Open’er? E tam. Oto 5 wyjątkowych koncertów zagranych specjalnie dla… zwierząt

Jak się okazuje reprezentujący faunę melomani to bardzo zaangażowani i oddani słuchacze.
.get_the_title().

Kwestia wpływu muzyki na zwierzęta od wieków nurtuje ludzkie umysły. Badacze ochoczo dociekają więc w swych akademickich dysputach na temat oddziaływania konkretnych gatunków na… konkretne gatunki. W historii nie zabrakło też utworów pisanych bezpośrednio dla naszych braci mniejszych, jak choćby przeznaczone dla psów nagrania, którymi zasłynęła (sprawdźcie ten występ!) popularna wśród sympatyków eksperymentowania z dźwiękiem Laurie Anderson. Zresztą wystarczy przekopać zasoby YouTube’a, by znaleźć tego typu playlist i tagów pełno – music for cats, for birds, for mammals, whatever. Ba, grindcore’owa grupa Caninus odwróciła nawet role i obsadziła w roli… wokalistów dwa podszczekujące złowieszczo do rytmu pitbulle. Sądząc po reakcjach pobratymców – muszą tam lecieć niezłe bluzgi. Ciekawy tekst o takich międzygatunkowych zespołach znajdziecie tutaj.

My tymczasem zapraszamy na koncerty. Koncerty nie byle jakie, bo wykonane właśnie przed zwierzęcą publicznością. Czasem wzruszające, czasem zabawne. Oto 5, których na pewno nie zapomnicie.

1. Krowia widownia idzie w pogo przy dźwiękach puzonu

Jeśli dowolny film zaczynałby się takim ujęciem, z marszu windowałoby go to do ścisłego topu nawet w najlepszych dla kina latach. Wygrywający powtarzalną melodię z wariacjami puzonista, w którego stronę, jak zahipnotyzowane, podążają okoliczne krowy i byki, by przegrupować się następnie w zorganizowaną, machającą euforycznie ogonami widownię, to istny audiowizualny majstersztyk i jedna z najbardziej absurdalnych, ale i zachwycających rzeczy, jakie zobaczycie dziś w internecie. Inną zaletą filmiku, jak słusznie zauważyli pod nim użytkownicy, jest też fakt, że kilka osób po seansie przestanie może wyznawać teorię płaskiej Ziemi.

2. Muzyka klasyczna i… zasłuchany niewidomy słoń

Pora na coś wzruszającego. Lam Duan to niewidomy przez większość swojego życia słoń pomieszkujący w Tajlandii. Paul Barton zaś to bardzo empatyczny i zdolny człowiek, który muzyką dostarcza tym pięknym stworzeniom, często w jakiś sposób poszkodowanym przez los, trochę radości.

W tym akurat przypadku odbierający rzeczywistość słuchem monumentalny ssak mógł liczyć na przeznaczoną tylko dla niego muzykę klasyczną w wersji live.

Wnosząc po reakcjach i ewidentnym zaciekawieniu, można zakładać, że bardzo mu się podobało oraz że – zwłaszcza uwzględniając wspaniałą pamięć słoni – nigdy tego doświadczenia nie zapomni.

3. Białucha lubi dudy

Zwierzęta wodne lubują się najwyraźniej w bardziej skocznych melodiach. Białucha arktyczna i dudy? Czemu nie!

Zaintrygowanie rysujące się na twarzy naszej bohaterki zdaje się mówić: „Ej, to jest świetne, podoba mi się!”.

A podpływający z tyłu drugi, najwyraźniej zafascynowany raczej innymi gatunkami muzycznymi okaz wydaje się (za jednym z youtube’owych komentarzy) zagajać: „Hej, czego słuchasz?”.

4. Dźwiękowe ukojenie dla zwierząt, które kiedyś przeszły piekło

Troska o komfort życia uratowanych zwierząt, które niegdyś wiele wycierpiały, to gest, który zawsze warto docenić. Przy kojących dźwiękach liczącego sobie zaledwie 18 lat instrumentu hang, o którym więcej przeczytacie tutaj, mająca w swej biografii bardzo trudne chwile krówka wydaje się melancholijnie zasłuchana, a dwie kózki odprężone. Wzruszający obrazek.

5. Akordeon, krowie fanki i ostra impreza w niemieckim Garmisch

I znów włączają się filmowe skojarzenia, bo przecież ta scenka mogłaby być żywcem wyciągnięta z jakiegoś filmu Kusturicy czy Sijana. A podsuwająca pod koniec występu łebek jedna z uczestniczek „eventu” to przecież wypisz, wymaluj jakaś piszcząca fanka, która nie odpuści dopóki nie dostanie autografu swojego idola.

Tekst: Wojciech Michalski

TU I TERAZ