Każdy zatrudniony na etat nie może doczekać się piątku. Dni mijają jednak zbyt wolno, a kolejne godziny wydają się dłużyć jak makaron. Skandynawowie wpadli na genialny pomysł mający usprawnić pracę urzędników i zwiększyć zadowolenie petentów.

Jeden z urzędów w duńskiej gminie Odsherred (region Zelandia) postanowił na 3 lata wprowadzić 35-godziny tydzień pracy.

Dotyczyć to będzie ok. 300 pracowników (przynajmniej na początku). Tydzień pracujący będzie rozpoczynał się w poniedziałek i kończył w czwartek. Jednak pomysł tylko na pierwszy rzut oka wydaje się być korzystny dla pracowników. Nie jest tak różowo, jak mogłoby się wydawać. Gmina zastanawia się, czy nie uruchomić innych, dodatkowych kanałów komunikacji z pracownikami poza wyznaczonymi godzinami pracy. Wówczas potencjalny interesant mógłby zadzwonić do urzędnika zarówno przed, jak i po jego godzinach pracy.

Dlaczego w ogóle zrodził się taki pomysł? Nie jest chyba zaskoczeniem, że krótszy czas pracy pozwala na lepszą koncentrację i tym samym zwiększa wydajność. Pracownicy bardziej się angażują, na czym firma tylko zyskuje. Według ankiet skrócenie czasu pracy wpływa pozytywnie na nastawienie, a co więcej sprawia, że pracownicy są mniej narażeni na konfliktowe sytuacje.

Badania pokazały, że największymi pracusiami na świecie nie są wcale Japończycy, a Brytyjczycy i Amerykanie.

Niestety do niechlubnego rankingu zalicza się również Polska. Teoretycznie kodeks pracy mówi o 40 godzinach tygodniowo, jednak statystyki mówią o sumie 41,1 godzin. Długi czas w pracy wpływa negatywnie na emocje, w organizmie dochodzi do produkcji zbyt wysokiego poziomu kortyzolu (hormonu stresu), co z kolei, w dłuższej perspektywie, upośledza układ odpornościowy – w efekcie coraz więcej Polaków chodzi na L4, a firma i państwo tylko na tym traci. Według portalu money.pl ponad połowa Polaków opowiada się za skróceniem czasu pracy do 7 godzin dziennie. Niestety, wygląda na to, że pozostanie to nadal w sferze marzeń.

Tekst: PKW