5 filmów, które warto zobaczyć na Millenium Docs Against Gravity, cz.3: polscy twórcy
Dyrektor festiwalu Artur Liebhart, zachęcając do udziały w seansach, mawia: „Zobacz, czy rozumiesz świat i czy świat rozumie ciebie”. Nie zapominajmy, że ten świat to też nasze własne podwórko – Polska – a może nawet właśnie od niej zacznijmy naszą eksplorację rzeczywistości. Te filmy pozwolą spojrzeć na nasz kraj przez obiektyw kamery niesamowicie zdolnych twórców, którzy dzięki swoim otwartym, kreatywnym umysłom i zmysłowi artystycznemu zabiorą nas w podróż w głąb Polski – umysłów i serc jej mieszkańców.
1. „Symfonia Fabryki Ursus”, reż. Jaśmina Wójcik
Czasem pomysł na film kiełkuje w twórcach latami. Kiedy indziej – wystarczy spacer, dostrzeżenie czegoś niezwykłego tam, gdzie inni widzą normalność, a może i ruinę. Tak było w tym wypadku, kiedy reżyserka zachwyciła się dawnymi halami warszawskiej fabryki. Po rozmowie ze swoim tatą, który zawsze powtarzał, że jest z Ursusa, a nie z Warszawy, wiedziała, że te niszczejące budowle staną się punktem wyjściowym do historii o ludziach, którzy pracowali tam całymi latami wraz ze swoimi rodzinami, sąsiadami, wszystkimi mieszkańcami Ursusa.
Można by wręcz powiedzieć, że Fabryka Ursus to nie był zakład pracy – to stan umysłu.
I nie jest to jedynie podróż sentymentalna dedykowana mieszkańcom Ursusa czy Warszawy.
Najlepszym dowodem na to jest fakt, że film parę dni temu zdobył Nagrodę dla Najlepszego Filmu Średniometrażowego na prestiżowym festiwalu Hot Docs w Toronto.
Jesteśmy pewni, że w Polsce zachwycimy się nim nawet bardziej niż za wielką wodą, bo już po kilku minutach seansu wejdziemy cali w tę mentalność, miejsce i muzykę fabryki Ursus.
2. „Diagnosis”, reż. Ewa Podgórska
Powiedzieć, że to film o Łodzi, to jak nie powiedzieć nic. Twórcy sięgają do jej mieszkańców – ich ukrytych pragnień, tłumionych lęków, niespełnionych nadziei.
Widz może czuć, że narusza czyjąś prywatność, wchodzi w zakamarki duszy, które opatrzone są znakiem „nieupoważnionym wstęp wzbroniony”.
A jednak nie chcemy odwracać wzroku. Nadstawiamy uszu, bo to, co widzimy na ekranie, jest niezwykle wciągające i prawdziwe. W dobie przepuszczania wszystkiego przez lukrowane filtry Instagrama możliwość wglądu w ludzkie uczucia i życiowe sytuacje jest czymś niemalże niespotykanym.
A do tego Łódź – choć ani razu nie pada jej nazwa – chyba najbardziej enigmatyczne i chimeryczne miasto w Polsce.
Jedni ją kochają, inni uważają, że jest zniszczona, brzydka i zła. Ten obraz nie odpowie na pytanie, kto ma rację, ale na pewno zaintryguje. Zwłaszcza że jest wykonany po mistrzowsku. Dowodem jest chociażby fakt, że film otrzymał Nagrodę za Najlepszy Montaż na niedawno zakończonym Międzynarodowym Festiwalu Filmów Dokumentalnych Dokker w Moskwie.
3. „Ostatnia Góra”, reż. Dariusz Załuski
Alpinizm to pasja, która wzbudza ogrom emocji i to nie tylko u uczestników wypraw, ale również wśród śledzących je osób. Są tacy, którzy mocno dopingują himalaistów, podziwiając ich za niesamowitą odwagę, hart ducha, wytrzymałość psychiczną i fizyczną. Inni śledzą doniesienia z kolejnych wypraw z dezaprobatą, wytykając wspinaczom bezmyślność i egoizm, przez które mogą ucierpieć ich rodziny, a także uzależnienie od adrenaliny. Dzięki „Ostatniej Górze” mamy niepowtarzalną okazję przyjrzeć się wszystkiemu z bliska.
