Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Gdzie jest miejsce Europy w dwubiegunowym świecie między USA i Chinami?

Porozumienie AUKUS stawia pod znakiem zapytania rolę Unii Europejskiej jako zbioru osobnych państw i kolejny raz udowadnia, że największym problemem Europy jest jej niewystarczające zjednoczenie.

Konflikt pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Chinami jest sporem definiującym epokę. Pytanie brzmi, czy pomiędzy tymi dwoma mocarstwami znajdzie się w ogóle miejsce dla Europy. Będzie ona musiała opowiedzieć się za którąś ze stron, a to, wbrew pozorom, nie jest wcale takie proste – przede wszystkim dlatego, że Stany Zjednoczone, poprzez nawiązanie porozumienia AUKUS, pokazują, że UE nie ma dla nich wielkiego znaczenia w tym sporze.

Zacznijmy więc od krótkiego wyjaśnienia, czym jest AUKUS. W ramach tego porozumienia Australia, Wielka Brytania oraz Stany Zjednoczone nawiążą współpracę w związku z zabezpieczeniem regionu Indopacyfiku. Między krajami rozpoczną się rozmowy dyplomatyczne oraz konsultacje dotyczące wymiany technologicznej, głównie w kwestii cyberbezpieczeństwa.

Najważniejszym wątkiem AUKUS jest jednak zakup przez Australię amerykańskich łodzi podwodnych z napędem jądrowym. W konsekwencji Australia anulowała wart dziesiątki miliardów dolarów kontrakt podpisany w 2016 roku z Francją na okręty podwodne z napędem spalinowo-elektrycznym.

Francja jest wściekła. Jean-Yves Le Drian, minister spraw zagranicznych, nazwał to ‘sztyletem wbitym w plecy’, a 17 września prezydent Emmanuel Macron wycofał ambasadorów Francji z Waszyngtonu i Canberry (choć nie z Londynu).

Gwoli ścisłości, musimy tu zaznaczyć, że Francja opóźniała wykonanie kontraktu, zwiększała ceny i oferowała gorszą technologię niż USA. Biorąc pod uwagę, że dla Australii posiadanie silnej marynarki w tym regionie jest kluczowe, ocenianie AUKUS jako celowe ośmieszenie Francuzów byłoby nietrafne. Francja jest raczej ofiarą swojej opieszałości, a Europa – swojego niejasnego stanowiska wobec Chin, do czego USA nie ma już cierpliwości. Skutki są takie, że Stany bez wyrzutów sumienia przyjmują strategię unilateralną, skupiają się na sobie i swoich konfliktach. Przykładem tego jest również nieudane wyjście z Afganistanu – była to operacja NATO, lecz sojusznicy nie mieli przy niej nic do gadania.

Hanns W. Maull, starszy członek w Mercator Institute for China Studies, twierdzi, że tylko jeśli Unia Europejska zostałaby potraktowana przez Waszyngton i Pekin poważnie, dałaby szansę na zmodyfikowanie i przekształcenie dwubiegunowego porządku światowego w pluralistyczny i prawdziwie wielostronny, a nie hierarchiczny i spolaryzowany. W tym celu Unia musi liczyć się na arenie międzynarodowej i wpływać na stosunki między mocarstwami.

Image

Hanns W. Maull

Starszy członek w Mercator Institute for China Studies

Obecnie światowa polityka znajduje się na rozdrożu, a ścieżki prowadzą w trzech różnych możliwych kierunkach: dwubiegunowość twardniejąca w nową zimną wojnę, nowy moment jednobiegunowy lub nowy, pluralistyczny porządek wielostronny, w którym liberalne demokracje mogą dalej prosperować.

USA ma problem z zaufaniem Unii w związku z jej coraz silniejszymi powiązaniami z Chinami.

