Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Rozmawiamy z Piotrem Bratosiewiczem, ambasadorem nowego zapachu Y od Yves Saint Laurent

Piotr Bratosiewicz, odbywający akurat podróż po Indonezji, opowiada nam, skąd wzięła się u niego pasja do podróżowania.
.get_the_title().

Piotr Bratosiewicz to podróżnik, który rozpoczął projekt „Collecting Stamps”. Aktualnie przemierza Malezję i Indonezję, a od niedawna jest ambasadorem zapachu Y od Yves Saint Laurent, który motywuje do realizowania marzeń i sięgania po więcej.

F5: Jak najlepiej opisałbyś siebie?

Piotr Bratosiewicz: Najtrudniejsze z możliwych pytań na pierwszy ogień, super! Bo jak wiadomo, chyba nikt nie lubi mówić o sobie. Ale spróbujmy. Nazywam się Piotrek. Mam 27 lat. Urodziłem się i mieszkam w Warszawie. Choć mieszkam to chyba dużo powiedziane, bo w zeszłym roku w Polsce byłem łącznie przez mniej niż trzy miesiące. Aktualnie mamy połowę kwietnia, a ja od pierwszego stycznia w domu byłem dwa razy, łącznie na jakieś trzy tygodnie. Cztery lata temu zacząłem trochę więcej podróżować, a jakieś półtora roku temu sformalizowałem to, nadając mojemu podróżowaniu nazwę i cel. „Collecting Stamps” to projekt, który ma na celu odwiedzenie wszystkich 193 państw świata. Pisząc te słowa, siedzę w całonocnym, tajskim autobusie i zbliżam się do granicy z Malezją. Za kilka godzin w moim paszporcie pojawi się 78. pieczątka. Stąd dalej na południe, do Indonezji, i z powrotem przez Sułtanat Brunei i Filipiny do Bangkoku. Do końca roku chcę dobić do 100.

 

Dlaczego postanowiłeś rozpocząć projekt „Collecting Stamps”?

Z tym pytaniem związane są dwie historie. Po pierwsze, podróżowanie mam chyba trochę we krwi. Mój dziadek żeglował, babcia była przewodniczką po górach. Oboje rodziców było przewodnikami wycieczek, a mama założyła w końcu własne biuro podróży. Kiedy byli w moim wieku, jeździli po całym świecie. Mama ciągała mnie po całej Polsce, z tatą jeździłem samochodem po Europie. Pamiętam też, że gdzie bym nie poleciał, od najmłodszych lat zwiedzałem zabytki – mama od zawsze miała bzika na punkcie historii i w końcu sama zaczęła studiować historię Warszawy. I to jest ta pierwsza historia.

Druga miała na mnie bardziej bezpośredni wpływ. Jakieś 4 lata temu miałem dziewczynę w Nowym Jorku – poleciałem do niej na dwa miesiące i życie nie mogło być piękniejsze. W romantycznym geście i za ostatnie pieniądze, jakie miałem, kupiłem nam bilety na wspólny weekend w Miami, a ona 2 dni przed wylotem powiedziała, że to nie ma sensu. Że ja tu, ona tam, i tak dalej. Poleciałem sam i pomyślałem , że dobrym sposobem na niemyślenie o niej, będzie przejechanie dzielących mnie z powrotem prawie dwóch i pół tysiąca kilometrów drogi autostopem.

Po drodze przebiegłem maraton, poznałem członków meksykańskiego gangu, jechałem chińskim autobusem przemytniczym, spałem u nieznajomych, na chwilę aresztowała mnie policja. W każdym razie wtedy po raz pierwszy poczułem zew przygody i tak już zostało.

Czy uważasz, że warto planować podróże czy lepiej jechać na spontanie?

