Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Czy idea zrównoważonej mody jest zagrożona?

O przyszłości mody rozmawiamy z Anią Miazgą ekspertką ds. zrównoważonego rozwoju w LPP i projektantką Reserved, Ewą Polkowską, która o zrównoważonej modzie wie prawie wszystko.
.get_the_title().

Pandemia wpływa na wszelkie ramiona gospodarki i nie inaczej jest w przypadku branży odzieżowej, która stanęła przed wyzwaniami na jakie nie była przygotowana. Zerwane łańcuchy dostaw, brak możliwości kontrolowania na bieżąco swoich dostawców, do tego dochodzi kryzys gospodarczy, który wpływa na zachowania konsumentów.  Czy trzeba jednak rezygnować z raz obranej drogi? Jak tworzyć przyjazną środowisku modę w czasach kryzysu? O tym rozmawiamy z Anią Miazgą (na zdjęciu po lewej), ekspertką ds. zrównoważonego rozwoju w LPP oraz Ewą Polkowską (na zdjęciu po prawej), projektantką marki Reserved, specjalistką od zrównoważonej mody.

Ania od lat zajmuje się tematem zrównoważonej mody, odwiedza fabryki dostawców w Azji, wpływa na strategię największej polskiej firmy odzieżowej, ma olbrzymią wiedzę i stale się uczy. Z kolei Ewa jest projektantką z olbrzymim doświadczeniem, zdobywanym w krajach skandynawskich. Ma na koncie niezwykłą kolekcję ubrań przygotowanych z białka mleka i eksperymenty z innowacyjnymi, ekologicznymi materiałami przyszłości. Ich wiedza zasila duże marki, ale też pozwala spojrzeć szerzej na ewentualne wyzwania z wdrażaniem ekologicznych rozwiązań i strategii zrównoważonego rozwoju.

Branża odzieżowa w wyniku pandemii jest w kryzysie. Czy idea zrównoważonej mody nie jest zagrożona? Nie odejdzie na dalszy plan?

Anna Miazga: Myślę, że społeczeństwo jeszcze bardziej się spolaryzuje. Osoby, dla których ekologia była dotychczas istotna, będą jeszcze bardziej zwracać uwagę na kwestie środowiskowe. Z kolei osoby, dla których ten obszar nie był tak istotny, przez kryzys gospodarczy, którego konsekwencje odczuwa nie tylko biznes, będą wybierały marki oferujące tańsze produkty.

To, czego jestem pewna, to że ludzie nie zrezygnują z dnia na dzień z zakupów, a styl życia nie zmieni się diametralnie. Szczególnie w naszej branży, w której moda jest nie tylko kwestią zaspokajania potrzeb, ale także sposobem na wyrażanie siebie.

Ewa Polkowska: Moim zdaniem, z punktu widzenia projektantów nic się nie zmieni. Nie planujemy modyfikować naszego podejścia do zrównoważonej mody. Wręcz przeciwnie – przygotowując obecnie kolekcje na sezon wiosna-lato 2021 w Reserved sięgamy po jeszcze więcej materiałów przyjaznych środowisku. Ceny takich materiałów, ze względu na ich większą dostępność na rynku, zmniejszają się od jakiegoś czasu. Ten trend jest widoczny nadal – nawet w okresie pandemii. Mamy więc coraz więcej możliwości powiększania linii ekologicznych i jako projektanci chętniej wybieramy ‘zielone’ materiały. To trochę od projektantów zależy, co zaproponujemy klientowi.

W przypadku marek LPP oznacza to więcej produktów z metką Eco Aware. Oczywiście czy klient jest tego świadomy i czy szuka tej metki – to już inna sprawa. Młodsze pokolenia są bardziej otwarte na nowości, śledzą informacje. Starsza generacja nie zwraca najczęściej uwagi na to, czy tkanina została wyprodukowana w sposób ekologiczny. Mamy jednak nadzieję, że zwiększając liczbę takich artykułów będziemy wpływać również na świadome wybory wszystkich naszych klientów.

Czy sytuacja związana z pandemią nie sprawiła, że te idee trochę jednak poszły w odstawkę? Albo że jest trudniej? Mam wrażenie, że tak się stało podczas lockdownu z recyklingiem.

