Dlaczego powroty kultowych seriali nie zawsze się udają?

Pisaliśmy już o retro powrotach, modnych rebootach, revivalach i innych reanimacjach seriali sprzed lat. W tym roku oglądamy kolejne nowe-stare seriale i zastanawiamy się nad przyczynami ich porażki, choć nie zawsze porażka jest właściwym słowem na sytuację, w której zastajemy ulubiony serial z dzieciństwa albo wczesnej młodości. Czasem to po prostu jakiś deficyt.
.get_the_title().

Widownia serialowa może być już zmęczona licznymi powrotami kultowych seriali. W tym roku reanimowano m.in. dwa głośne tytuły – „Roseanne” i „Murphy Brown”. Każdemu powrotowi towarzyszyły silne emocje. Poniżej wyjaśniamy, skąd tak duże rozbieżności w ocenie powracających seriali:

1. Oczekiwanie, że stary serial będzie jak nowy

Dotyczy to głównie powrotu „Murphy Brown”, która przez część krytyków i widzów została uznana za serial nudny i nie wart uwagi. Wygląda na to, że widzowie zapomnieli, że „Murphy Brown” to sitcom z końca lat 80., który towarzyszył nam przez całe lata 90. Sitcom z tamtej epoki to coś zupełnie innego niż współczesny serial komediowy. Murphy Brown nie może zachowywać się i mówić jak Hannah Horvath, bo to dopiero byłoby nierealistyczne. Bohaterka serialu robiła karierę dziennikarską w czasach przed epoką internetu i dzisiaj jest 20 lat starszą, emerytowaną dziennikarką, więc siłą rzeczy humor opiera się na jej zderzeniu z tym, jak działają social media i jak działa współczesne dziennikarstwo internetowe.

Być może poglądy Murphy nie przystają do nowych czasów i dlatego tym bardziej dobrym pomysłem są jej konfrontacje z synem, który reprezentuje młode pokolenie dziennikarzy.

Murphy jest zagorzałą przeciwniczką Donalda Trumpa. Ten wątek jest mocno podkreślany, ponieważ walka z jego prezydenturą jest naturalną konsekwencją całego życia zawodowego tytułowej postaci. Nawet jeśli jest to dla kogoś męczące, to równocześnie jest bardzo prawdziwe w obrębie serialowego świata przedstawionego. Nie można oczekiwać od sitcomu, który swoją tożsamość zdobywał w latach 90., że gdy wróci, będzie nowoczesną komedią rodem z ramówki HBO. Powrót „Murphy Brown” nie jest porażką, to raczej widownia nie jest w stanie zaakceptować starzejącego się gatunku, jakim jest sitcom. A ten akurat jest całkiem udany.

2. Dobry powrót może zepsuć jeden rasistowski tweet

Trudno uwierzyć w to, że serial „Roseanne” wrócił, cieszył się dużym powodzeniem i miał szansę na kolejne sezony, ale Roseanne Barr nie mogła się powstrzymać i musiała po raz kolejny wylać z siebie rasistowskie żale. W tej sytuacji trudno było oczekiwać od stacji emitującej serial innej reakcji niż tylko jego kasacji. Na szczęście „Roseanne” wróciła zza światów jako spin-off pt. „The Conners”, już bez głównej bohaterki, która została uśmiercona.

Wygląda na to, że ukaranie gwiazdy śmiercią jej bohaterki to jedna z najbardziej dotkliwych kar.

Podobna historia przydarzyła się ostatnio także Kevinovi Spacey podczas prac nad finałowym sezonem „House of Cards”.

3. Kontekst kulturowy i społeczny

Największy problem polega na tym, że żyjemy w innych czasach niż 20 lat temu. To poniekąd nawiązanie do punktu pierwszego, z tym że chodzi o konkretne czynniki sprawiające, że dzisiaj nie bawią nas stare kawały. Widać to doskonale podczas ponownej emisji takich seriali jak „Przyjaciele” czy „Niania”. Owszem, kiedyś bardzo je lubiliśmy, ale dzisiaj widzimy, że naśmiewanie się z otyłości Moniki w serialu „Przyjaciele” było zwyczajnym fat-shamingiem.

W serialu pojawiło się też wiele seksistowskich i rasistowskich żartów.

Dzisiaj mocno nas to razi, ale dawniej nie było problemem. Dokładnie tak samo wygląda sytuacja z serialem „Niania”, który ma jeszcze większą wadę – nadużycie władzy pracodawcy wobec pracownika (przypomnijcie sobie, ile razy Fran rzucała się na kolana przed szefem albo chwytała go za nogawkę, gdy ten chciał odejść – dzisiaj za tego rodzaju żarty serial zostałby skasowany po kilku odcinkach).

4. Nowa widownia

Wiele ze starych seriali, które powracają po latach, trafia na mur niezrozumienia widowni niepamiętającej oryginału. Seriale produkowane przez Netflix nie zawsze docierają do widowni, która w przeszłości oglądała dany serial. O ile fanki „Kochanych kłopotów” i „Pełnej chaty” odnalazły kontynuacje seriali na platformie, o tyle starsza widownia może z niej nie korzystać, zwłaszcza w Polsce, gdzie Netflix wciąż działa na niszową skalę.

Z tego powodu potencjalna widownia może nie docierać np. do nowych odcinków „Dynastii”, a młoda – nie rozumieć nawiązań do oryginału.

5. Nowe gatunki

Neoseriale to dzisiaj w większości quality tv łącząca różne gatunki. Dramaty rodzinne podszyte humorem i sporą dawką psychologii cieszą się sporym powodzeniem wśród widowni świadomie układającej sobie repertuar telewizyjny.

W świecie krytyków, sitcomy odchodzą do lamusa. Podobnie jak sensacyjne procedurale.

A właśnie tych seriali najwięcej powstawało w latach 80. i 90. Gdy więc wracają, po początkowym entuzjazmie, brakuje nam sił, żeby oglądać je dalej. I tak, drugie życie serialu zbyt szybko się kończy.

A wy, oglądacie stare-nowe seriale?

TU I TERAZ