Odwiedziliśmy najlepsze miejsca pokazujące różnorodność warszawskiej sceny gastro
Coraz częściej i chętniej pisze się o Warszawie jako kulinarnej perełce Wschodu. Na szczęście powoli przemija trend na bycie restauratorem, którego kuchnia nigdy nie interesowała, ale ktoś wcisnął mu kit, że to łatwy i szybki biznes, tylko wystarczy mieć lokal. Inspektorzy Michelin wciąż jednak niechętnie rozdają nam swoje gwiazdki, do tej pory wyróżniając wyłącznie Atelier Amaro i Senses. Ale możemy się spodziewać, że już wkrótce do grona najlepszych dołączą kolejne restauracje ze stolicy, na nowo interpretując rodzimą kuchnię. Bo na warszawskiej scenie kulinarnej w ciągu ostatnich lat wydarzyło się sporo.
Naszych szefów (jeden z nich, Erwan Debono, z restauracji Bez Tytułu wystąpił w powyższym spocie) wyszkolonych i przemaglowanych u najlepszych z najlepszych, doceniają międzynarodowi eksperci i zagraniczni dziennikarze. Bazarki i mali producenci wyrośli na lokalne gwiazdy, z sukcesem przyjęła się bistronomia, a fine dining stoi na światowym poziomie. Dlatego weekend to zdecydowanie za krótko, żeby odkryć wszystkie perełki.
Razem z mytaxi postanowiliśmy odwiedzić kilka najsmaczniejszych punktów w stolicy. Nasza relacja zwraca uwagę na najważniejsze zjawiska na mapie warszawskiej gastronomii ostatnich lat i ma na celu pokazanie bogactwa jej różnorodności.
Składniki na sobotnie śniadanie
Zaczynamy na Lipowej, gdzie w sobotnie przedpołudnie z trudem da się trafić na wolny stolik. Podobno w SAM-ie wypada wręcz nie bywać, bo jest zbyt modny i zbyt przepełniony. Tymczasem w parze z modą idzie również jakość, warto zatem odstać swoje i rozpocząć dzień śniadaniem w jednej z najlepszych piekarni w Warszawie. Z niezrozumiałych powodów przyzwyczajano nas, że chleb w towarzystwie jaja i wanny masła serwować należy wyłącznie w śniadaniowym anturażu.
Tymczasem w SAM-ie najlepszy orkiszowy na zakwasie czeka na ciebie świeży i chrupiący niezależnie od pory dnia. Wpadamy tutaj po drobne zakupy na przetrwanie weekendu w domu – puchatą chałkę z potrójną ilością kruszonki (kruszonka nigdy nie dociera do domu, zdrapana zostaje tuż po wyjściu z piekarni) i sernik, o który walczy się do ostatniej łyżeczki. I oczywiście gluten – w formie bagietki, okrągłego wiejskiego albo bajgla. Jak radzą aktorzy ze znanego skeczu “weź dwie, proszę cię” – na wypadek, gdybyś porcję ciepłego bochenka odgryzł w drodze powrotnej do domu.
Nie ma nic przyjemniejszego niż wyobrażanie sobie, co zje się na spokojne śniadanie w wolny dzień. Na takie okazje polecamy zgromadzenie tygodniowych zapasów i wyprawę na Plac Mirowski. Gwarantujemy, że w sobotnie przedpołudnie spotkasz tam wszystkich – lubianych znajomych, znajomych, których starasz się unikać i znajomych w towarzystwie rodziców, brodzących w wiaderku z kiszoną kapustą. Ciężko wskazać jednoznacznie, kto na Hali jest najlepszy i czyje warzywa są najbardziej warzywne – uważamy więc, że u każdej starszej pani należy zostawić chociaż drobną część naszej wypłaty, tym samym uszczęśliwiając wszystkich.
Na uwagę zasługują ogórki kiszone w stanowisku 120 – bez ceregieli walone na kilogramy z beczki.
Najmniej utłuczone awokado tylko u Krzesaka – my też mamy już dość tych nietrafionych, w promocji za 2,50 zł. Zawsze rozmarzonym wzrokiem rozglądamy się za małym stoliczkiem rozstawionym w przejściu, bo właśnie przy nim zasiada prawdziwa mleczna królowa, która dzień wcześniej w słoiku potrząsała wiejskim masłem. Warto zapuścić się w okolice bakalii i kasz, gdyż przy małym stanowisku ukrywa się twaróg doskonały – prawdziwy, kremowy, który śmieje się twarz tofurnikom. Od ubiegłego sezonu sobotni wojaż kończymy w Hali Gwardii, czyli dawnej hali bokserskiej przemienionej w przestrzeń gastronomiczną. Do warzywnych siat dopychamy polskie wino i koreańską marchewkę. Na samą myśl o sobotnim poranku robi nam się cieplej. Planującym zimowy wojaż polecamy skorzystanie z porannej taksówki – największe batalie na Placu Mirowskim nie toczą się o cenę przejrzałego melona, a o miejsce parkingowe. A po drodze możesz zgarnąć znajomych, im też należy się najlepszy kiszony w mieście.