Ania: Przed moim lokalnym sklepem na pasie zieleni codziennie leżały sterty gumowych jednorazowych rękawiczek. W czasie walki z epidemią taki widok w wielu miejscach jest codziennością. To pokazało, że rzeczywiście priorytety się zmieniły, ale w mojej ocenie główny kierunek zmian się utrzymał, chociaż ten czas jest pełen wyzwań. Z powodu pandemii nie jeździmy teraz np. na audyty do fabryk naszych dostawców. Wszystkie kontakty z naszymi dostawcami i biurami oraz raportowanie realizujemy online. Stanęliśmy również przed innymi wyzwaniami, szczególnie podczas lockdownu. Fabryki zostały zamknięte, więc liczby dostaw zmniejszyły się.

Problemem globalnym stało się zatrzymanie płatności i anulowanie zamówień na bardzo dużą skalę. Nie ukrywam, że i LPP musiało zmniejszyć zamówienia, ale jestem dumna, że jako jedyna firma z Polski oficjalnie zobowiązaliśmy się, że zapłacimy za wszystkie. Pilnowaliśmy też, poprzez lokalne biura czy pracownicy naszych dostawców otrzymywali wynagrodzenia.

Czy spadła produkcja w trakcie pandemii?

Ania: Zamówienia jesienne zostały obcięte o prawie 40 proc. Oczywiście bardzo wzrósł udział e-commerce w sprzedaży, ale tutaj najmocniej skorzystały najtańsze marki.

Pojawiają się głosy przewidujące rewolucję rynkową i całkowite odejście w stronę zielonych wyborów konsumenckich. Szczerze, ja mam mniej popularną teorię, że kryzys gospodarczy sprawi, że będzie dokładnie odwrotnie i tak niestety jest.

Wszystko zależy od naszej odpowiedzialności – naszej, czyli marek. W zeszłym roku przyjęliśmy ambitną strategię zrównoważonego rozwoju i budżet na jej realizację nie został zmniejszony. Idziemy więc tym samym torem. Raczej będziemy przyspieszać rozwój tego obszaru.

No właśnie przystąpiliście do kolejnej inicjatywy, czyli ZDHC (Zero Discharge of Hazardous Chemicals). Co to daje właściwie i dlaczego LPP przystępuje do tylu partnerstw branżowych? Wcześniej podpisaliście porozumienie ACCORD i New Plastics Economy Global Commitment. To jest dodatkowy wysiłek…

Ania: Jedno to wysiłek ludzi i czas, a drugie to koszty i to niemałe, bo przynależność do tych organizacji kosztuje nieraz dziesiątki tysięcy dolarów. Są to jednak inwestycje konieczne, bo pomagają nam radzić sobie z wyzwaniami branży, którym w pojedynkę nie sprostamy. Trzeba działać razem. Zwłaszcza, że mówimy o branży odzieżowej, gdzie mamy tak bardzo rozproszony łańcuch dostaw. To z kolei oznacza między innymi, że jesteśmy tylko jedną z wielu firm, która składa zamówienia u danego dostawcy. Nie mamy własnych fabryk, mamy też z natury ograniczony wpływ na działalność naszych dostawców, bo są to oddzielne podmioty. Z drugiej strony to właśnie podczas produkcji mamy do czynienia z największymi wyzwaniami branżowymi. Podam przykład dotyczący chemii używanej w sektorze odzieżowym.

Podczas audytów fabryk w Azji zawsze sprawdzamy pomieszczenia z chemią – widziałam, jak to działa w praktyce. Są tam półki podpisane markami. I na nich znajdują się substancje, które spełniają dość rygorystyczne wytyczne. Ale poza tym jest największa półka z napisem „others”, czyli pozostali (dla których również produkuje fabryka) Są tam środki, które mogą być zwyczajnie niebezpieczne. To trochę jak z informacją na batoniku, że może zawierać śladowe ilości orzechów, bo te na terenie fabryki są np. pakowane. Tu działa to podobnie, a na koniec efekt środowiskowy jest słaby. Nieważne, że my dbamy o ten obszar w zakresie naszego zamówienia, gdy nie robią tego inni. Dodatkowo cały ten ogrom wiedzy dotyczącej m.in. środków chemicznych i konieczność jej aktualizacji wymagałyby zatrudnienia sztabu specjalistów, częściowego przebranżowienia wręcz w firmę badawczą. To mało realne.