Może nawet poczujemy się przez chwilę jak część ekipy. Należał do niej reżyser i tłumaczy, że dzięki temu w jego obrazie nie ma ani krztyny sztuczności czy nienaturalnych zachowań, jakie mogłoby wywołać nagłe pojawienie się ekipy filmowej w obozie.
Akcja filmu rozgrywa się podczas zimowej wyprawy na K2, którą przerywa tragedia na pobliskim szczycie Nanga Parbat. Zderzenie z tak dramatycznym wydarzeniem i trudnościami piętrzącymi się podczas powrotu na ośmiotysięcznik jest próbą charakterów. Ale może tym właśnie jest himalaizm?
4. „Jazda obowiązkowa”, reż. Ewa Kochańska
To film o relacjach rodzinnych. Oto mamy rodzinę Polniuków, Ukraińców, którzy po wybuchu Euromajdanu przenieśli się do Polski, by tu zacząć życie od nowa. Właściwie powinno się powiedzieć: od zera, bo nie mają nic, oprócz nadziei na lepszą przyszłość. Ta nadzieja pokładana jest głównie w 10-letniej Julii, która walczy o udział w Młodzieżowych Mistrzostwach Polski w jeździe figurowej na lodzie. Jej matka, Marina robi wszystko, by tak się stało – dla dobra całej rodziny i oczywiście córki.
Problem jednak w tym, że nie widzimy, żeby Julia czuła się w tej sytuacji dobrze. Poświęcenie matki zdaje się mieszać z obsesją i presją, która dla dziesięciolatki może być wyniszczająca.
Z drugiej strony nie chodzi tu przecież o kolejny puchar na półce, tylko o szansę na lepsze życie.
Film sprawia, że łatwo jest wydawać wyroki, jednak żeby w pełni odebrać jego przekaz, nie można pozwolić, by Marina – choć to bardzo barwna postać – skupiła całą uwagę na sobie.
Reżyserka zachęca do spojrzenia na świat również oczami Julii. Zwłaszcza że – jak zauważa – nie wszyscy jesteśmy matkami, ale wszyscy byliśmy dziećmi.
Biorąc pod uwagę ten punkt widzenia, „Jazda obowiązkowa” może być jeszcze ciekawszym i wielowymiarowym przeżyciem.
5. „In touch”, reż. Paweł Ziemilski
Wyobraźcie sobie, że z waszego miasta znika połowa ludności? Wśród nich wasi bliscy – przyjaciele, rodzina. Brzmi jak zajawka horroru czy filmu s-f? Spokojnie, nie giną bez wieści. Emigrują – w tym wypadku do Islandii. Taka sytuacja ma miejsce w mazurskiej wsi Stare Juchy, gdzie od początku lat 80. ubiegłego wieku wyemigrowało ponad 400 mieszkańców, czyli połowa całej społeczności. Film sprawdza, jak w takiej sytuacji wyglądają relacje z bliskimi. Mamy przecież mobilność, nowoczesną technikę i poczucie otwarcia na świat.
To wszystko nie ma jednak żadnego znaczenia, jeśli pierwiastek ludzki się w tym nie odnajdzie, nie zaadaptuje do nowej sytuacji, nie będzie pielęgnował więzi z bliskimi, pozwalając im jednak ewoluować.
Żyjemy w czasach, w których wątek emigracji wpisany jest w życie niemalże każdej rodziny, mogłoby się nam więc wydawać, że wiemy jak jest, dajemy radę, ogarniamy. A przede wszystkim tak bardzo przyzwyczailiśmy się do rozłąki, że stała się czymś naturalnym – o czym tu gadać i filmy kręcić?
A jednak reżyser bardzo szybko łapie nas w sieć, w tym wypadku połączeń między Starymi Juchami i Islandią.
To co zobaczymy może nas zasmucić, trochę rozbawić, zacząć mocno uwierać. Przede wszystkim jednak zainteresować – tyle czasu spędzamy wpatrzeni w telefon czy Netflix, że podglądanie i podsłuchanie kontaktów międzyludzkich ma szansę wciągnąć nas bez reszty.
Pełny program festiwalu znajdziecie tutaj.
Zdjęcia: materiały prasowe
Tekst: Kinga Dembińska