W tym domu pogrzebowym rezyduje pies, który zapewnia wsparcie emocjonalne żałobnikom
Mówi się, że psy to najlepsi przyjaciele człowieka i zdaje się, że nie muszą one już kompletnie nic robić, żeby udowadniać, że tak jest naprawdę. Każdy, kto ma czworonoga, dostaje takie potwierdzenie każdego dnia. Gdyby ktoś jeszcze miał wątpliwości, to odsyłamy go do tekstów, o tym, że posiadanie psa poprawia nastrój i samopoczucie oraz sprawia, że żyjemy prawie o ¼ dłużej, a ponadto te zwierzaki potrafią wykryć chorobę zanim zdiagnozuje ją lekarz.
Nie zawsze można jednak zabrać psa do miejsc, gdzie jego działająca terapeutycznie obecność by się akurat bardzo przydała.
Na szczęście firmy świadczące różne usługi coraz częściej podchwytują ten pomysł. Psiaki można więc już było spotkać na lotnisku, a teraz być może zaczniemy je widywać również w domach pogrzebowych.
Taki pomysł w każdym razie właśnie wprowadził w życie Dom Pogrzebowy Macon z Północnej Karoliny. Jego pracownica Tori McKay przyznaje, że ta idea zrodziła się w jej głowie już bardzo dawno temu. Dopiero jednak dzięki wzrostowi popularności dogoterapii i ESA – emotional support animals, czyli zwierząt udzielającym emocjonalnego wsparcia swoim właścicielom podczas lotów samolotem – uznała, że naszedł właściwy moment, aby przedstawić ten pomysł swojemu pracodawcy. A ten wyraził zgodę na to, żeby Mochi – niespełna dwumiesięczny pupil McKay – dołączył do załogi domu pogrzebowego.
Mochi to berneński pies pasterski. Tę rasę wyróżnia przede wszystkim niezwykle przyjacielski i opiekuńczy charakter. Psy nie są agresywne wobec nowo poznanych osób, okazują całe pokłady cierpliwości i miłości nawet w stosunku do małych dzieci. Bardzo lubią kontakt z człowiekiem, a wręcz gdy im go brak, stają się niespokojne i lękliwe. Dlatego psy tej rasy idealnie sprawdzają się w roli zwierząt udzielających emocjonalnego wsparcia. Mochi ma już za sobą pierwszy kontakt z żałobnikami i podobno wypadł on bardzo pomyślnie.
Pies jest oczywiście obecny w domu pogrzebowym tylko wtedy, kiedy rodzina zmarłego tego chce.
Gdy dom pogrzebowy ogłosił to na swoim fanpege’u, wiadomość spotkała się z niezwykle pozytywnym odbiorem. Można się więc spodziewać, że Mochi będzie miał pełne ręce – czy raczej łapy – roboty.
Jego właścicielka zapewnia, że dołoży wszelkich starań, by jej pupil, gdy tylko trochę podrośnie, otrzymał stosowne szkolenie w ramach tzw. grief therapy dla psów. Opiera się ona na innych założeniach, niż ta stosowana w przypadku psów asystujących, które mają być wsparciem dla swoich opiekunów, borykających się z problemami i niepełnosprawnościami natury fizycznej.
W wypadku grief therapy chodzi o przystosowanie psa do niesienia pomocy natury psychicznej osobom, które przeżywają ciężkie i stresujące chwile.
Takie psy można spotkać w amerykańskich domach starców, szpitalach i hospicjach. Dzięki popularności akcji z Mochi jest szansa, że będzie można się przytulić do czworonoga również w domach pogrzebowych.
A my już nie mamy najmniejszych wątpliwości co do tego, że wszystkie psy idą do nieba.
Zdjęcia główne: fanpage Macon Funeral Home
Tekst: KD