Niedorzeczność to dziś zwykła głupota

Siedząc za kierownicą Porsche 911 Turbo S, towarzyszy ci uczucie przewagi na tylu poziomach, że nie zmieściło się w leadzie.
.get_the_title().

Wielu z nas wychowało się na wizji motoryzacji barwnie roztaczanej przez Jeremy Clarksona, który niejednokrotnie podkreślał, że tym, co definiuje supersamochody, jest ich niedorzeczność i absurd, a wszelkie przejawy praktyczności lub – jak to się ostatnio nazywa – zrównoważenia zabijają ten tajemniczy factor X, z którym poradzą sobie tylko 'prawdziwi mężczyźni’. Ta boomerska narracja Clarksona (rocznik 1960) pochodzi z czasów, gdy homoseksualizm figurował w spisie chorób psychicznych, w wyścigach F1 każdego roku ginęło kilku kierowców, a najmocniejsze seryjnie produkowane auto rozpędzało się do setki w nieco poniżej 7 sekund.

650-konne Porsche 911 Turbo S robi to obecnie w 2,7 s, a w trasie potrafi spalić 9 l na 100 km. Tyle wynosi różnica postępu.

Spalanie to w ogóle temat, który w przypadku aut o mocy powyżej 600 KM zwykle kończyło się stwierdzeniem ’pali tyle, ile wlejesz’ i śmiech. W 2022 roku, w kontekście zmian klimatu, ekstremalnej suszy i rosyjskiej ropy, takie podejście to wyżyny arogancji albo głupoty. Ale chwila… Czy my tu właśnie weszliśmy w dyskurs o supersamochodach, emisji CO2, zmianach klimatu i energooszczędności? Przecież to samobójstwo, wyprawa, która musi skończyć się samozaoraniem. Możliwe, ale spróbujmy. Zacznijmy przede wszystkim od tego, że póki nie powstaną odgórne ograniczenia w produkcji samochodów, nowe auta będą powstawać. To zbyt istotna branża gospodarki, aby móc ją odpuścić, co dobitnie pokazał kryzys w 2008 roku i ratowanie z zapaści koncernów samochodowych z państwowych budżetów. Do tego samochód stanowi symbol nowoczesnego stylu życia, jest emanacją pragnień i aspiracji przeciętnego ziemianina. Pod samochody zbudowaliśmy infrastrukturę poruszania się i podróżowania po lądzie, jak mosty, tunele, autostrady, a nawet koncepty miejsc, jak bary czy bad&breakfast. To one napędzają gospodarkę, stanowiąc paliwo dla obecnego modelu konsumpcji, opartego przede wszystkim na swobodzie i wolności, których symbolem w powojennej narracji stało się własne auto. Może być czerwone albo niebieskie, elektryczne albo spalinowe, w leasingu lub na wynajem. Dobre albo byle jakie.

W Europie decydujący głos o kształcie rynku moto ma Unia Europejska, która ogłosiła niedawno, że od 2035 roku wprowadzi zakaz sprzedaży aut spalinowych we wszystkich krajach członkowskich. Do tego czasu śrubować będzie normy i limity emisji, które wymuszają na producentach konsekwentne odchodzenie od napędów zasilanych paliwami kopalnymi.

Inżynierowie samochodów sportowych mają niewielkie jak lufcik w piwnicy okno innowacji, w którym muszą zmieścić poprawę osiągów z większą energooszczędnością. W Porsche robią to w sposób spektakularny.

Już w 2019 roku koncern ze Stuttgartu zaprezentował Taycana, udowadniając, że ta nowa elektryczna era nie musi być wcale nudna i pozbawiona frajdy. Jest bowiem kontynuacją ponad 100-letniego procesu doskonalenia pojazdów spalinowych, czego zwieńczeniem jest właśnie omawiane Porsche 911 Turbo S. Napędzane 6-cylindrowym silnikiem o pojemności 3,8 l typu bokser, wspomaganym dwiema turbosprężarkami to najpotężniejsza odmiana kultowego modelu. Na prostej bez problemu pokonuje McLarena 720s, Laborghini Aventador SVJ czy Ferrari 812, a w zakrętach przekonuje poczuciem kontroli, bo w przeciwieństwie do tych paliwożernych potworów jest seryjnie wyposażone w napęd na 4 koła.

Trudno w nim spotkać na drodze inne auto, przy którym nie będziemy mieć poczucia przewagi. Nie tej ordynarnej, ekstrawaganckiej, która po chwili wywołuje przypływ zażenowania, ale dojrzałej, świadomej, wypracowanej długotrwałym procesem projektowym i technologicznym.

Jedziesz na przykład alpejską przełęczą za Chevrolet Corvette C6, wsłuchujesz się w jego bulgoczące V8, obserwujesz linię jazdy kierowcy. Widzisz, że hamować musi wcześniej, że na wyjściach z zakrętów, które ty pokonujesz z dużym zapasem, tył mu trochę odjeżdża, że nie może wykorzystać mocy swojego za dużego, za ciężkiego silnika i już wiesz, że gdy tylko zechcesz i przygotujesz manewr, nie będzie w stanie się przed tobą obronić. U ciebie wszystko działa szybciej, lepiej i oszczędniej. To bardzo satysfakcjonujące uczucie.

Nie ma drugiego auta, które tak swobodnie przeobraża się się z wygodnego daily w szosowe monstrum. To prawdziwy kameleon wśród supersamochodów. Wynika to z dość oldskulowej idei, jaka stoi za całą koncepcją modelu 911. W przeciwieństwie do innych marek sportowych, które oferują kilka różnych modeli w zależności od charakterystyki i osiągów, Porsche ma po prostu 911-tkę, ale za to aż w 23 odmianach (tyle znajdziemy w polskim cenniku) – od bazowej, tylnonapędowej 385-konnej Carrery aż po topowego 650-konnego Turbo S.

To nic innego jak flagowy przykład sprawdzonego, niemieckiego pragmatyzmu, który wychodzi z założenia, że konsekwentne doskonalenie jednego modelu daje niebywale dopracowany efekt końcowy. 911-tka to konstrukcja rozwijana już od 58 lat!

To czyni z niej punkt odniesienia dla innych. Możemy się śmiać, że w 911 tylnych foteli prawie nie ma, ale dziecko tam się zmieści, a w podróży to dodatkowa przestrzeń bagażowa oprócz solidnej przedniej komory, gdzie z powodzeniem zmieścimy dwie kabinówki. Zawieszenie, aerodynamika i układ napędowy w trybie NORMAL mogą sugerować, że jedziemy limuzyną, ale gdy za chwilę na autostradzie bez ograniczeń prędkości zbliżamy się do 300 km/h, auto się obniża, usztywnia, zwiększa docisk wysuwając tylne skrzydło i przeszywa powietrze niczym wyścigowy bolid. Żadne inne auto, którym jeździłem, nie oferowało tak szerokiego spektrum charakterystyki.

W designie użytkowym funkcjonuje takie pojęcie jak 'general experience’, które nie odnosi się bezpośrednio do jednej cechy, ale mówi o ogólnym wrażeniu z używania przedmiotu. Te intuicyjne, które w jakiś tajemniczy sposób dopasowują się do naszych potrzeb i oczekiwań, nazywamy inteligentnymi. Na te głupie i niedorzeczne już nas nie stać. Także gdy mówimy o supersamochodach.

Tekst: KJ

MOTO