jasnogórskiej co jakiś czas grała także muzyka house, a podczas tych imprez prezentowały się gwiazdy katowickiej sceny. Jednak prawdziwym fenomenem klubowym było C4. Osią miasta, a także życia nocnego są w Częstochowie Aleje Najświętszej Maryi Panny, jednak raz w historii klubowej, właśnie w przypadku C4, udało się złamać tę zasadę. Klub znajdował się daleko poza centrum, a pomimo to zjeżdżały tam całe wycieczki spragnione mocniejszego bitu. To była prawdziwa legenda.
Jak widać śmierć legendarnych miejscówek często pociąga za sobą narodziny nowych. I choć wielu fanów techno często nie może pogodzić się z zamknięciem ulubionego klubu, historia pokazuje, że taki naturalny cykl wpisany jest w dynamikę życia imprezowego. Mimo doniesień o zmierzchu clubbingu, jaki znamy, Europejczycy ciągle mają, gdzie tańczyć; pamiętajmy także, że brak alternatywy prędzej czy później owocuje nowymi inicjatywami.
A Wy? Z jakimi zamkniętymi klubami wiążecie swoje najciekawsze wspomnienia?