Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Social jet lag, czyli czemu lepiej ustawiać sobie budzik również w weekendy?

Żyjemy od weekendu do weekendu, fantazjując w międzyczasie o tym, co będziemy wtedy robić. Wielu z nas, zwłaszcza z wiekiem, wybiera sen do południa. Ale jak to mówią: „Uważaj, o czym marzysz, bo może to się spełnić”. I dopadnie cię social jet lag.
.get_the_title().

W tygodniu zazwyczaj mamy pewną rutynę snu. Kładziemy się mniej więcej o tej samej porze, wstajemy zgodnie z budzikiem. Nawet jeśli nasz początek dnia zaczyna się od maniakalnego wyłączania 10 drzemek w telefonie, a – po przybraniu pozycji siedzącej – gapienia się w ścianę przez 15 minut, to i tak można mówić o pewnym regularnym schemacie.

Źródło: Toa Heftiba/Unsplash

I wtedy nadchodzi weekend, który nam nieraz mocno w naszym trybie dnia i nocy miesza. Mając świadomość, że będziemy mogli sobie pospać dłużej, kładziemy się często dużo później niż zwykle. Zresztą nawet jeśli padniemy w miarę wcześnie, zamiast wyskakiwać o poranku z łóżka jak grzanki z tostera, wyczłapujemy z niego akurat na śniadanko o 13:00. Taki scenariusz brzmi nie tylko niegroźnie, ale wręcz pięknie, a jednak okazuje się, że może być szkodliwy dla naszego samopoczucia i zdrowia!

Badacze z University of Arizona zauważyli bowiem występowanie zjawiska zwanego social jet lag.

Jest to stan, w jaki wpada nasz organizm przez zaburzenie regularności i czasu snu. Takie cotygodniowe rozstrajanie nocnej rutyny prowadzi do chronicznego zmęczenia, złego nastroju, a w rezultacie zwiększa o 11 proc. ryzyko chorób serca.

Cierpiący na social jet lag spożywają też większe ilości kofeiny i alkoholu oraz palą więcej papierosów. Są również bardziej narażeni na zachorowanie na depresję.

Źródło: Hernan Sanchez/Unsplash

Sama nazwa zjawiska tłumaczy, jak to funkcjonuje. „Social” odnosi się do tego, że pewnie weekendowe nocki zarywamy na socjalizowanie się w barach i klubach. Trzeba tu wspomnieć, że termin ten powstał w 2012 roku – dziś być może wybrano by nazwę Netflix jet lag. Natomiast już sam „jet lag” jest bardzo akuratnym określeniem. – To tak, jakbyśmy w piątkowy wieczór polecieli z Paryża do Nowego Jorku albo z Los Angeles do Tokyo i wrócili w poniedziałek – komentuje badacz Till Roenneberg – Przez weekend żyjemy w jakby w innej strefie czasowej w porównaniu ze zwykłym rytmem naszego biologicznego zegara.

Ok, to w tym momencie obiecujemy sobie, że w piątek po dobranocce lądujemy w łóżku, a w sobotę rano meldujemy się na jodze. I trzymamy się tego postanowienia przynajmniej do czasu pojawienia się drugiego sezonu „The End of The F***ing World” na Netflixie!

Źródło: Refinery29.uk, BBC,
Tekst: Kinga Dembińska

SURPRISE