Potrzebne są międzynarodowe organizacje i porozumienia o współpracy, żeby ta półka w magazynie była jedna dla wszystkich i żeby nie było żadnych „others”, żeby nie było niebezpiecznej, tańszej chemii w fabryce, a woda, która z niej wypływa była oczyszczona niezależnie od tego dla kogo aktualnie produkuje.

Czyli ta organizacja motywuje fabryki do wyrównywania standardów?

Ania: Tak właśnie jest… dodatkowo intencją jest wypracowanie narzędzi wspierających edukację i rozwój branży. Patrząc czysto praktycznie – nie opłaca się dostawcom kupować już innej chemii, skoro ich najwięksi zleceniodawcy ustalili nowe, lepsze dla środowiska standardy.

Czy odbiorca ostateczny, czyli wasz klient, zdaje sobie sprawę z wysiłku, czy zdaje sobie sprawę z tego, że jesteście w nowej organizacji, czy w ogóle klienci wiedzą, że w ubraniach może być jakaś szkodliwa chemia?

Ania: Myślę, że klienci nie zdają sobie sprawy, ale też nie uważam, że muszą. Nie da się być specjalistą od wszystkiego. Ja kupując auto czy telefon też nie znam szczegółów na temat ich powstania. To jest nasz obowiązek jako firmy, żeby sprzedawać bezpieczne ubrania. Bardziej koncentruję się na pracy wewnątrz firmy i w naszym łańcuchu dostaw. Czy klient ma się tym interesować? Oczywiście, byłaby to dodatkowa motywacja do pracy, ale jest to dość specyficzna część produkcji i nie mogę tego wymagać od nikogo. 

Co jest najtrudniejsze w projektowaniu w duchu zrównoważonym?

Ewa: Trzeba projektować tak, żeby ubrania nie były na jeden raz. Dbać o jakość, o konstrukcję, o to, żeby wszystko było dobrze uszyte. To jest duże wyzwanie. Dla mnie najtrudniejszy jest jednak wybór materiału. Musimy mieć ogromną wiedzę, stale szukać nowych tkanin, testować je i cały czas się uczyć. Wykorzystując nowe, często innowacyjne materiały musimy poznać właściwości danej tkaniny. Może się okazać, że farbowanie trzeba wykonać inaczej, bo tradycyjne metody nie wchodzą w grę w przypadku jakiejś tkaniny ekologicznej. Ale da się. Projektanci coraz częściej wykorzystują na przykład farby z warzyw. Trzeba zgłębić temat, żeby zobaczyć jaki efekt końcowy możemy uzyskać.

Ania: Za powstaniem ubrań stoi team: projektant-kupiec. To tu pomysł spotyka się z realizacją. Trzeba przyznać, że mają dziś bardzo dużo kryteriów do spełnienia: produkt musi się podobać klientom, musi być dobrze zaprojektowany, nie może być za drogi i jeszcze musi mieć zmierzony ślad środowiskowy. Nie mielibyśmy zadowalającego efektu gdybyśmy zrobili produkt z materiałów czy w procesie ekologicznym, ale nieatrakcyjny, słabej jakości, źle układający się. Sprzedajemy obecnie 98 proc. naszej produkcji, resztę przekazujemy osobom potrzebującym, więc nie mamy nadprodukcji, ale to wymaga dużej uważności i olbrzymiej pracy. Jeśli chodzi o nowe tkaniny, to często testujemy je w firmie. Sprawdzamy jak się noszą, jak piorą, jak zachowują się na etapie użytkowania.

Ewa, swoją kolekcję dyplomową zrobiłaś z materiału z białek mleka i z materiału z plastikowych butelek. To było kilka lat temu, czy innowacyjne tkaniny wchodzą już do mainstreamu?