Umowa inwestycyjna między Brukselą a Pekinem

W zeszłym roku Chiny zastąpiły USA jako największy partner handlowy UE. Kompleksowa Umowa Inwestycyjna (CAI) została zawarta w ostatnich dniach grudnia, a zatem przed objęciem urzędu przez administrację Bidena. W Europie CAI była szeroko krytykowana, głównie ze względu na niedociągnięcia geopolityczne: Pekin twierdził, że jest to dowód na to, że Unia Europejska jest partnerem Chin, kwestionując w ten sposób wysiłki na rzecz budowy koalicji transatlantyckiej przeciwko Państwu Środka. Jak można scharakteryzować wyniki Europy w kontekście CAI? Najprościej mówiąc, UE chce mieć ciastko i zjeść ciastko. Z jednej strony Pekin zamierza poczynić ustępstwa wobec europejskich interesów handlowych w niektórych sektorach przemysłu i usług w Chinach, a z drugiej UE tworzy zestaw narzędzi przeciwko chińskim praktykom merkantylistycznym w Europie, takim jak kontrola inwestycji i regulacje mające na celu nieuczciwą przewagę przedsiębiorstw państwowych. Dzięki temu Europa ma nadzieję uzyskać wpływ na politykę gospodarczą i rozliczać Chiny według swoich wolnorynkowych i demokratycznych deklaracji. CAI i jednostronny zestaw narzędzi UE mają zapewnić podstawy dla szerszej europejskiej strategii wobec Chin, która odzwierciedla złożoność relacji łączących aspekty współpracy, konkurencji i systemowej rywalizacji. Tak jest przynajmniej w teorii – w praktyce Unia nie ma faktycznych i skutecznych narzędzi do egzekwowania zawartych w CAI wymagań dotyczących np. ograniczenia emisji CO2 i praktyk niewolnictwa pracowniczego w Chinach. Opiera się na dobrej woli Chińczyków.

Niemcy wiodą prym w handlu z Chinami: odpowiadają za prawie połowę eksportu UE do Chin, ale tylko 31 procent eksportu UE do USA. W Chinach działa około 5,2 tys. niemieckich firm, z których wiele to liderzy w swoich branżach, a oba kraje są połączone gęstą siecią łańcuchów dostaw. Porozumienie zostało zresztą przeforsowane przez Niemcy, które w tym czasie sprawowały rotacyjne przewodnictwo w UE. Ustępująca kanclerz określiła stosunki europejskie z Chinami jako jedną z kluczowych ambicji niemieckiej prezydencji w UE w drugiej połowie 2020 roku. Jednak wówczas we wrześniu zeszłego roku Xi Jinping wstrzymał negocjacje. Dopiero po klęsce Donalda Trumpa i perspektywie administracji Bidena Pekin pospieszył z ustępstwami i w ten sposób skłonił Europejczyków do porozumienia. Współpraca gospodarcza z Chinami mogła być powodem, dlaczego USA zignorowały swoich europejskich sojuszników i nie ufają im ze swoimi tajemnicami technologicznymi w zakresie zbrojeniowym, które byłyby przedmiotem wymiany w ramach porozumienia typu AUKUS. Choć nieco przypadkowy i niezależny od Londynu, jest to sukces Borisa Johnsona i po-brexitowej Wielkiej Brytanii, która stała się dla USA ważniejsza niż UE.

Photo by Road Trip with Raj on Unsplash

Wybór między Chinami a USA jest w rzeczywistości dość prosty – to Chiny stanowić będą w przyszłości zagrożenie.

Europejski Indopacyfik

Indopacyfik to region obejmujący Indie, Chiny, Japonię, Azję Południowo-Wschodnią i Australię. Pekin twierdzi, że większość międzynarodowych wód morskich na morzu Południowochińskim, znajdującym się w obrębie Indopacyfiku, to terytorium Chin, co powoduje niepokój w związku ze znajdującymi się tam szlakami morskimi.

