Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

E-learning a koronawirus – czy w wyniku pandemii rozkwit edukacji online okaże się długofalowym trendem?

W trakcie kwarantanny oficjalne nauczanie przeniosło się do internetu. Czy po jej upływie choć częściowo tam zostanie?
.get_the_title().

Na całym świecie edukacja przenosi się z gwarnych szkół do internetu. W Northshore School District w Stanach Zjednoczonych nauczyciele współpracują z uczniami przy wykorzystaniu takich programów jak Google Classroom, Google Docs, Zoom, i-Ready, Noodle Tools, NoRedInk, FlipGrid czy Seesaw. Z analogicznym wyzwaniem zmagają się również placówki na Starym Kontynencie, w tym oczywiście w Polsce. W jaki sposób uczyć w tej zupełnie nowej formule, zachować ciągłość programową i sprawić, by dzieci i młodzież w tym wszystkim się połapały? I przede wszystkim – jak długo tak naprawdę ten stan potrwa i czy aby na pewno (jak póki co ogłoszono w Polsce) tylko do 25 marca? Skupmy się na naszym kraju.

Mimo wielu formalnych niejasności i (zazwyczaj) dużej dowolności pozostawionej nauczycielom w zakresie tego jak realizować program, okazuje się, że w większości przypadków w Polsce dominują trzy podejścia – wykorzystanie platform e-learningowych, komunikacja przez media społecznościowe oraz przygotowywanie dla uczniów zawczasu materiałów zdalnych.

Póki co plan roku szkolnego – w tym kluczowych egzaminów – pozostał niezmieniony, w związku z tym proces zdobywania wiedzy i lekcje odbywać się muszą. Choć oczywiście ze strony różnych podmiotów pojawiają się zalecenia, jak ten proces usprawnić. Oto lista źródeł rekomendowanych do wykorzystywania przez Ministerstwo Edukacji Narodowej, z portalem epodreczniki.pl na czele:

fot. gov.pl

Dobry obraz praktycznego wymiaru sytuacji daje wypowiedź najlepszego nauczyciela 2018 roku, pana Przemysława Staronia, dla portalu prawo.pl:

Za pośrednictwem dziennika elektronicznego przekazaliśmy uczniom informację, że nauczyciele będą się z nimi kontaktować i zlecać przeczytanie materiału lub zrobienie określonych zadań. Ja ze swoimi klasami skontaktowałem się na naszej facebookowej grupie i napisałem im, co mogą edukacyjnego zrobić w czasie, gdy zajęcia są zawieszone. Nic nie zastąpi relacji ucznia z nauczycielem i kontakt na żywo jest najlepszy, ale taką relację można budować nie tylko poprzez bezpośrednie spotkania. Jeżeli są one niemożliwe, choćby dlatego, że nauczyciel zachorował albo odwołano zajęcia, to ogromne możliwości dają przede wszystkim social media. Nie mogę prowadzić zajęć, to robię wtedy live na Facebooku, nieustannie mogę się kontaktować poprzez Messengera, kiedyś z powodzeniem wykorzystywałem też Snapchata. Podstawowe narzędzia, jakie oferują media społecznościowe, to jest po prostu bajka! A mamy oprócz tego wiele specjalistycznych metod i zasobów – wśród nich choćby Khan Academy czy narzędzia publikowane przez otwartezasoby.pl – mówi Staroń.

Oczywiście edukacja online to niezwykle prężnie działający sektor, do tej pory zagospodarowany przez działalność prywatną – zwłaszcza szkoły i korepetytorów – oraz przeróżne specjalistyczne platformy, często bazujące na grywalizacji. W większości przypadków była to jednak działalność uzupełniająca wobec oficjalnych, zestandaryzowanych form nauczania.

W dobie tego gwałtownego przejścia do sieci z nauczaniem sformalizowanym warto więc zadać sobie pytanie, czy w przypadku możliwie sprawnego opanowania pandemii (czego sobie i wszystkim życzymy) system edukacyjny dotkną jakieś istotne zmiany.

Żyjemy przecież w czasach, w których przykładowo 75 proc. czasu lekcji realizowanych w szkole, zaś 25 proc. z domu mogłoby być ciekawym sposobem na zapewnienie nauczycielom i uczniom odrobiny oddechu w intensywnym programie. Analogicznie sprawa ma się w kontekście uczelni wyższych, co mogłoby przecież być znakomitym rozwiązaniem dla osób łączących naukę z pracą. Myślicie że takie niespodziewane i nieco rewolucyjne następstwo epidemii jest w dłuższej perspektywie prawdopodobne?

Tekst: WM

FUTOPIA