Ewa: Innowacyjne tkaniny to obszerny temat. Tutaj możemy skupić się na dwóch grupach: biodegradowalnych włóknach wytworzonych z bioproduktów czy spożywczych odpadów oraz techno textiles, które łączą nowe technologie z materiałami. Przygodę z innowacyjnymi tkaninami rozpoczęłam w 2015 roku na studiach, wybierając je na swoją specjalizację (specjalizacja Sustainability and Innovative Textiles, studia magisterskie na Designskolen Kolding w Danii). Robiłam research, miałam dostęp do najnowszej wiedzy i niezwykłą możliwość korzystania z pomocy biotechnologów, dzięki którym mogłam testować i tworzyć nowe materiały. To był jednak czas, kiedy ciężko było nawet znaleźć informacje o innowacyjnych tkaninach. Wiadomo było, że istniały firmy, które w swoich laboratoriach pracowały nad nowymi włóknami, ale wtedy nie było jeszcze takich rozwiązań jak teraz, chociaż to zaledwie kilka lat wstecz!

Dziś wszystko nabiera rozpędu, zrównoważona moda bardzo się rozwija, pojawiają się nowe firmy, nowe materiały, lepsze rozwiązania. To wszystko wymaga jednak czasu i testów, żeby mogło wejść na skalę przemysłową, co z kolei oznacza gigantyczne inwestycje.

Czyli te materiały są jeszcze bardzo drogie? Jaka jest ich przyszłość?

Ewa: Najdroższe są te najbardziej zaawansowane technologicznie tkaniny, takie jak materiał dostosowany do temperatury ciała człowieka, czy obniżający ciśnienie. Ze względu na swoje zastosowanie medyczne są stale rozwijane. Jak byłam na studiach, znana marka sportowa wykonała buty z pajęczyny – z materiału spidersilk i to był przełom! Wczesne stadium innowacji. Oczywiście, wielkie koncerny płacące grupom badawczym za opracowanie tych materiałów nie udostępniały ich innym, więc były poza zasięgiem. Dzięki współpracy z biotechnologiem mogłam jednak brać udział w produkcji materiału, który powstał z białek mleka, nawiasem mówiąc delikatny i jedwabisty, o miłym mlecznym zapachu. Włókno z mleka to świetna alternatywa dla bawełny, ale też dla osób uczulonych na poliester czy właśnie bawełnę. Przy produkcji tego materiału nie używa się żadnych chemikaliów: tylko surowce naturalne takie jak wosk pszczeli, woda i kazeina. Przyszłością są też materiały biodegradowalne z warzyw, z owoców, takie jak polska skóra z odpadów z jabłka. 

Konsumpcjonizm się nie zatrzyma, nie mamy co na to liczyć, coraz więcej jest nadprodukcji i trzeba myśleć jak wykorzystać te odpady.

Ania: Materiał z mleka można zrobić ze zsiadłego mleka, więc tu także można wykorzystać to, które się popsuło i które trzeba zgodnie z prawem utylizować. Można je wykorzystać bez szkody dla środowiska. Zdarza mi się rozmawiać ze startup’ami, które opracowują innowacyjne rozwiązania technologiczne, a jest ich teraz bardzo dużo. Problemem jest przejście na produkcję przemysłową i finansowanie. Ale pamiętajmy, że bawełna organiczna jeszcze parę lat temu też była dużo droższa. Więc za kilka lat te innowacyjne materiały też będą bardziej przystępne cenowo.

Ewa: Nadchodzi nowa generacja konsumentów otwartych na zmiany. Materiał wykonany z bakterii, grzybów czy mleka, dla większości ludzi teraz to science fiction. Dla młodszej generacji, która będzie z tym oswojona, bardziej świadoma, te wszystkie innowacje staną się normalne.

Jakich ekologicznych materiałów używa teraz LPP?

