„Tego jeszcze nie grali”. Dziennikarz przeprasza piosenkarza za krytyczne recenzje (!) jego płyt

Choć polską krytykę muzyczną toczy wiele chorób, opisana poniżej sprawa nie tylko zakrawa na absurd, ale może stanowić niebezpieczną inspirację dla innych artystów chcących cenzurować dziennikarzy muzycznych.
.get_the_title().

Rafał Brzozowski to postać, którą wielu mogło z pewnością zobaczyć (i usłyszeć) pierwszy raz podczas świątecznego pobytu w rodzinnym domu. Wówczas gros polskich rodzin zasiadło do suto zastawionych stołów, aby skosztować wielkanocnych potraw przy wtórze telewizora. Millenialsi, którzy z tego urządzenia na co dzień korzystają coraz rzadziej, mogli po długiej przerwie zmierzyć się z ramówką rodzimej telewizji. Jednym z programów nadawanych w atrakcyjnym czasie antenowym w TVP2 jest „Koło Fortuny”, niegdyś jeden z popularniejszych polskich teleturniejów lat 90. Dziś, w nieco odświeżonej formule („wzbogacony” został o występy muzyczne), prowadzony jest właśnie przez Brzozowskiego – piosenkarza (i byłego zapaśnika), który urozmaica każdy odcinek swoim śpiewem.

Prezenter zasłynął wcześniej jako uczestnik programów „The Voice of Poland” czy „Taniec z gwiazdami” – od 2012 roku regularnie wydaje albumy studyjne. I to właśnie dwie z jego płyt stały się obiektem krytyki dziennikarza muzycznego Interia.pl, Pawła Walińskiego.

Jest ładny, ma ciepły głos, pisze piosenki proste, łatwe i przyjemne. Gładki jest jak galaretka i podobnie do niej oślizły – pisał Waliński o Brzozowskim w recenzji jego płyty „Mój czas” z 2014 roku. Pełno tu melodycznych banałów (umpa umpa w „Jednym tygodniu”), wysilonych power ballad („Linia czasu”, w której przy okazji Brzozowski tragicznie potyka się w górkach), pseudo-sowizdrzalskich kiksów („Kto”). Sęk w tym, że od muzyki robionej po to i tylko po to, żeby się sprzedała oczekiwałbym absolutnej petardy przebojowości. Tu jest zaledwie zamoczony kapiszon. Oby mniej takich płyt na naszym rynku – dodawał. Waliński okrzyknął nawet opisywaną płytę najgorszym albumem 2014 roku.

Dziennikarz suchej nitki nie pozostawił także na kolejnej płycie Brzozowskiego (nagranej wspólnie z Janem Borysewiczem).

O „Borysewicz&Brzozowski” pisał: – Nie jest żadną tajemnicą, że o Brzozowskim zdanie mam fatalne. Uważam, że jest beztalenciem, które trwa na scenie muzycznej tylko i wyłącznie w obły sposób wdzięcząc się do pań w zaawansowanym średnim wieku i wciskając się do każdego możliwego klakierskiego show. Wszystko, co Brzozowski robi jest antytezą sztuki, ale rozumiem, z czegoś żyć trzeba. Rozumiem też Borysewicza – hołdować swoim pasjom, nieprzystającym może zawałowcowi, też trzeba mieć za co. Ale są granice, których przekraczać nie wypada, jeśli chce się móc spojrzeć w lustro. „Borysewicz Brzozowski” to dosyć radykalne tych granic przekroczenie.

Krytyka najwyraźniej okazała się dla muzyka bardzo dotkliwa, bowiem, jak informuje serwis Wirtualne Media, w ten weekend na portalu Muzyka.interia.pl pojawiły się przeprosiny grupy Interia.pl za publikację w obu tekstach „sformułowań, naruszających dobra osobiste” Rafała Brzozowskiego „w postaci jego czci”. Znalazły się tam także podobne przeprosiny od samego autora recenzji. (Teksty, które oburzyły Brzozowskiego, zniknęły już z serwisu, choć w sieci można jeszcze trafić na ich kopie).

Źródło: Wirtualne Media

Na razie nie wiemy, czy powyższe to efekt wyroku sądowego (dobra osobiste są chronione przez prawo, natomiast na wspomniane pojęcie czci, o którym mówi art. 23 Kodeksu cywilnego, skłądają się godność człowieka i jego dobre imię), pewnym jest jednak, że opisana sytuacja nie jest dobrym znakiem dla współczesnej polskiej krytyki muzycznej. Zależności pomiędzy mediami a twórcami (patronaty, biznesowe powiązania czy wreszcie chęć schlebiania gustom czytelników) dziś na tyle silnie determinują charakter tekstów, że coraz rzadziej w stricte komercyjnych serwisach możemy przeczytać negatywne opinie na temat albumów popularnych wśród potencjalnej grupy odbiorców danego tytułu (wszelkie recenzje sprowadzają się zwykle do patetycznych nagłówków w rodzaju „Nam szczęka opadła” czy „Znowu zachwyca”). Krytyka w jakościowym wydaniu pojawia się, owszem, ale głównie na niezależnych blogach i przede wszystkim facebookowych fanpejdżach (te zresztą już w swoim stylu skomentowały opisaną sprawę).

Choć Waliński ocenił Brzozowskiego ostro, warto zwrócić uwagę, że jego krytyka odnosiła się przede wszystkim do muzyki, dlatego warto bronić jego opinii. Bo przecież ta sprawa może być niebezpiecznym precedensem. Pomyślmy tylko, co by było, gdyby więcej artystów zainspirowało się sprawą Brzozowskiego i, idąc w jego ślady, zaczęło szantażować pozwami krytyków muzycznych?

Tekst: RK

TU I TERAZ