Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Syndrom stresu weekendowego, czyli co odbiera nam radość z weekendu

WAS, czyli weekend anxiety syndrome, to chyba jeden z największych paradoksów naszego życia. Cały tydzień w pracy czekamy na weekend, żeby potem dać się zjeść z jego powodu stresowi i przygnębieniu.
.get_the_title().

Cotygodniowa scenka: wsiadasz w poniedziałek rano do firmowej windy, a tam koleżanka lub kolega zagaduje o to, jak ci minął weekend. ’Za krótki był’ – odpowiadasz zdawkowo, ale to stwierdzenie spotyka się z pełnym zrozumieniem i wraz z rozmówcą ciężko wzdychacie. Być może oboje macie w tym momencie flashbacki z minionego weekendu, który już nie po raz pierwszy aktywował w was syndrom stresu weekendowego. – WAS to lęk i niepokój, który odczuwamy w związku z weekendem. Bierze się z powtarzającego się poczucia porażki, powodowanego ciągłym myśleniem o tym, że nie robimy podczas fajrantu tego, co chcemy lub powinniśmy – tłumaczy psycholożka kliniczna Catherine Madigan.

Choć brzmi to trochę jak problem pierwszego świata, to dodatkowa dawka stresu, zwłaszcza w czasie przeznaczonym na regenerację i chillout, nie służy naszemu zdrowiu psychicznemu.

Nawet jeśli WAS sam w sobie nie musi mieć długofalowych, poważnych skutków, to może się okazać przysłowiowym gwoździem do trumny.

Tymczasem wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, że coś takiego istnieje i ma nawet swoją fachową nazwę. Zdecydowanie bardziej znany jest 'syndrom poniedziałku’, czyli stres przed powrotem do pracy, który dopada nas w niedzielę późnym popołudniem – zdarza się to zwłaszcza, kiedy nie lubimy swojej pracy lub kosztuje nas ona zdecydowanie za dużo nerwów. Czasem jednak możemy tak interpretować nasz WAS, nie znajdując innego wytłumaczenia dla stanu, który nas ogarnia.

Może tak naprawdę trapi nas nie wizja powrotu do obowiązków, tylko wszechogarniające poczucie, że jeśli chodzi o weekendowe plany, to znów nawaliliśmy na całej linii.

WAS to przekleństwo naszych czasów – bat, który ukręciliśmy na siebie sami.

Współcześnie bycie zajętym i hiperaktywnym jest jednym z mierników sukcesu, nie tylko na polu zawodowym, ale też prywatnym.

Nie byłeś ze znajomymi w modnej knajpce albo nie zaprosiłeś ich na wieczór sushi, które przygotowałeś własnoręcznie, bo nauczyłeś się tego od mistrza sushi podczas ostatniej podróży do Japonii? Ewidentnie twoje życie towarzyskie kuleje. Przeleżałeś sobotę i pół niedzieli przed Netflixem? Co za leń, bez zainteresowań! Skoro sam sobie nie potrafisz zorganizować fajnie czasu, to przynajmniej zrób to, co musisz. Miałeś jechać do IKEA po parę drobiazgów i zanieść buty do szewca. Ruchy, ruchy!

Fot. Whoislimos/Unsplash

Kiedy słyszymy ten głos dezaprobaty w swojej głowie, trudno jest wypocząć i oddać się błogiemu lenistwu. – Żyjemy w wiecznym niedoczasie, stąd ta presja, żeby w weekend zrobić masę rzeczy – i fajnych, i tych, które powinniśmy. Zwłaszcza że przecież widzimy na social mediach, że każdy ma superidealne życie pełne przygód czy przeróżnych aktywności. Czujemy, że odstajemy, a to rodzi lęk i stres – komentuje psycholog kliniczny dr Luke Martin. Potrafimy się tym przejmować do tego stopnia, że w poniedziałek czujemy się w pracy wyjątkowo spięci, wiedząc, że w firmowej kuchni czeka nas wymiana weekendowych doświadczeń.

Fot. Wes Hicks/Unsplash

Jak temu wszystkiemu zaradzić? Badacze tematu zwracają uwagę, że najczęściej z WAS zmagają się pracoholicy, którzy są przyzwyczajeni do ustalonego, kontrolowanego porządku dnia. Brak planów czy agendy może ich trochę wybijać z rytmu. Psycholodzy radzą więc, by robić plany na weekend i później luźno się ich trzymać. Jeśli mamy coś konkretnego do zrobienia – zaplanować, kiedy to zrobimy. A jeśli chodzi o wypoczynek i przyjemności, kierować się swoimi zainteresowaniami.

Ponadto specjaliści radzą, by robić więcej fajnych rzeczy również w dni powszednie, zamiast zakładać, że weekend jest jedynym czasem dla nas.

Życzymy miłego weekendu!

Zdjęcie główne: Gift Habeshaw/Unsplash
Tekst: KD

FUTOPIA