Bogaci Amerykanie kontra koronawirus. Bunkry, odludzie i prywatne samoloty
![Bogaci Amerykanie kontra koronawirus. Bunkry, odludzie i prywatne samoloty .get_the_title().](https://www.f5.pl/wp-content/uploads/2020/03/0_vivosxpointbunker207.jpg)
Dystansowanie społeczne to bardzo istotny czynnik, który pomoże ograniczyć rozprzestrzenianie się koronawirusa. Jednak siedząc kolejny dzień w tym samym pokoju, możemy z łatwością pozazdrościć nie tylko tym, którzy mają do swej dyspozycji ogromne rezydencje, ale też posiadaczom domów z ogrodem. Bycie bogatym wiąże sięz szeregiem przywilejów, które w przypadku pandemii widać jak na dłoni. W Stanach Zjednoczonych znacząco wzrosło ostatnio zapotrzebowanie na prywatne odrzutowce.
Firmy, które zajmują się ich wynajmem, odnotowały ogromny wzrost zainteresowania – w przypadku Jettly chętnych jest aż dwa razy więcej niż zwykle.
Do tego są oni gotowi zapłacić więcej – nawet 10-15 tys. dolarów za godzinę, podczas gdy dotychczasowy koszt godzinnego wynajmu wynosił ok. 5 tys. dolarów. – Dużo zleceń to takie w rodzaju „chcę zabrać swoje dzieci ze szkoły do domu” albo „mam starszych rodziców w Nowym Jorku i dom w miejscu, gdzie jest cieplej, chciałbym ich tam zabrać jak najszybciej”. Wielu ludzi chce przemieszczać się do miejsc, w których – jak sądzą – będzie lepiej – mówi w rozmowie z „Motherboard” Daniel Hirschhorn z Luxury Aircraft Solution.
![](https://www.f5.pl/wp-content/uploads/2020/03/Vivos_xPoint_Greatroom_2.jpg)
A gdzie może być lepiej? Na przykład w luksusowym domu na odludziu, gdzie nie dosięgną nas cudze zarazki. Jak podaje „Guardian”, popularnym miejscem wśród miliarderów z Doliny Krzemowej jest Nowa Zelandia. Nic dziwnego – tamta część świata wydawała się bezpieczniejsza co najmniej od czasów powieści Nevila Shute’a „Ostatni brzeg”. W powieści, w wyniku wojny nuklearnej, Australia stała się jedynym miejscem na Ziemi, gdzie w dalszym ciągu istniało życie – ostatnie pożary z pewnością obniżyły jej rating wśród osób szykujących się na wypadek apokalipsy, a więc Nowa Zelandia wydaje się absolutnie naturalnym wyborem.
Poza tym w grę wchodzą oczywiście wszystkie odosobnione miejsca – góry, lasy i wszelkie mało zaludnione tereny.
Są też bunkry – pisaliśmy już kiedyś o tym, że amerykańscy miliarderzy je uwielbiają. Ci, którzy nie zdążyli wybudować własnych, mogą kupić apartament w dzielonym schronie. Popularnością cieszą się oferta firmy Vivos Group. W środku jednego z jej bunkrów, który znajduje się w Kansas, zmieści się 75 osób, a oprócz nich biblioteka, bar, kino, ściana do wspinaczki i oczywiście w pełni przeszkolona obsługa. Koszt luksusowego apartamentu to od 1,5 do 4,5 mln dolarów.
![](https://www.f5.pl/wp-content/uploads/2020/03/Vivos_Indiana_Dining_Area.jpg)
Powyższe przypadki należą raczej do kategorii „kto bogatemu zabroni”. Problem pojawia się jednak, kiedy okazuje się, że to bogaci i sławni Amerykanie mają większe szanse na to, by zrobić test na zakażenie koronawirusem.
Podczas gdy zwykli obywatele Stanów mają utrudniony dostęp do testów, część bogatych i sławnych robi je nawet wtedy, gdy nie wykazuje żadnych symptomów koronawirusa – donosi „New York Times”.
Gwiazdy chwalą się na Instagramie wynikami tak jakby był to nowy trend. Wykupują maseczki, choć wciąż ich brakuje, organizują sobie prywatną opiekę lekarską i nabywają respiratory – tak na wszelki wypadek. Jako że koronawirus atakuje płuca, respiratory są obecnie niezwykle potrzebne w szpitalach. Sprzętu brakuje, a firmy nie nadążają z produkcją. Na szczęście nie zawsze klienci indywidualni mogą liczyć na zakup deficytowego sprzętu – firma Ventec, produkująca przenośne respiratory, do obsługi których potrzebna jest tylko jedna osoba, zadeklarowała na przykład, że nie będzie realizować takich zamówień. W sytuacji pandemii kolejny raz potwierdza się to, co wiemy już od dawna – znaczna część bogatych żyje w zupełnie innym świecie niż nasz.
Zdjęcia: Vivos Shelters
Tekst: NS