Świąteczne imprezy firmowe to zło. Dowód? Aż 1/3 pracowników zrobiła na nich coś, czego żałuje

Jeśli jesteście jeszcze przed firmowym śledzikiem, to może rozważcie urlop na żądanie. Tylko tym razem nie na dzień po, tylko właśnie w dniu imprezy.

.get_the_title().

Niedawno pisaliśmy o tym, że okres przedświąteczny to, niezależnie od branży, niezwykle stresujący czas dla pracowników. Świąteczne imprezki i śledziki nie poprawiają nastrojów, bo według badań przeprowadzonych przez firmę MetLife najchętniej by w nich nie uczestniczyło aż 40 proc. zatrudnionych w różnych firmach osób. Jeśli jednak nie zatroszczyliście się zawczasu o dobrą wymówkę, żeby nie przyjść, czyli np. nie wzięliście na ten czas urlopu czy nie złamaliście zapobiegawczo nogi, to możecie mieć problem z wymiksowaniem się last minute.

Nie chcecie być przecież uznani za osobę aspołeczną, która towarzystwo współpracowników jest w stanie znieść tylko w czasie, za który się jej płaci.

via GIPHY

Może więc kiedy na ten ogólny przedświąteczny stres nakłada się poczucie przymusu uczestnictwa w zabawie świątecznej, coś w nas pęka, hamulce puszczają i dzieją się rzeczy niestworzone. I to nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu, bo okazuje się, że aż 2 na 5 osób biorące udział w firmowych świątecznych imprezach, zrobiły lub powiedziały w ich trakcie coś, czego później żałowały. Tak wynika z ankiet przeprowadzonych wśród 2000 Amerykanów przez firmę OnePoll zajmującą się badaniem opinii publicznej. Ankietujący byli na tyle łaskawi, że nie wnikali zbyt mocno w szczegóły, które prowadziły do kaca-moralniaka.

Udało im się jednak ustalić, że 41 proc. uczestników badania było świadkami jakiejś firmowej dramy albo poznało skrzętnie ukrywane na co dzień przez współpracowników sekrety.

Nie jeden sekret, tylko kilka, bo okazuje się, że każdy z imprezowiczów słyszy co najmniej 7 świeżych, soczystych informacji lub ploteczek o swoich kolegach i koleżankach.

via GIPHY

Na plotkowaniu jednak się nie kończy. Bywamy również naocznymi świadkami różnych ekscesów.

Aż 37 proc. uczestników badania przyznało, że podczas świątecznej imprezy ich współpracownicy flirtowali ze sobą.

Mało tego – i bez względu na to, czy w pobliżu była jemioła czy nie – niejednokrotnie nie obeszło się bez buziaków. I to nie takich z gatunku czysto przyjacielskich. Ciekawe czy bohaterami tych firmowych dramatów, romansów i innych performance’ów byli ci, którzy na co dzień są najcichsi, najbardziej skryci i grzeczni? Otóż może tak być, bo 35 proc. ankietowanych stwierdziło, że na firmowej gwiazdce niejedna „cicha woda” okazywała się być „party animal” numer 1.

via GIPHY

Nie zapominajcie o tym, że wiele z wspomnianych wcześniej sytuacji zostaje uwiecznionych na zdjęciach.

Sami pewnie niejednokrotnie sięgacie po telefon, bo czy toast wypity bez zrobienia uprzednio boomeranga na Insta ze stukaniem się kieliszkami w ogóle się liczy?

To akurat przykład dość niewinnej dokumentacji wieczoru. Uczestnicy badania przyznają jednak, że po imprezie okazuje się, że są bohaterami co najmniej 6 zdjęć wykonanych przez inne osoby. Nie wszystkie są robione z zaskoczenia, ale jednak lepiej mieć się na baczności. Tak to wygląda w Ameryce, a czy w naszym kraju jest podobnie? Zachęcamy do dzielenia się przemyśleniami i opowieściami 😉

Zdjęcie główne: film „To właśnie miłość”
Tekst: KD

TU I TERAZ