Social jet lag, czyli czemu lepiej ustawiać sobie budzik również w weekendy?
W tygodniu zazwyczaj mamy pewną rutynę snu. Kładziemy się mniej więcej o tej samej porze, wstajemy zgodnie z budzikiem. Nawet jeśli nasz początek dnia zaczyna się od maniakalnego wyłączania 10 drzemek w telefonie, a – po przybraniu pozycji siedzącej – gapienia się w ścianę przez 15 minut, to i tak można mówić o pewnym regularnym schemacie.
I wtedy nadchodzi weekend, który nam nieraz mocno w naszym trybie dnia i nocy miesza. Mając świadomość, że będziemy mogli sobie pospać dłużej, kładziemy się często dużo później niż zwykle. Zresztą nawet jeśli padniemy w miarę wcześnie, zamiast wyskakiwać o poranku z łóżka jak grzanki z tostera, wyczłapujemy z niego akurat na śniadanko o 13:00. Taki scenariusz brzmi nie tylko niegroźnie, ale wręcz pięknie, a jednak okazuje się, że może być szkodliwy dla naszego samopoczucia i zdrowia!
Badacze z University of Arizona zauważyli bowiem występowanie zjawiska zwanego social jet lag.
Jest to stan, w jaki wpada nasz organizm przez zaburzenie regularności i czasu snu. Takie cotygodniowe rozstrajanie nocnej rutyny prowadzi do chronicznego zmęczenia, złego nastroju, a w rezultacie zwiększa o 11 proc. ryzyko chorób serca.
Cierpiący na social jet lag spożywają też większe ilości kofeiny i alkoholu oraz palą więcej papierosów. Są również bardziej narażeni na zachorowanie na depresję.
Sama nazwa zjawiska tłumaczy, jak to funkcjonuje. „Social” odnosi się do tego, że pewnie weekendowe nocki zarywamy na socjalizowanie się w barach i klubach. Trzeba tu wspomnieć, że termin ten powstał w 2012 roku – dziś być może wybrano by nazwę Netflix jet lag. Natomiast już sam „jet lag” jest bardzo akuratnym określeniem. – To tak, jakbyśmy w piątkowy wieczór polecieli z Paryża do Nowego Jorku albo z Los Angeles do Tokyo i wrócili w poniedziałek – komentuje badacz Till Roenneberg – Przez weekend żyjemy w jakby w innej strefie czasowej w porównaniu ze zwykłym rytmem naszego biologicznego zegara.
Ok, to w tym momencie obiecujemy sobie, że w piątek po dobranocce lądujemy w łóżku, a w sobotę rano meldujemy się na jodze. I trzymamy się tego postanowienia przynajmniej do czasu pojawienia się drugiego sezonu „The End of The F***ing World” na Netflixie!
Źródło: Refinery29.uk, BBC,
Tekst: Kinga Dembińska