Uważam, że jedno i drugie mam swoje plusy i minusy, a każdy musi robić to, co czuje. Ja w tej skali jestem gdzieś po środku. Przed wyjazdem planuję bardzo dużo i skrzętnie. Robię dość dokładny research, szukam miejsc, które chcę na pewno zobaczyć czy sfotografować i wokół nich tworzę plan podróży, dostosowuję przedziały czasowe. Ale to i tak tylko teoria, bo to, co dzieje się później, często toczy się swoim życiem. Czasem trasę trzeba skrócić, czasem na miejscu dowiem się o czymś, o czym nie miałem wcześniej pojęcia, a czego nie wyobrażam sobie ominąć. Planowanie daje mi jednak poczucie kontroli sytuacji. Ale sam niejednokrotnie przekonałem się o tym, że nie jest to droga dla każdego. Tak jak więc mówiłem – każdy musi robić tak, jak czuje.

Dlaczego potknięcia po drodze i nieplanowane sytuacje są ważne w życiu podróżnika?

Zabrzmi to chyba jak jakiś banał, ale ciężko mi o lepszą odpowiedź. We wszystkim, co robisz w życiu, panuje chyba przecież ta sama reguła – jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz. Uczymy się na błędach. Wyciągamy z nich wnioski (a przynajmniej się staramy) i próbujemy ich nie powtarzać. W teorii zresztą to wszystko jest proste. A w życiu wychodzi jak zwykle.

Dlaczego warto rzucić wszystko i wyjechać?

Ja nie wiem, czy warto. Ale gdyby ktoś jednak chciał, to ja mogę wam powiedzieć to, co uważam, że jest najważniejsze, żeby wiedzieć.

Nie bójcie się.

Jeśli chcecie, to jedźcie! Kiedy zaczynałem samotnie podróżować, wielokrotnie wychodziłem z tego, co dla większości osób jest strefą komfortu. Z Miami do Nowego Jorku jechałem kiedyś autostopem, podobnie jak przez Syberię do Mongolii. Odwiedzałem slumsy w Afryce czy Ameryce Południowej, niejednokrotnie zostawałem na kilka dni bez jedzenia, byłem w wielu względnie niebezpiecznych miejscach. Ale zawsze jest tak samo – zawsze ostrożnie podchodzę do nowego miejsca i nowych ludzi, by niedługo utwierdzić się w przekonaniu, że poza małymi wyjątkami ludzie wszędzie są podobni. Znaczna większość jest z natury dobra i pomocna, a jeśli jest się uśmiechniętym i ostrożnym, to ludzie odpowiadają tym samym. I tego powinniśmy się uczyć.

Jest wiele osób, które chciałyby podróżować, ale nie wiedzą, od czego zacząć – jakie miejsca poleciłbyś początkującym z niskim budżetem i dlaczego?

To kolejna największa oczywistość jaka jest, ale prawda jest taka, że najlepszym sposobem na stanie się w czymś dobrym, jest po prostu robienie tego. Kiedy pierwszy raz jechałem w samotną podróż, a wyszło tak, że był to wypad autostopem przez Stany – nie miałem przecież zielonego pojęcia, w co się pakuję. Na drodze spotkało mnie tyle niespodziewanych rzeczy, że choćbym czytał, przygotowywał się i planował tę wyprawę rok, i tak nic by to nie dało. A jeśli chodzi o pieniądze, to i one zawsze się jakoś znajdą. Dwa lata temu w Chinach poznałem gdzieś po środku niczego chłopaka z Kolumbii. Opowiadał mi wtedy o tym, że właśnie rozpoczął podróżowanie. Wcześniej pracował za biurkiem w jakiejś firmie, ale każdego dnia czuł, że traci czas. Sprzedał wszystko, co miał, a nie było tego wiele i ruszył w drogę z budżetem 8 dolarów dziennie. Od tamtej pory minęły ponad dwa lata, a ja wciąż mam go na Instagramie i widzę, że jeszcze nie wrócił do domu. W trakcie takich wyjazdów wszędzie można pracować albo pomagać w zamian za spanie i jedzenie – są do tego nawet specjalne strony internetowe, takie jak na przykład helpx.net. Najważniejsze to po prostu zaplanować coś i skrupulatnie trzymać się swoich założeń.

 

Sprawdźcie więcej wywiadów Y – YSL.

Poznaj pozostałych ambasadorów Y i ich odpowiedzi na pytanie dlaczego.

Rozmawiał: Dominik Szatkowski

Dowiedz się więcej o nowym zapachu od Yves Saint Laurent na Sephora.pl

FASHION