Region Indopacyfiku zyskuje coraz większe znaczenie strategiczne dla UE. Rosnące znaczenie gospodarcze, demograficzne i polityczne regionu sprawia, że jest on kluczowym elementem w kwestii kształtowania ładu międzynarodowego. UE i Indopacyfik są ze sobą ściśle powiązane – UE jest już czołowym inwestorem, wiodącym partnerem we współpracy rozwojowej i jednym z największych partnerów handlowych w regionie Indopacyfiku. Razem te dwa regiony odpowiadają za ponad 70 proc. światowego handlu towarami i usługami, a także ponad 60 proc. bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Jednak obecna dynamika w regionie Indopacyfiku doprowadziła do intensywnej konkurencji geopolitycznej, zwiększając napięcia w handlu i łańcuchach dostaw, a także w obszarach technologicznych, politycznych i bezpieczeństwa. To jest powód, dla którego UE zdecydowała się zwiększyć swoje strategiczne zaangażowanie w tym regionie. Będzie ono polegało w znacznym stopniu na wprowadzeniu na te wody marynarki krajów członkowskich. W tych okolicach swoje ziemie mają Francuzi – przede wszystkim Nową Kaledonię oraz Polinezję Francuską.

Mimo że UE teoretycznie ma pewne nadzieje w związku z wpływem na władze chińskie poprzez CAI, zarazem stara się zabezpieczyć przed chińską marynarką w obszarze Indopacyfiku. To część unijnej strategii bilateralnej – z jednej strony współpraca z Chinami ze wzniosłymi celami na papierze, z drugiej strach przed ich agresywnymi działaniami na Morzu Południowochińskim, co wskazuje na chęć sojuszu z siłami obawiającymi się Chin w tym regionie – głównie z Australią. Josep Borrell, wysoki przedstawiciel Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa, przekonuje jednak, że UE ma na celu bezpieczną kooperację w regionie, nie konfrontację z Chinami.

Photo by Stiven Sanchez on Unsplash

Problemem Europy jest to, że nie jest wystarczająco zjednoczona.

Nie da się zjeść ciastko i mieć ciastko

Europejscy liderzy widzą, że Amerykanie stają w konfrontacji z Chinami. Europa jednak nie może sobie na taki konflikt pozwolić. Jest obecnie uzależniona od handlu z Chinami, a jednocześnie stała się bardziej nieufna wobec USA po czterech ciężkich latach Donalda Trumpa. Biden, poprzez bolesną ewakuację z Afganistanu i zawiązanie w tajemnicy porozumienia AUKUS, wskazuje, że będzie kontynuował trumpowską politykę ‘America First’. Prezydent USA przyjmuje bardzo agresywne stanowisko wobec Pekinu – uznał ludobójstwo Ujgurów, utrzymał cła na chińskie towary w wysokości 350 mld dolarów i skrytykował działania wobec Hongkongu oraz Tajwanu. Europa w tych kwestiach wcale nie zostaje daleko w tyle – kraje G7 wezwały Chiny do poszanowania praw człowieka, UE dołączyło się do sankcji w związku w ludobójstwem Ujgurów, a statki wojskowe Wielkiej Brytanii przepłynęły przez Morze Południowochińskie wbrew protestom chińskim. Nie da się jednak zauważyć, że nie widać tu jednoznacznego, unijnego planu działania wobec Chin – kraje Unii wolą zachowywać zniuansowaną politykę międzynarodową, głównie z powodu słabnącego zaufania do Waszyngtonu. Macron ostrzegł w lutym, że sprzymierzanie się przeciwko Chinom przyniesie efekt 'kontrproduktywny’, dodając, że Francja ani nie będzie ‘wasalem Chin’, ani nie będzie sprzymierzona ze Stanami Zjednoczonymi w strategii wobec Azji. Gdy Biden spotkał się w lipcu z Angelą Merkel, powiedział, że Chiny pracują nad ‘podkopywaniem wolnych i otwartych społeczeństw’, jednak pierwszą wzmianką Merkel o Chinach było podkreślenie potrzeby współpracy.

