Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

„Koncerty, eventy, rodzenie dzieci”. O kobiecie, która zabiera w trasę największe gwiazdy polskiego rapu

Była managerką Rycha Pei w najgorętszym dla niego okresie, a obecnie zajmuje się koncertową stroną karier czołowych polskich raperów. Poznajcie Martę Nizio, szefową agencji muzyczno-eventowej Bashesh, czyli "babskiej" firmy, która od dekady radzi sobie w zdominowanej przez mężczyzn branży i przypadkiem (bądź nie) odnosi w niej niemałe sukcesy.
.get_the_title().

Są fani rapu, którzy znają każdy szczegół, dotyczący twórczości swoich idoli i współpracujących z nimi ludzi. Kto zrobił okładkę, kto odpowiada za teledysk, z jakiego studia wyszedł gotowy zmasterowany materiał – wszystko mają w małym palcu. Jednak naprawdę nieliczni z tych hip-hopowych omnibusów orientują się, do kogo należy obowiązek utrzymania w ryzach wielu biznesowych spraw raperów.

Dobry menedżer może być nieocenioną pomocą w drodze na sam szczyt, co pokazuje przypadek Marty Nizio i jej pracy dla takich gwiazd rodzimego szołbiznesu, jak Paluch, KęKę, Kali, Słoń, Sheller.

Przez 10 lat działalności, prowadzona przez nią firma, zdołała zebrać prawdziwy gwiazdozbiór w swoim katalogu.

Gdyby chodziło o ogarnięcie jednego, no, może dwóch artystów, jeszcze dałoby się tę zadziwiającą skuteczność tłumaczyć fartem. Jednak w momencie, w którym jej podopieczni mają pełne sale i miliony wyświetleń na Youtube’ie trudno mówić o przypadku. Tym bardziej, że ta praca polega na tym, by wpływ przypadku zniwelować, jak to tylko możliwe.

Marta zaczynała od organizacji koncertów, gałąź zajmującą się managementem rozwijać zaczęła od współpracy z zespołem Wyższa Szkoła Robienia Hałasu. W tym roku, zarówno Bashesh, jak i WSRH obchodzą 10-lecie działalności. Działalności, która obu stronom pozwoliła na to, by wbić się na scenę i ugruntować swoją mocną pozycję w środowisku. Gdy Nizio nawiązywała współpracę ze Słoniem i Shellerem, ci mieli w repertuarze niewiele więcej od mikstejpu na kradzionych bitach. Dzisiaj, obaj – razem, czy osobno – współpracują z najlepszymi krajowymi producentami i wciąż w swoich niszach uchodzą za liderów (tyczy się to zwłaszcza niemal kultowego Słonia). Już samo rozkręcenie undergroundowego projektu, do rozmiarów ogólnokrajowego zjawiska w mediach społecznościowych (do dzisiaj u dziesiątek tysięcy użytkowników Facebooka w obszarze “edukacja” widnieje właśnie nazwa zespołu), musi budzić respekt, a przecież Bashesh ma swojej stajni przedstawicieli prawdziwie ekstraklasowej czołówki.

Współpracę z Paluchem rozpoczęła tuż przed wydaniem płyty “Niebo”; która otworzyła nowy rozdział w oszałamiającej karierze poznańskiego rapera, a do KęKiego zadzwoniła jeszcze przed ukazaniem się albumu „Takie Rzeczy”. Jeśli dodalibyśmy do tego Kaliego, otrzymalibyśmy skład, który spokojnie mógłby rywalizować o miano najlepszego polskiego rapowego labelu. Ale Bashesh, choć przez dekadę zdążył się rozrosnąć do rozmiarów małego przedsiębiorstwa – nie był, nie jest i pewnie nie będzie wydawnictwem. – Nigdy nie chciałam mieć wytwórni. Ja wiedziałam, że najlepiej czuje się w organizacji koncertów oraz pracy na rzecz danego artysty, a nie nad projektem jakim jest album – mówi Marta i dodaje zaraz: – Mam tyle zadań w związku z moimi obowiązkami, że dokładanie sobie kolejnych, nie skończyłoby się dobrze.

Paradoksalnie, jasny podział zadań pomiędzy raperem, a menedżerem, jest jednym z nielicznych mianowników wspólnych dla wszystkich jej relacji z podopiecznymi, tak jak wszystkich ich łączy fakt prowadzenia własnej działalności.

Choć mowa tu o gwiazdach największego formatu, żaden z raperów współpracujących z Basheshem nie jest teraz związany z dużą wytwórnią.

KęKę wydał dwie pierwsze płyty w Prosto, ale dwie kolejne pod własnym labelem, podobnie, jak robią to od lat Słoń i Paluch, Sheller wprawdzie współpracuje w kwestii dystrybucji i promocji ze Szpadyzor Records, jednak i on założył własną firmę. Nie bez wydatnej pomocy Nizio. – Z Szelką miałam taką sytuację, że przyjechałam po niego do domu i pojechaliśmy razem do ZUS-u i innych urzędów. “Dzień dobry, Sebastian chciałby założyć działalność” i po kolei, krok po kroku, załatwialiśmy wszystkie sprawy – wspomina szefowa agencji Bashesh.

