Związki z internetu są tak samo trwałe jak te… z ulicy

Z badań wynika, że pary, które poznały się w sieci, pobierają się zdecydowanie wcześniej i mają mniej więcej takie same szanse na przetrwanie jak związki zapoczątkowane offline.
.get_the_title().

Do takich wniosków doszedł po niemal dekadzie badań profesor demografii społecznej Michael J. Rosenfeld z Uniwersytetu Stanforda. W projekcie „How Couples Meet and Stay Together” zbierał i analizował dane o współczesnych związkach w Stanach Zjednoczonych.

Rosenfelda szczególnie interesowało to, jak ludzie spotykają tych, których później kochają.

Wyniki, jak sam przyznał, są zaskakujące, zwłaszcza w obliczu często powtarzanych zarzutów, że era randek online zrodziła pokolenie, które zawsze trzyma jedną rękę na klamce od wyjścia ewakuacyjnego. Tkwiące w niestabilnych relacjach, bo niezdolne do pełnego zaangażowania.

Liczby mówią co innego: 50 proc. par, które spotkały się w sieci, a następnie wzięły ślub, zrobiło to w ciągu czterech lat od pierwszego spotkania. Tymczasem musiało minąć ponad 10 lat, zanim połowa par, które spotkały się w realu, sformalizowała swoje związki (wszystkie analizowane pary spotkały się przed 2010 rokiem). Przyczyn można się doszukiwać w impulsywnym bądź lekkim stosunku do ważnych, życiowych decyzji czy kulturze instant.

Jednak znajomości z internetu, choć stosunkowo szybko zalegalizowane, wcale nie rozpadały się częściej, niż te przemyślane i przeciągnięte w czasie, jak u par z reala.

Byłem trochę zaskoczony, biorąc pod uwagę fakt, że w powszechnej opinii ​​randki internetowe podważają stabilność ludzkich relacji – przyznał Rosenfeld. – Z drugiej strony badania jednoznacznie dowiodły, że pary, które spotkały się online, były statystycznie tak samo stabilne, jak pary które spotkały się w trybie offline. Z zastrzeżeniem, że „online” oznacza w tym przypadku witryny randkowe zorientowane na nawiązywanie relacji, takie jak Match.com, a nie takie aplikacje jak Tinder lub Grindr. Przyczyna może tkwić w lepszym dopasowaniu. Z innych badań wynika, że pary, które poznały się w internecie, są również nieco bardziej usatysfakcjonowane swoimi związkami niż pary, które poznały się poza siecią. Choć ilość opcji dostępnych w internecie może być początkowo przytłaczająca, definiowanie kryteriów wyszukiwania oraz wybieranie lub odrzucanie dopasowań może mieć naprawdę duże znaczenie dla przyszłości relacji.

Zabiegi te pozwalają na wstępie odcedzić potencjalnych partnerów, którzy zbyt różnią się od nas światopoglądowo.

Takie sito działa mniej efektywnie, kiedy w grę wchodzi oczarowanie lub pożądanie a pytania z rodzaju „Czy chcesz mieć dzieci?” mogą brzmieć niezręczne na pierwszej czy drugiej randce. W sieci weryfikuje to za nas beznamiętny algorytm.

Zdaniem Rosenfelda popularyzacja dostępu do sieci czy nawet wzrost liczby aplikacji takich jak Tinder czy Grindr nie wpłynęła i nie wpłynie znacząco na częstotliwość zawierania małżeństw czy rozwodów, a kultura łączności mobilnej nie zmieni rzeczywistej potrzeby zaangażowania.

Nieuzasadnione obawy przed nowym są wpisane w każdą ścieżkę prowadzącą do zmian, przeważnie przybierają formę bezpodstawnej paniki moralnej – od katastrof lotniczych jako przodującej przyczyny śmierci aż po katastrofalną epidemię cyberpornografii – napisał Rosenfeld. – Jednak reprezentatywne dane pokazują jednoznacznie, że technologia łagodnie obchodzi się z naszym życiem uczuciowym.

Tekst: AvdB

SURPRISE