Gospodarka USA również jest głęboko powiązana z chińską. Jednak administracja Bidena zdaje się uważać, że jest ona wystarczająco duża, aby przezwyciężyć minusy związane z konfrontacją z Chinami. Kraje europejskie natomiast nie mają tego luksusu. Ponadto rząd amerykański może mówić jednym głosem w sprawach zagranicznych, a Europa składa się z bardzo wielu administracji, które mają różny stosunek do rządów Xi Jinpinga – na przykład Viktor Orbán jest blisko związany z Chinami i wykorzystał swoje weto do złagodzenia stanowiska UE wobec Chin. Problemem Unii jest więc to, że nie jest ona wystarczająco zjednoczona.

Eksperci Politico przekonują, że choć wybór między Chinami a USA jest ciężki, to właśnie Chiny mogą być w przyszłości zagrożeniem ideologicznym i militarnym dla Europy. Przez to wybór pomiędzy mocarstwami to wybór pomiędzy zyskami krótkoterminowymi a zyskami długofalowymi – nie tylko pomiędzy handlem a zasadami demokracji. Zresztą Chiny stanowią również zagrożenie gospodarcze dla Europy – nie tylko dlatego, że są zaawansowanym konkurentem w globalnej gospodarce rynkowej, ale dlatego, że polityka Pekinu ma na celu wykorzystanie i nadużycie otwartej gospodarki światowej, aby ostatecznie nad nią zdominować – celem Pekinu jest wspieranie przemysłu technologicznego i swoich najsilniejszych graczy miliardami od państwa, aby w końcu wyprzedzić zachodnich rywali. Partnerstwo z europejskimi firmami ma kluczowe znaczenie dla powodzenia chińskiej agendy – współpraca to sposób na zdobycie zaawansowanej technologii i know-how, które są potrzebne Chinom, aby dogonić, a następnie przeskoczyć świat zachodni. Raport think-tanku Fundacja Obrony Demokracji wykazał, że Chińczycy biorą na cel kluczowe sektory niemieckiej gospodarki – w tym sprzęt przemysłowy i elektronikę – w celu ich poznania. Stosunki gospodarcze Chin z Niemcami są ‘szablonem strategii KPCh, która ma zdominować gospodarkę XXI wieku i ustanowić reguły dla współczesnego świata’, stwierdza raport.

Zdjęcie: Ng Han Guan/AP

Uznawanie, że inne kraje będą traktowane tak samo jak Wielka Brytania to myślenie życzeniowe. Unia potrzebuje teraz zwrotu w drugą stronę.

Integracja czy dezintegracja?

AUKUS to marzenie każdego zwolennika Brexitu – UK potwierdza swoje ambicje jako Globalnej Brytanii, samotnie będąc równym partnerem dla amerykańskiego mocarstwa i alternatywą dla współpracy z UE. Ponadto Londyn, mimo pandemii i opuszczenia Unii, utrzymał swój status drugiego najlepszego dla biznesu miasta świata, i w rankingu GFCI wyprzedza m.in. Hongkong, Singapur, Szanghaj czy Paryż. Wielka Brytania nawiązała też umowę handlową z niemal z każdym krajem, z którym handlowała jako kraj Unii. Choć wylicza się, że wyjście z UE kosztować będzie łącznie około 2,25 proc. PKB kraju, Wielka Brytania trzyma się na powierzchni i realizuje swoją własną strategię międzynarodową. I to być może właśnie AUKUS jest tego najjaśniejszym przykładem. Choć kraje Unii, a przede wszystkim Francja, wściekłe są na ten ‘sztylet wbity w plecy’, premier Holandii, Mark Rutte, argumentuje za rozpoczęciem rozmów z Borisem Johnsonem w związku z nawiązaniem ściślejszej współpracy obronnej między UK a UE. W końcu zarówno Unia, jak i kraje AUKUS mają wspólne cele na Indopacyfiku – kontrowanie chińskiej ekspansji.

