Community based tourism, czyli zanurzenie się w życiu lokalnej społeczności jako zrównoważona alternatywa dla standardowych form turystyki
To właśnie lokalna społeczność ma kluczowy głos i decyzyjność co do tego, w jaki sposób chce (lub nie) przyjmować w swoje progi przybyszów z daleka. Przykład ten oddaje esencję idei opatrzonej tajemniczym skrótem CBT, czyli „community based tourism”. W praktyce wyjazd taki oznacza interakcje z daną społecznością o różnym natężeniu – od zwykłego przebywania i obserwowania ich codziennego życia, poprzez aktywną pomoc i udział w ich obowiązkach oraz pracy, aż po inicjowanie długotrwałych projektów, które możemy rozwijać wraz z nimi, dzieląc się przy tym swoim własnym doświadczeniem i umiejętnościami. Nawet powierzenie swojej podróży lokalnemu przewodnikowi, o którego zaletach pisaliśmy już tutaj, się liczy.
Wszystko ma na celu stworzenie harmonijnej relacji obu stron takiego przedsięwzięcia i przyniesienie im równomiernych korzyści – co niestety nie jest standardem w bardziej popularnych, komercyjnych formach turystyki.
Ten brak równowagi uwypukla się szczególnie w przypadku wycieczek osób z krajów bogatej północy do tych biedniejszych, należących do tzw. „globalnego południa”. Raport przedstawiony przez Program Środowiskowy ONZ (UNEP) nie pozostawia złudzeń. Oszacowano w nim, że na 100 dolarów wydanych przez turystów, który udają się na wakacje do krajów rozwijających się, tylko 5 dolarów przeznaczonych jest na rozwój gospodarek i społeczności tych miejsc. W reszcie przypadków zysk trafia do zagranicznych firm, zajmujących się np. obsługą takich wycieczek.
Dlatego właśnie tak ważne jest, by zamiast zasilać ich i tak pełne sakiewki, sprawić, by jak największa część zysku trafiała do autochtonów. Warto jednak wiedzieć, że nawet jeśli wybierzemy taką formę wakacji, która jawi się nam jako zrównoważona i nastawiona na przyniesienie korzyści lokalsom, wciąż musimy zachować czujność i pogłębioną refleksję.
Często dobre intencje nie mają niestety przełożenia na rzeczywistość.
Problem ten jaskrawo widać w przypadku zjawiska określanego przez badaczy turystyki jako wolonturystyka. Chodzi o to, że wiele firm wyczuło rosnący trend w postaci połączenia wolontariatu z wakacjami, zamieniając cały proceder w dochodowy biznes – nie zważając przy tym na realne potrzeby społeczności, która gości wolontariuszy z zagranicy.
Jak zatem uniknąć tej pułapki? Po pierwsze: poznać społeczność, którą chcemy odwiedzić. Chodzi tu o jej wartości, obyczaje, problemy, z którymi się zmaga. A przede wszystkim – spróbować odpowiedzieć na pytanie, czy nasza pomoc jest im właściwie potrzebna.
Najlepiej szukać tego typu wyjazdów nie u komercyjnych przewoźników, lecz sprawdzonych organizacji typu NGO.
Jeśli natomiast wolimy sami w pełni zorganizować sobie taką przygodę, platformy typu Workaway.info czy Helpx pozwalają nam na stworzenie swego rodzaju CV, które pozwoli potencjalnym zainteresowanym poznać nasze umiejętności oraz nas samych.
Taka forma wolontariatu sprawia, że mamy większy wpływ na to, gdzie trafimy i czy nasza obecność rzeczywiście okaże się korzystna dla tubylców.
Tekst: Przemysław Pstrongowski