Döstädning, czyli „death cleaning”. Wbrew swojej nazwie ma pomóc w celebracji życia
Świat opanował minimalizm – we wnętrzach, garderobie, generalnie w ilości rzeczy, które posiadamy. Wcześniej była to była głównie moda, opierająca się na względach estetycznych czy chęci inwestowania w wyższą jakość. Teraz doszła jeszcze kwestia proekologicznego podejścia, które nawołuje do ograniczenia konsumpcjonizmu.
Problem w tym, że zanim zdążyliśmy zrozumieć pewne rzeczy, zmienić swoje podejście do zakupów i potrzeby posiadania, każdy najmniejszy kąt naszych mieszkań zdążył się zapełnić, a szafy się ledwo się domykają.
Jak odgruzować tę przestrzeń, a tym samym swoje życie? Szwedzi zalecają döstädning, czyli „death cleaning”.
„Death cleaning”, czyli „porządki przed śmiercią” – to może brzmieć nieco odstraszająco. Szwecja zajęła jednak w 2019 roku 7 miejsce w rankingu najszczęśliwszych krajów świata w raporcie specjalnym ONZ. Niemożliwe więc jest, żeby panowała tam grobowa atmosfera, a jej mieszkańcy odliczali dni do swojej śmierci i skupiali się na przygotowaniach do trumny. Choć faktem jest, że w ideę „death cleaning” mocno wpisane jest przesłanie memento mori.
Opiera się ona na założeniu, żeby tak ogarnąć swoją przestrzeń i dobytek, aby po naszej śmierci rodzina i bliscy nie zostali z dużym problemem, co z tym zrobić i jak w ogóle się do tego zabrać.
Jaki więc ma to związek z celebracją życia, o której pisze Margareta Magnusson w swojej książce „Gentle Art of Swedish Death Cleaning”? Takie porządki mają podnieść jego jakość i zapewnić nam spokój ducha. Sprawić, że odzyskamy kontrolę nad naszym mieszkaniem, a mając pełną świadomość tego, co posiadamy, będziemy mogli bardziej się z tego cieszyć i lepiej i częściej użytkować. Magnusson nie straszy nas czarnymi scenariuszami, które przypominałyby o kruchości życia, wręcz przeciwnie – autorka sugeruje, żeby wizualizować sobie długie i szczęśliwe życie.
Nie chcielibyśmy pewnie już jako staruszkowie siedzieć w zagraconym mieszkaniu. Nie chcielibyśmy też, żeby takie po nas zastało i to nasi bliscy, w żałobie, musieli decydować, co wyrzucić, co zostawić, co podać dalej.
„Death cleaning” namawia, żeby zrobić takie porządki jak najszybciej. Nie muszą być one radykalne i z nastawieniem, że ogarniemy temat w jeden weekend. Na początku na pewno będzie z tym dużo pracy, ale docelowo chodzi o wyrobienie pewnego nawyku. Dzięki niemu mamy nabyć pewnej łatwości w pozbywaniu się rzeczy, które, gdy się nad tym głębiej zastanowimy, już nie będą nam służyć i tak naprawdę nie mają większej wartości (np. przeczytana książka czy 10 nadprogramowych kubków w naszej szafce). A co z rzeczami, które mają dla nas wartość sentymentalną, jak np. pocztówka od przyjaciółki czy bilet z koncertu ulubionego zespołu? Ciężko oczekiwać, że dla kogoś innego będą miały one takie samo znaczenie. Są dla nas póki co są ważną i miłą pamiątką, nie musimy się więc ich pozbywać, ale możemy je włożyć do specjalnego pudełka, do którego dołączymy nawet małą instrukcję, żeby po naszej śmierci wyrzucić to wszystko bez mrugnięcia okiem i poczucia profanacji naszych skarbów.
Wszelkie inne rzeczy, których chcemy się pozbyć, według filozofii „death cleaningu” najlepiej oddać rodzinie i przyjaciołom. Jeśli będą je chcieli, to na pewno się ucieszą, a jeśli nie – to już teraz zastanówmy się, co z nimi zrobić, żeby potem nie wylądowały w ich rękach. Oczywiście nie oznacza to, że z każdą rzeczą mamy się zgłaszać do kogoś z rodziny. Trzeba zadać sobie najpierw pytania: „Czy komukolwiek to się przyda? Czy ktokolwiek będzie miał pożytek z tego, że to posiadam?”. Ciekawym aspektem „death cleaningu” są też „porządki digitalowe”.
Oznacza to, że powinniśmy mieć spisane hasła do wszystkich kont, portali, sklepów internetowych, z których korzystamy, bo dobrze by było, żeby po naszej śmierci zniknęły stamtąd nasze dane, wszelkie inne informacje o nas oraz nasze pliki.
Tylko dużo tego, prawda? I to właśnie ma nas skłonić do refleksji, czy przypadkiem nie warto zrobić „digital cleaningu” od razu, czyli pozamykać wszystkie niepotrzebne konta, poprzenosić pliki na twarde dyski – przy okazji oceniając, które są nam potrzebne.
Zdaniem wyznawców döstädningu to wszystko warto zrobić już teraz.
Efektem takich porządków będzie uporządkowana przestrzeń, poczucie, że nie otaczają nas przypadkowe przedmioty i nie przytłaczają nas one swoją ilością.
„Death cleaning” ma przynieść poczucie ulgi i samozadowolenia. I dać nam czas i przestrzeń na celebrację życia.
Zdjęcie główne: „Mrs. Doubtfire”
Tekst: KD