Liderzy Unii, głównie Francuzi, obawiają się jednak, że jakiekolwiek sojusze obronne nawiązane ze Stanami Zjednoczonymi są niepewne – USA odsuwa się od Europy i skupia uwagę świata na Azji, ignorując strategiczne znaczenie porozumień z takimi krajami jak Niemcy czy Francja. Nowe partnerstwo strategiczne AUKUS prawdopodobnie pobudzi pragnienie UE, by stać się wspólnotą obronną. Macron nie ma teraz innego wyjścia, jak tylko przedstawić argumenty za większą europejską strategiczną autonomią wojskową, czyli głębszą integracją krajów członkowskich. Podobnie przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen mówiła, że Europa musi zdobyć wolę polityczną do budowy i rozmieszczenia własnych sił zbrojnych, gdy ‘Ameryka nie jest tym zainteresowana’. Bez wspólnej, znaczącej armii Unia jest przede wszystkim partnerem handlowym, targowiskiem dla Chin i USA, nie liczy się jednak jako gracz w tym konflikcie i skazana jest na rolę biernego widza.

Postrzeganie UE jako wspólnoty obronnej nie jest od razu oczywiste, ponieważ bezpieczeństwo, obrona i stosunki zagraniczne w dużej mierze leżą w gestii każdego państwa członkowskiego. Niemniej jednak coraz wyraźniej widać, że państwa europejskie starają się współpracować i rozwijać wspólne praktyki w dziedzinie obronności i bezpieczeństwa, takie jak Rejestr Antyterrorystyczny (CTR), Europejskie Centrum ds. Zwalczania Terroryzmu lub zobowiązanie do przeciwdziałania nielegalnej migracji poprzez takie inicjatywy jak Plan Działania Przeciwko Przemytowi Migrantów. Istnieje również harmonizacja bezpieczeństwa granic z Fronteksem czy Unijny Mechanizm Ochrony Ludności (UMCP).

Photo by Dolapo Ayoade on Unsplash

Przeciwnicy unijnej armii zwracają uwagę na to, że w latach 90. UE utworzyła siłę szybkiego reagowania, która później zmieniła się na Grupy Bojowe Unii Europejskiej. To przykład, że próby utworzenia wspólnej europejskiej armii są skazane na niepowodzenie. Grupa teoretycznie wciąż istnieje, lecz nie ma własnych funduszy i nie została użyta.

Wciągu ostatnich kilku lat zaszły jednak pewne zmiany, które mogą wpłynąć na powstanie wspólnej armii Unii Europejskiej.

Przede wszystkim Brexit – to głównie rząd brytyjski był przeciwnikiem armii europejskiej, twierdząc, że będzie to jedynie kopia NATO, a UE powinna być inicjatywą gospodarczą, a nie obronną. Po drugie – Donald Trump i kontynuacja jego polityki przez Bidena oznaczają postępującą izolację obronną Europy. Za prezydentury Trumpa Merkel publicznie mówiła, że Unia nie może polegać na Amerykanach w kwestiach obrony. Po trzecie – kraje europejskie łączą wspólne wartości demokratyczne, liberalne i skupione na obronie praw człowieka i ludzkiej godności. Tożsamość europejska jest przyczyną istnienia takiej wspólnoty jak Unia, a europejska inicjatywa indopacyficzna jest potwierdzeniem aktualnych wspólnych interesów, które realizować można z użyciem wspólnych sił militarnych. Europejskie siły zbrojne są więc realną możliwością i sensownym rozwiązaniem, o ile zostaną zrealizowane z odpowiednim podejściem i z odpowiednio dużymi środkami.

Zdjęcie głównie: Reuters
Tekst: Miron Kądziela

FUTOPIA