Na pracę na własny rachunek Marta namawia każdego rapera, z którym nawiązuje współpracę. – Wiem, jak mi to pomogło.

Jak masz nad sobą bat i wiesz, że przychodzi 10. a ty musisz zapłacić ZUS i musisz tego pilnować, to zupełnie zmieniasz optykę i inaczej do tego podchodzisz

– tłumaczy Nizio. – Czujesz wtedy, że to jest praca, fajnie jak też zajawka, ale to jednak jest praca, z której wynikają obowiązki. Rozumiesz, że nie możesz sprzedawać ciuchów z bagażnika przez następne kilkadziesiąt lat.

Ta profesjonalizacja znajduje też zastosowanie w pracy menedżera. Właściwie to stanowi jej sedno.

Choć zajęcia to jest immanentną częścią biznesu rozrywkowego, to bliżej mu do roboty księgowego, niż gwiazdy rocka.

– Jeżeli, jako menedżer, chcesz być ważniejszy od artysty, to nie masz szans. Trzeba znać swoje miejsce, gdy stanie się coś złego trzeba brać cały syf na siebie, a jak pojawią sukcesy, to należy stanąć z tyłu. I jak ktoś nie zdaje sobie z tego sprawy, tylko myśli, że generalnie fajnie jest pokazać się z zespołami, to nie wróżę mu sukcesu – ocenia Nizio. – Podobnie, jak tym, którzy nie chcą się doszkalać. Ja też na początku byłam zielona. Wiedziałam jak zorganizować, wypromować koncert, ale o managemencie wiedziałam niewiele. Dlatego pieniądze zarobione na koncertach inwestowałam w rozwój, m.in. w studia podyplomowe, kursy i skupiłam się na tym, żeby się tego wszystkiego nauczyć, żeby znać się na swojej pracy i wiedzieć gdzie szukać tego, czego nie jestem pewna. Bo to od zawsze była praca, a nie sposób na to, by mieć więcej znajomych.

Takie – do bólu rzeczowe i konkretne – podejście zaowocowało sprawdzonym i rozwijanym przez dekadę schematem, który pozwala podopiecznym Bashesh zająć się tym, co wychodzi im najlepiej – czyli byciu raperami – z czego skwapliwie zresztą skorzystali. Ale nie tylko oni przez ostatnią dekadę się rozwijali. Z jednoosobowej działalności w, zdawałoby się, mało poważnej branży, agencja Bashesh rozwinęła się do postaci poważnej firmy. Jak mówi Nizio, tylko przypadkiem zatrudniającej same matki.

Z dziewczynami się śmiejemy, że Bashesh to milfo-przedsiębiorstwo, mamy nawet taki hasztag – nie kryje rozbawienia Marta.

Wcale się nie upierałam, by zatrudniać tylko kobiety z dziećmi, to wyszło naturalnie. Trzon firmy stanowią babki, co pokazuje, że można sobie poradzić i da się pogodzić rolę kobiety-matki z kobietą-pracującą. Nie jest to łatwe i czasem trzeba się mocno nagimnastykować, ale da się. Każdemu życzę takich pracownic jakie mam.

Kwestia pogodzenia swojej działalności obok rapowej sceny z życiem rodzinnym zyskała dla Marty niespodziewaną nową odsłonę, gdy związała się z jednym ze swoich podopiecznych, KęKę. – Poznaliśmy się z Piotrem, jak grał on support przed koncertem WSRH, tzn. nie… to nie był support, po prostu grali razem na jednej imprezie w Kruszwicy – wspomina. – Myślałam, że Piotr ma 20 lat i się śmiałam z Szelką i ze Słoniem, że może weźmiemy małolata w trasę. Nie wiedziałam kim on jest.

Potem był telefon, nawiązanie współpracy, a dalej to już historia znana szerokiemu audytorium z love songów KęKiego. Czy przy takim nagromadzeniu rapowych interesów w domu, da się zrobić od nich przerwę? – My to z Piotrem mocno rozdzielamy. On wychodzi do swojego biura, ja do swojego, nie pracujemy w domu, a przynajmniej staramy się tego nie robić – twierdzi szefowa agencji Bashesh. Umiejętność wydzielenia swojego czasu, przy prowadzeniu własnej działalności, Marta uważa zresztą za jeden z większych sukcesów ostatniej dekady. – Już nie zdarza mi się jak dawniej być dostępną 247. Co by się nie działo byłam od telefonem, sprawdzałam maile. Jak ktoś jest w pracy non stop, to nawet jakby nie wiadomo, jak tę pracę kochał, to nie może czuć się dobrze. Jeśli tego nie pilnujesz, to prędzej czy później się wypalisz. Trzeba szanować swój czas – mówi.

Wiele kobiet poczytywałoby sobie za sukces także możliwość pochwalenia się kawałkami, na ich cześć, których słuchają miliony, ale i tu objawia się twardo stąpająca natura Marty Nizio. Zapytana o jeden z numerów, które Piotr jej poświęcił odpowiada z charakterystyczną dla siebie swadą – Czasem to ja bym wolała, żeby mi więcej w „chacie” pomagał, a nie piosenki pisał.

Tekst i rozmowa: Szymon Woźniak

FUTOPIA