Vogue, Beyoncé, Tyler Mitchell i sprawa kilku kontrowersji
Tyler Mitchell to młody, zdolny, czarnoskóry chłopak, który swoim stylem zachwycił dwie najbardziej wymagające osoby w branży: Beyoncé i Annę Wintour. Warto nadmienić, że Mitchell został wybrany do wrześniowej sesji Vogue przez redaktor naczelną, a nie przez piosenkarkę, jak kilka dni temu podawały media.
Plotki o całkowitej kontroli Beyoncé nad sesją krążyły już przed publikacją i w końcu sam Mitchell postanowił je sprostować za pomocą wpisu na Twitterze.
Czy to oznacza, że Beyoncé jednak nie pociągała za żadne sznurki, a sesja, która powstała i która totalnie nie wpisuje się w estetykę amerykańskiego Vogue’a, jest nową, zaskakującą wizją redaktor naczelnej? Nie do końca.
Mitchell na Instagramie i w projektach, które realizował do tej pory, dał się poznać jako fotograf portretujący niemal wyłącznie Afroamerykanów. Jego zdjęcia nie skrzą się pięknem, idealną formą i perfekcyjną kompozycją.
Można odnieść wrażenie, że Mitchell pokazuje ludzi takimi, jacy są, a także prezentuje ich w dosyć nietypowych pozach i kontekstach.
Zanim ta estetyka przykuła wzrok Beyoncé, została doceniona przez jej młodszą siostrę Solange, która miała już przyjemność pracować z młodym fotografem i filmowcem. Mitchell nie wziął się więc znikąd, na okładkę Vogue’a zapracował swoją pracą i wyróżniającym się podejściem do portretu.
Praca i talent popłaciły, bo dzisiaj Mitchell może pochwalić się tytułem najmłodszego (obok Davida Bailey z 1943 roku) fotografa w historii Vogue, który miał szansę kreować okładkę tego magazynu. Irving Penn dostąpił tego zaszczytu w wieku 26 lat, a to wiele mówi nie tylko o talencie Mitchella, ale także o czasach, w jakich żyjemy. Internet i social media dają szansę każdemu.
Po drugie jest on pierwszym czarnoskórym fotografem w 126-letniej historii magazynu, który sfotografował najważniejszą w roku, wrześniową okładkę.
To rzeczywiście spore osiągnięcia jak na 23 lata życia, a Mitchell planuje już kolejne projekty. Jak sam mówi, chce robić zdjęcia, które pokażą czarnoskórą społeczność z innej perspektywy. Jakiej? Zajawkę przyszłych prac można zobaczyć na Instagramie fotografa, na którym artysta kreuje własny sposób ukazywania ciała i sylwetki czarnoskórych modeli.
Wybór Mitchella na fotografa nie był jednak jedyną małą kontrowersją związaną z ostatnim numerem amerykańskiego Vogue’a. Zaraz po ukazaniu się zdjęcia okładkowego Internet zawrzał, oskarżając Beyoncé, Wintour i fotografa o bezczelne kopiowanie okładki wrześniowego wydania Vogue UK, na której pojawiła się Rihanna. Powód? Kwiecisty turban, który obie artystki mają na głowie. Chociaż sesje różnią się całkowicie i estetyką, i stylistyką, a oba numery były drukowane niemal w tym samym czasie, co wyklucza wzajemne inspiracje, amerykańska okładka wizerunkowo sporo straciła na tym, że ukazała się kilka dni po wydaniu brytyjskim.
Wizerunek tego wydania cierpi także w jeszcze jednym, chyba w tym wszystkim najistotniejszym punkcie. Chociaż Beyoncé ostatecznie nie postawiła Wintour przed faktem dokonanym w kwestii wyboru fotografa, nie ulega wątpliwości, że miała spory wpływ na kształt i cenzurę drukowanego materiału, który ukazał się przy okazji sesji.
Beyoncé słynie z ogromnego dystansu do udzielania wywiadów, który wynika z wielokrotnego rozczarowania tym, co po miłej rozmowie z dziennikarzem ukazało się w prasie. Biorąc pod uwagę jej status, pozycję i wpływy, nie powinno dziwić, że artystka bardzo ostrożnie podchodzi do treści publikowanych za jej zgodą. Latami pracowała na to, aby wywalczyć sobie zawodowe i prywatne życie, którym cieszy się obecnie, niepotrzebne są więc jej kolejne plotki i sprostowania słów, których nie wypowiedziała.
Niepokojący jest jednak fakt, że w wyniku precyzyjnej kontroli nad własnym wizerunkiem, cierpi autentyczność i niezależność prasy. Cenzura w prasie nie jest niczym nowym, jednak oddanie całkowitej kontroli nad tym, co zostaje wydrukowane, a co z pewnością idzie do kosza, zaprzecza istocie prasy w ogóle. Kiedyś pracą dziennikarza było umiejętne rozszyfrowanie rozmówcy i zadawanie mu takich pytań, aby prędzej czy później uzyskać odpowiedź na te najtrudniejsze z nich. Chociaż Beyoncé napisała dla Vogue felieton, zamiast udzielić wywiadu, sama zadecydowała o tym, co ukaże się w najpopularniejszym amerykańskim magazynie dla kobiet. I chociaż powiedziała sporo o swoim prywatnym życiu, brakuje tu poczucia, że odkryła przed nami coś, czego sama nie planowała odkrywać. A kiedy publikacja drukowana jest całkowicie pod dyktando rozmówcy, praca dziennikarza i rola prasy staje pod wielkim znakiem zapytania.
Bez względu na kontrowersje, które krążą wokół ostatniego wydania Vogue’a, sesję i felieton jej towarzyszący można zaliczyć jako sukces dla wszystkich stron.
Vogue uzyskał ekskluzywną wypowiedź artystki, a Beyoncé pokazała się niemal całkowicie sauté w nietypowej, ale bardzo klimatycznej sesji w najbardziej prestiżowym numerze w roku.
Odkryła także część prywatnych tajemnic i sprostowała to, co wymagało sprostowania. Najwięcej jednak na tej współpracy ugrał bez wątpienia Mitchell, który pokazał się jako młody, niekonwencjonalny artysta z wielkim potencjałem na przyszłość.
Tekst: MW