Ania: Na razie stawiamy na już dobrze znane materiały z recyklingu, tencel, ecovero, repreve – co czwarta rzecz w LPP ma być już za moment z eko materiałów. Pracujemy też nad tym, żeby te tradycyjne jak wełna również były eko i były pozyskiwane w sposób humanitarny. Współpracujemy z farmami, które działają w zgodzie z zasadami 5 wolności. To znaczy, że dbają o to, w jakich warunkach żyją zwierzęta i jak dużo mają przestrzeni, jak są odżywiane, jak pozyskiwana jest wełna czy pierze, w jaki sposób zwierzęta są transportowane. Można to porównać do jajek. Chcemy, żeby wełna pochodziła z wolnego wybiegu, żeby zwierzęta na tych farmach były dobrze traktowane.

Ewa, pracowałaś dla wielu skandynawskich marek m.in. przy ekologicznych projektach dla Vero Mody, Neutral Denmark, czy Designers Remix. Skandynawskie marki przeszły drogę do zrównoważonej mody dużo wcześniej, albo raczej wcześniej ją zaczęły. Jak Tobie pracuje się w Polsce?

Ewa: Moim założeniem od początku było to, że kiedyś wrócę do Polski. Za granicą mieszkałam ponad 10 lat i faktycznie głównie w Skandynawii. Podyktowane było to moją edukacją i chęcią zdobycia wiedzy. Jestem osobą otwartą na zmiany i podoba mi się w jaki sposób Polska dąży do tego, żeby być bardziej eko w kwestii mody. Oczywiście, nie ma co ukrywać, daleko nam jeszcze do Skandynawii, Danii – to są pionierzy zrównoważonej mody i nie tylko mody zresztą. Skandynawowie są w stanie płacić więcej, ceny tych produktów są wyższe, ale ich zarobki także. Dla nich to jest całkiem normalne, aby – w przeliczeniu na nasze realia – wydać 1500 zł na jedno ubranie i jest to na przykład właśnie koszulka z mleka. Cenią sobie bardzo jakość, od najmłodszych lat są wychowywani w tym duchu i dla nich jest cool powiedzieć „mam super marynarkę z mleka… duński design!”.

Ania: U nas pewnie za jakiś czas to też tak będzie wyglądało. Będzie super mieć kurtkę z grzybów.

Ewa: W Polsce idzie to bardzo do przodu. Coraz więcej marek stara się być eko, zmienia swoją strategię, przygotowuje się do tych zmian. Stają się bardziej transparentne. W LPP jesteśmy coraz bardziej zrównoważeni, a jest to największa firma odzieżowa w naszym kraju i staramy się być w tym dobrzy. Jesteśmy progresywni, jeśli chodzi o rozwój zrównoważony.

Skandynawia jest przyszłością mody?

Ewa: Kiedyś mówiło się, że stolicą mody jest Londyn, Paryż, Nowy Jork, Tokio. Dziś stolicą mody jest Kopenhaga, która jest centrum mody zrównoważonej i tej w duchu zero waste. Nie chodzi tylko o produkt, ale o jakość. Zrównoważona moda jest przyszłością i oni to wiedzą. Uczą tego studentów kierunków kreatywnych czy tych związanych z branżą modową. Moim pierwszym projektem na studiach w Kopenhadze było wyobrażenie sobie siebie jako projektanta w 2100 roku. Próbowaliśmy przewidzieć, jak będzie wtedy wyglądała moda. Oni tak kształtują studentów, aby myśleli z perspektywy przyszłości, nie teraźniejszości. Analizowaliśmy też Jetsonów, bajkę dla dzieci z lat 60-tych i to co udało się przewidzieć twórcom. Rodzinka Jetsonów rozmawia przez telefon, je tabletki, które zastępują posiłki etc. Ludzie z wyobraźnią, nie naukowcy, są w stanie przewidzieć przyszłość lub wymyślić coś, co ma szansę się wydarzyć. Co ciekawe, Skandynawowie stawiają bardzo mocno na jeszcze jedną ważną z punktu widzenia rozwoju zrównoważonego rzecz – na współpracę.

Nauka w Danii polegała na pracy zespołowej, tu nie chodziło o to, żeby projektant pokazał siebie, ale żeby zrobił to poprzez grupę. To cenna lekcja.

Rozmawiała: Marta Jerin
Zdjęcia: materiały prasowe LPP
Zdjęcie główne: od lewej Ania Miazga, Ewa Polkowska

FASHION