Twórca Ubera ma prywatne odrzutowce dla bogaczy. Polecą nimi na wakacje w czasie pandemii
Pochodzący z Kanady Garrett Camp jest współzałożycielem Ubera i założycielem takich firm technologicznych jak StumbleOpen i Expa. Oprócz tego jest również miliarderem. Jego najnowszy pomysł skierowany jest do równie bogatych osób.
Podczas gdy linie lotnicze na całym świecie mierzą się ze związanym z pandemią kryzysem – loty są odwoływane, załoga zwalniana, a straty liczone są w miliardach dolarów – Camp postanowił zainwestować w tę branżę, tylko że w formacie premium.
Jego firma, która nosi nazwę Aero, to luksusowe odrzutowce, dzięki którym chętni (i bogaci) znajdą się tam, gdzie chcą. I to mimo pandemii koronawirusa. – Dostawca usług turystycznych zinspirowany złotym wiekiem lotnictwa, zaprojektowany z myślą o współczesnym życiu z półprywatnymi lotami odrzutowymi do najbardziej popularnych miejsc na świecie – opisuje swoją koncepcję Camp. Dzięki Aero majętni klienci udadzą się w środku pandemii na wymarzone wakacje, a dotrą na nie luksusowym i bogato wyposażonym odrzutowcem, do którego prowadzić będzie prywatny terminal. Pierwszy lot Aero – z Los Angeles do Aspen – odbył się w ubiegłym tygodniu. Trwał 50 minut i kosztował 990 dolarów za osobę (dla porównania, lecąc w tym samym czasie z American Airlines zapłaciłoby się 1/3 tej ceny). Póki co firma realizuje tylko loty na terenie Stanów Zjednoczonych, ale w najbliższych miesiącach rozszerzy swoją ofertę także o podróże międzynarodowe.
– Tak się składa, że stworzyliśmy idealny produkt na czas pandemii. Oczywiście, myśleliśmy o tym, by się wstrzymać, ale w końcu doszliśmy do wniosku, że to najlepszy czas, by zrobić coś nowego – tłumaczy Uma Subramanian, CEO firmy. Aero podkreśla, że korzystając z jego usług można przede wszystkim uniknąć niepożądanych w czasie pandemii tłumów. No i lecieć dokładnie wtedy, kiedy się chce. Każdy pasażer ma obowiązek przedstawienia przed wejściem na pokład negatywnego testu na koronawirusa, który został wykonany maksymalnie 72 godziny wcześniej. W locie bierze udział maksymalnie 16 pasażerów, bo tyle foteli mieści się zgodnie z reżimem sanitarnym. Na pokładzie każdy musi być w maseczce. Czy te środki wystarczą, by zapobiec ewentualnemu zakażeniu? Nie ma pewności – w końcu choćby osoba, która wykonała test trzy dni wcześniej, wcale nie musi być zdrowa.
Inna kwestia to etyczny aspekt podróżowania w czasie pandemii.
Warto tu przywołać polskich celebrytów, którzy w marcu ubiegłego roku nawoływali, by zostać w domu, a teraz wygrzewają się na Zanzibarze. Tego typu postawa, którą można nazwać pokazową solidarnością, nie zbliża nas z pewnością do wygrania z pandemią. – Wszyscy mamy dość. Wszyscy chcemy pojechać na Hawaje i położyć się na plaży. Rozumiem, bo minął rok i ciągle słyszymy, czego nie możemy zrobić. To naprawdę nie jest czas na przewożenie ludzi. Jeśli możemy, to pozostańmy tak blisko domu, jak to tylko możliwe, w ten sposób przetrwamy tę pandemię – komentuje Kelley Lee, profesor zdrowia publicznego na Uniwersytecie Simona Frasera, która porównuje, jak różne kraje zareagowały na pandemię.
Tekst: NS