Billboardy, plakaty i ulotki są wszędzie. Jak wpływają na nas reklamy?

Atakujące nas zewsząd reklamy to problem ogolnoświatowy oraz również pewnego rodzaju znak naszych czasów. Możemy się z tym pogodzić i nauczyć się pewne treści wydzielać, inne ignorować. Jednak w niektórych miastach na świecie ludzie zaczynają się gromadzić i protestują przeciw takiemu „wizualnemu zanieczyszczeniu”. W Bristolu powstał ruch antyreklamowy Adblock Bristol zrzeszający psychologów, ekologów, artystów i aktywistów, którzy działają w przestrzeni publicznej. Grupa walczy o to, aby wolne przestrzenie nie były świątyniami konsumpcji, a miejscem, gdzie eksponowana jest sztuka. Do tej pory wpłynęła na zlikwidowanie 75 billboardów. Najskuteczniejszym argumentem było to, że reklamy przy ulicach rozpraszają kierowców. Członkowie ruchu Adblock Bristol zauważyli, że ludzie o niższych zarobkach są bardziej bombardowani reklamami. Te kierowane do nich przedstawiają również bardziej szkodliwe produkty.
Największym problemem okazują się być billboardy czy plakaty z tzw. śmieciowym jedzeniem.
Jean Adams z Cambridge University potwierdza to, że reklamy działają w szczególności na dzieci. Łatwo więc manipulować tym, co będą chciały jeść, ponieważ mijane billboardy są w stanie kształtować ich gust. Zdecydowana większość reklam jedzenia przedstawia produkty niezdrowe, z wysoką zawartości soli, tłuszczu i cukru. Idąc tym tropem, w efekcie prowadzą one do niezdrowych nawyków i otyłości w społeczeństwie, co dotyczy m.in. najmłodszych. Billboardy czy plakaty wzmacniają późniejszy odbiór reklam takiego jedzenia w telewizji czy internecie, które też są kierowane głównie do młodych. Z przeprowadzonego w Stanach Zjednoczonych badania wynika, że ilość reklam w biedniejszych częściach miast często jest od dwóch do czterech razy większa niż w bogatszych dzielnicach. Jednym z oczywistych powodów jest to, że powierzchnia reklamowa jest tam tańsza. Jednak billboardy przedstawiające m.in. fast foody celowo umieszczane są w tych obszarach. Z kolei w angielskim Newcastle, które jest miastem średniozamożnym, policzono, że 20 proc. reklam zewnętrznych przedstawia jedzenie. Najczęściej jest to KFC. Takie produkty są tanie, ogólnodostępne i powszechnie uważane za smaczne. Nie dziwi więc, że reklamodawcy celują w mniej zamożne obszary miejskie. Wiedząc, jakie konsekwencje ciągną za sobą wszechobecne reklamy niezdrowego jedzenia, możemy mówić o pewnej niesprawiedliwości. Dlaczego to mieszkańcy biedniejszych części miasta mają być tym obarczani?

W Polsce nie odczuwamy kolejnej „niesprawiedliwości” dotyczącej lokalizacji reklam zewnętrznych. Jednak staje się ona coraz bardziej zauważalnym problemem w Anglii czy Stanach Zjednoczonych. W tych krajach więcej billboardów występuje również na obszarach, w których mieszkają przedstawiciele mniejszości rasowych (dotyczy to np. czarnoskórych mieszkańców Nowego Jorku). Sonya Grier z American University w Waszyngtonie stwierdziła, że w bogatych „białych” dzielnicach amerykańskich miast nie ma reklam zewnętrznych. Ich mieszkańcy są w pewnym sensie chronieni przed reklamami (czy innymi działaniami marketingowymi) przedstawiającymi produkty, które prowadzą np. do otyłości.
W kilku miejscach na świecie władze miast zauważyły zagrożenia płynące z nadmiaru reklam zewnętrznych w przestrzeni publicznej.
W ubiegłym roku w Londynie zakazano umieszczania reklam śmieciowego jedzenia w środkach transportu publicznego. Bezpośrednim powodem było ograniczenie otyłości u dzieci. W Sao Paulo ograniczono ilość billboardów – nie tylko tych reklamujących niezdrowe jedzenie, ale wszystkich. Celem była walka z „wizualnym zanieczyszczeniem”. Również w Indiach kilka miast zakazało umieszczania reklam zewnętrznych w konkretnych przestrzeniach, gdzie naruszałyby one bezpieczeństwo mieszkańców i popsułyby swoim wyglądem krajobraz. Czy więc czeka nas przyszłość bez reklam fast foodów? Wielu specjalistów i badaczy zdrowia publicznego twierdzi niestety, że walka z reklamami niezdrowego jedzenia może okazać się o wiele trudniejsza niż zakazanie reklam papierosów.
Tekst: Marta Zinkiewicz