Gdzie świętować szczególne okazje?
Warto mieć na swojej liście jedno miejsce, w którym świętujemy szczególne okazje i polecamy je bez wahania pocztą pantoflową. Nie będziemy was przekonywać, że idąc na fine dining poczujecie się jak w „Chef’s Table” i na stałe zaczniecie posługiwać się sformułowaniami “redukcja” czy “espuma”. Próbując nowej kulinarnej przygody, warto oddać się w ręce ekspertów, których zadaniem jest nauczyć cię smakować, a nie zawstydzać. W końcu jedzenie, niezależnie od miejsca, w którym jest podawane, musi być po prostu smaczne i uczciwe. Uczciwy jest też stosunek jakości do rachunku i oprawy wieczoru.
Na Mokotowskiej w Ale Wino nigdy nie poczujesz się dyskredytowany, nawet jeśli wybierając wino za każdym razem stawiasz na “to samo”, co osoba przed tobą. W swojej autorskiej kuchni Sebastian Wełpa wykorzystuje najwyższej jakości produkty, które robią większe wrażenie niż kipiące smolistą parą czarki.
Krótka, sezonowa karta, pokazuje nam, że każdy produkt, potraktowany odpowiednią metodą, skrywa swój smak. O ravioli z selera w palonym maśle myślimy zimową porą najczulej.
Kuchnia społeczna
Na warszawskiej scenie gastro warto zwrócić uwagę na rozwój kuchni społecznej. – Kuchnia Konfliktu to nie tylko knajpa z nieobecną dotychczas w Warszawie kuchnią. Nasz projekt to przede wszystkim przedsiębiorstwo społeczne – płaszczyzna integracji społeczności cudzoziemców z mieszkańcami Warszawy – piszą o sobie twórcy lokalu Kuchnia Konfliktu przy Wilczej.
I na szczęście nie wpadamy w kolejną wydmuszkę, która zabiera nas na lancz orientalny wykonany z tańszych produktów z dyskontu. Serwowane dania w Kuchni Konfliktu – krótka karta, która zmienia się codziennie – są autentyczne i bazują na doświadczeniu ludzi, którzy dodają do nich składnik niepodrabialny, czyli wspomnienia.
Zjeżdżając do domu na Netlix&Chill, polecamy odcinek miniserialu “Cooked” poświęcony produkcji chleba. Wyobraź sobie, że opuszczasz swój kraj na zawsze i już nigdy nie odtworzysz smaków, z którymi obcowałeś przez lata – niektóre zboża i przyprawy są po prostu niepowtarzalne. W Kuchni Konfliktu możesz poznać smaki, z którymi rozstali się uchodźcy i imigranci przybywający do Polski. To bardziej wiarygodne niż weekendowy wyjazd w nieznane regiony.
Niedziela
Wreszcie jest! Misternie poszukiwaliśmy miejsca na niedzielę rano, na koniec zawsze żałując, że jednak nie przygotowaliśmy jakiegoś jajecznego pewniaka w domu. Niedziela jest bezapelacyjnie po to, żeby śniadanie zaserwował ci ktoś inny.
Do odświeżonej Bibendy przy Nowogrodzkiej 10, z nową kartą i nową kapitan, można podjechać już po 10:00 i zacząć dzień pyszną pajdą żytniego z dorszem skrei (najmodniejsze danie przełomu stycznia i lutego w Warszawie). A potem stopniowo rozlewać się na kanapie i dopychać kolejnymi porcjami uczciwego jedzenia. Szczególnie polecamy jajo w szklance, umoczone w serze i maśle, z dodatkiem domowej focacci o długości średniego przedramienia.
W drodze powrotnej zahaczcie o Lukullusa, gwarantujemy, że na ich ciastko zawsze znajdzie się miejsce. Właściwie to nie da się wybrać najlepszego, spróbuj ile się da.
Jak widać, Warszawa oferuje nie tylko miejsca, w których zjeść można dobry obiad czy lancz – różnorodność stołecznej sceny gastro objawia się także w punktach ze świeżymi warzywami czy pieczywem, ofercie smacznych deserów i miejscówek z winami, a nawet zaangażowanymi społecznie inicjatywami wyrażającymi się właśnie poprzez kuchnię. Tak jak wspominaliśmy, weekend to za mało – żeby móc wypróbować wszystko, śmiało można powiedzieć, że trzeba warszawskie miejscówki odwiedzać cały sezon.
Tekst: Paulina Serwatka
W stolicy dostępna jest już usługa mytaxi match, dzięki której można płacić do 40 proc. mniej za kursy licencjonowaną taksówką. Wszystko dzięki temu, że aplikacja pozwala dzielić się kosztami przejazdu z osobami, które jadą w tym samym kierunku. Jak to się robi? Zobaczcie sami.